Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Przewlekle chory na bluesa

Z okazji Poznańskiego Dnia Bluesa o swoim życiu (z) bluesem opowiada Krzysztof Rybarczyk.

Krzysztof Rybarczyk, fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
Krzysztof Rybarczyk, fot. archiwum prywatne

Dr Blues (taką ksywkę nadali mu koledzy z poznańskiego środowiska) jest w Poznaniu postacią znaną od trzech dekad. Znowu jest wszędzie tam, gdzie sam może posłuchać bluesa lub gdzie będzie mógł go zagrać. Kolejna okazja nadarzy się już w najbliższą sobotę, 15 września - w ramach Poznańskiego Dnia Bluesa Krzysztof Rybarczyk wystąpi w klubie Blue Note.

Przyczynił się do reaktywacji zespołu Wielka Łódź. Zebrał z kolegami archiwalny materiał dźwiękowy studyjnych nagrań zespołu, dorzucił drugą płytę z zarejestrowanym koncertem grupy i mamy na rynku album "Walk On 1984-2012...". Niemal równocześnie powołał do życia nową kapelę - Dr Blues And Soul Re Vision Band, z którą podjął całkiem nowe wyzwanie artystyczne.

Ryszard Gloger: Niełatwo zapamiętać pełną nazwę zespołu - Dr Blues And Soul Re Vision Band - ale budzi respekt...

Krzysztof Rybarczyk: Dokładnie tak miało być. Nazwa zespołu nawiązuje do tradycji grup amerykańskich, które w opisowy sposób informowały o rodzaju wykonywanej muzyki, wielkości zespołu i charakterze wykonawstwa. W naszym przypadku chodzi o soul, styl muzyki wyrosłej na bazie bluesa w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Następnie mamy Re Vision, rozumiane dwojako: jako odnowienie lub jako nową wizję. Ambitne założenia, lecz z takimi muzykami jak Joasia i Tomek damy radę. Sam także zawsze lubiłem ten rodzaj muzyki, tylko że z bluesową Wielką Łodzią nie dało się tego wyartykułować.

Kiedy wymyśliłeś koncepcję zespołu?

Rok temu w klubie Charyzma w Poznaniu zobaczyłem, jak gra na basie Joanna Dudkowska. Grał też tam perkusista Tomek Boguś. Taka sekcja rytmiczna była zaczątkiem myślenia o nowym zespole. Następny był gitarzysta Janusz Musielak, którego wszyscy cenimy za osobowość, doświadczenie, wykształcenie muzyczne. Grał w tylu różnych zespołach od Non Iron poczynając, udowodnił swoje gitarowe kompetencje na wielu polach. Kiedy doszedł Janusz, mieliśmy już trzon kapeli. W tym gronie tworzy się nasz styl i w tym składzie najczęściej odbywamy próby i zapadają wszystkie ważne decyzje.

Kiedy wystąpiliście po raz pierwszy?

Podczas klubowego koncertu w rocznicę śmierci Wojtka Skowrońskiego - 17 stycznia w klubie Blue Note. Graliśmy pół godziny. Pierwszy pełny koncert odbył się 23 kwietnia w Kościanie. Kumulacja występów czeka nas jesienią. Najważniejszy będzie koncert na festiwalu Rawa Blues w Katowicach.

Soul i rhythm and blues ma u nas stereotypowe skojarzenia typu Blues Brothers. Takich zespołów jest najwięcej. A przecież czarne kapelusze, ciemne okulary i garnitury to nie wszystko...

Z jednej strony film "Blues Brothers" wypromował ten gatunek muzyki fantastycznie, z drugiej zamknął ją do kilkunastu znanych kawałów. Budując repertuar zespołu nie chcieliśmy, żeby to były wyłącznie ograne piosenki. Każdy kto się zagłębi w tę muzykę, musi stwierdzić, że to kopalnia fantastycznych utworów. Czasem wydaje się, że to proste rzeczy do grania, a potem dopiero wyczuwa niuanse i elementy świadczące o jej dynamice i urodzie.

Na szerokie wody po latach wypływa także zespół Wielka Łódź. Jak do tego doszło?

Chyba spadła na mnie jakaś iskra boża. Rok temu jadąc samochodem odebrałem telefon od gitarzysty Janusza Siemienasa, który zapytał, czy byśmy znowu nie zagrali razem. Odpowiedziałem bez namysłu - "dlaczego nie?" i tak po kilkunastu latach przerwy zespół znów działa. Jest muzyka, gramy koncerty, robimy próby, odnowiły się kontakty z ludźmi, życie dostarcza więcej adrenaliny. Wymagało to przemodelowania wielu spraw, poszukania sali prób. Odgrzebaliśmy dawny repertuar, doszły nowe pomysły i co ważne przygotowaliśmy świeże utwory. 

Razem z Siemienasem zakładałeś Wielką Łódź chyba w 1984 roku. Nie jesteście rówieśnikami, więc odpada koncepcja grupy jako kolegów z klasy lub ze studiów...

Pomysł grania bluesa miał rzeczywiście mój kolega z klasy Przemek Ślużyński. Zaczęliśmy grać w warunkach garażowych. Potem w legendarnym w Poznaniu klubie studenckim Nurt spotkaliśmy Janusza Siemienasa. Był gitarzystą w grupie Zespół Parkinsona razem z wokalistą Andrzejem Donarskim. Pochwalił nas, że gramy fajną muzykę i zachęcił, żeby podejść do tego poważnie. Czyli to właściwie Janusz był pomysłodawcą profesjonalnego zespołu bluesowego. Spotkaliśmy jeszcze Andrzeja Kubiaka, który grał na perkusji. Doszedł także Jurek Wróblewski na harmonijce ustnej i wiosną 1984 roku Wielka Łódź rozpoczęła koncertowanie.

Pierwotnie nazywaliście się Big Boat, prawda?

Pamiętam dokładnie, kiedy to się stało. Graliśmy jako suport przed braćmi Wodzińskimi, czyli przed zespołem Easy Rider. Prowadzący koncert Krzysztof Wodniczak - nie wiem, czy dla żartu, czy z przekory - zapowiedział nas nie jako Big Boat tylko jako Wielką Łódź. W pierwszym momencie trochę nas to zdziwiło, lecz potem ta nazwa przyjęła się na stałe.

Nie żałowaliście tego kroku, kiedy na zagranicznych festiwalach i na plakatach polska nazwa sprawiała pewien kłopot?

Rzeczywiście trochę nie starczyło nam wyobraźni, bo za granicą działy się z naszą nazwą różne dziwne rzeczy. Mamy w archiwum plakaty z wydrukowaną nazwą zespołu w tak zaskakujący sposób, że sami widząc to po raz pierwszy przecieraliśmy oczy. Czasem pisano naszą nazwę fonetycznie tak jak powinno się ją wymawiać. Na festiwalu w Lisieux we Francji wystąpiliśmy przed Lutherem Allisonem, lecz nazwa na plakatach zupełnie nie przypominała Wielkiej Łodzi.

Widać znowu błysk w oku kiedy mówisz o Wielkiej Łodzi. Twoi koledzy dawali sobie radę w innych formacjach. Wierzysz, że teraz są całym sercem z zespołem?

Pytanie jest bardzo podchwytliwe. Czuję zaangażowanie nas wszystkich. Mam wrażenie, że całe środowisko poznańskie grające bluesa mocno się ożywiło. Złośliwi mówią, że kilkunastu muzyków w mieście gra w kilku zespołach w różnych kombinacjach. Dla mnie to jest fantastyczne - można chodzić po różnych klubach i posłuchać kolegów i przyjaciół. Są miejsca jak Crime Story czy Blue Note, gdzie regularnie słychać bluesa. Jestem zafascynowany nowymi kapelami z naszego regionu jak Wolna Sobota czy Nie Strzelać Do Pianisty. Wydaje mi się, że ci młodzi muzycy idą podobną drogą, jaką wybraliśmy my prawie 30 lat temu.

Po tylu latach doświadczeń jaki masz plan dla Wielkiej Łodzi?

Na pewno nie chcemy odcinać kuponów i spoczywać na laurach. Przygotowaliśmy album podsumowujący naszą historię, robimy nowe piosenki i chcemy zapraszać innych solistów do realizacji różnych projektów. Najkrócej mówiąc - czujemy duży głód grania, a ja chyba szczególnie natarczywy.

Rozmawiał: Ryszard Gloger

  • Dr Blues SUPER SESSION - Polski Dzień Bluesa - specjalny koncert Krzyszofa Rybarczyka z gośćmi 
  • 15.09, g. 20
  • klub Blue Note