Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie warto zmieniać czegoś, co jest dobre

Rozmowa z Rafałem Góreckim, twórcą i dyrektorem Festiwalu Prowincjonalia. Otwarcie - 5 lutego we wrzesińskim kinie Trójka.

Rafał Górecki (po prawej). Fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
Rafał Górecki (po prawej). Fot. archiwum prywatne

Monika Nawrocka-Leśnik: Przed nami kolejna edycja festiwalu. Na czym polega fenomen Prowincjonaliów? Czym ten festiwal się wyróżnia?

Rafał Górecki: Trudno mówić o jakimś fenomenie. Niemniej jednak, startowaliśmy w okresie wielkiego głodu imprez filmowych - w 1994 roku. Rok wcześniej wystartował Jurek Owsiak ze swoją Orkiestrą.  Odczuwało się w tym czasie pewną chęć współuczestniczenia, współdziałania. Społeczeństwo było wygłodniałe po poprzednim systemie. No i na bazie właśnie takiej atmosfery narodził się pomysł - wówczas jeszcze przeglądu filmów, ale nie tyle o tematyce wiejskiej i małomiasteczkowej, co filmów dziejących się właśnie w tych środowiskach. Od początku festiwal miał otwarty charakter - zarówno na ludzi, jak i na tematy i kultury. Jedynie nazwa Prowincjonalia sytuowała ten rodzaj kina poza głównym nurtem. Twórcy byli spragnieni bezpośredniego kontaktu z widzem. A publiczność - ciekawych filmów i możliwości spotkania z twórcami. I to zatrybiło.

Prowincjonalia to także ciepła atmosfera. Nie ma czerwonych dywanów, limuzyn, galowych strojów. Nigdy nie próbowaliśmy udowadniać, że jest to jakiś wielki i ważny festiwal, ale impreza, która ma pewien charakterystyczny smak, klimat. Jest dobrze rozpoznawalna w środowisku filmowym i działa na zasadzie promocji szeptanej, a nie ekspansywnej reklamy.

I w tej atmosferze minęło ponad 20 lat...

To prawda. W tym czasie dostaliśmy dwie nominacje do prestiżowych nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Nie wygraliśmy jednak nigdy, bo zwyciężają zawsze te potężne festiwale: w Gdyni albo Nowe Horyzonty. Ale z takimi imprezami dobrze się przegrywa.

Czy tegorocznej edycji towarzyszy hasło?

Tak, ale nie zawsze tak było. Idiomy zaczęliśmy wprowadzać około 2005 roku. Zawężenie do jakiegoś tematu pokazuje, że o coś nam chodzi, zauważamy jakiś problem, chcemy o nim opowiedzieć widzom, a czasem się o niego pospierać. W tym roku tematem będzie świat ojca.

Skąd ten pomysł?

To banalnie proste - jestem ojcem trzech chłopaków, którzy czasami dają mi popalić...

A tak na serio, temat jest niezwykle delikatny, bo jeżeli chodzi o kobiety, to mówi się o nich dużo. Mówi się o ich złym traktowaniu, wykorzystywaniu, dyskryminacji zawodowej czy stereotypach. Ale w świecie mężczyzn - ojców również pojawiają się pewnego rodzaju problemy. Chcemy się pochylić nad rolą ojca, bo ta się zmienia. Czasu jest tak mało, że na wychowanie dzieci, przekazanie im jakiś wartości, męskości - jest niewiele miejsca. To się odbija na relacjach z bliskimi. Po drugie, mężczyzna, mimo wszystko, cały czas czuje się jednak głową rodziny i, choćby kobieta bardzo chciała przejąć tę funkcję, to mężczyzna i tak będzie starał się spełniać tę odwiecznie przypisaną mu społeczno-kulturową rolę. To ogromna presja. Niepewna sytuacja na rynku pracy rodzi frustracje, niepokój i niepewność o bezpieczeństwo socjalne. Z drugiej strony pokazuje się mężczyzn sukcesu - w luksusowych limuzynach z pięknymi kobietami, lansuje się postawę maczo.  

Zaproszeni goście również zabiorą głos w tej sprawie?

Oczywiście. Na festiwalu pojawi się m.in. Tadeusz Król, który wyreżyserował "Ostatnie piętro". Film opowiada o żołnierzu zawodowym, który odkrywa w swojej jednostce defraudacje finansowe. I oczywiście wydarzenie to z biegiem czasu, odbija się na jego rodzinie. Mężczyzna staje się kozłem ofiarnym, choć chciał zrobić coś dobrego. Może to nie jest wybitne kino, ale temat jak najbardziej aktualny i oparty na prawdziwych wydarzeniach. Głos zabiorą także eksperci prawa rodzinnego.

Ile filmów zobaczymy podczas zbliżającej się edycji?

Będzie ich około 50. Podzielone są na kilka bloków. Jest to m.in. cykl "Prowincje świata - Świat ojca", w którym znalazły się nie tylko polskie produkcje, ale także z Danii, Rumunii i Belgii; kino dokumentalne - krótkie formy i dłuższe, oraz cykl "Porozmawiajmy o przyszłości". W tym ostatnim, mówimy o młodych twórcach, którzy są jeszcze studentami szkół filmowych, ale już realizują swoje pierwsze wprawki i etiudy. Chcemy zobaczyć, jakie tematy ich interesują i jak sobie z nimi radzą.

Czy wszystkie filmy biorą udział w konkursie?

Nie. Zaplanowaliśmy także pokazy specjalne, na przykład te, które prezentują naszego laureata honorowego. W tym roku jest nim Witold Pyrkosz. Aktor znany bardziej z seriali niż filmów kinowych, m.in. z "Janosika", "Czterech pancernych" czy "Alternatyw 4". Na swoim koncie ma jednak także świetną rolę w "Vabanku" Juliusza Machulskiego. Pyrkosz wcielił się w nim w drugoplanową postać Duńczyka, ale to, jak go zagrał, spowodowało, że pamiętamy tę rolę do dziś. Warto także wspomnieć o jego kapitalnej kreacji w filmie - "Szabla od komendanta" Kolskiego.

Poza tym, pojawią się także długie fabuły - nie zabraknie m.in. "Idy" Pawlikowskiego, "Papuszy" Krauzego czy przepięknego filmu Macieja Pieprzycy - "Chce się żyć". Oczywiście będą też twórcy.

Którzy?

Przyjedzie m.in. wspomniany Maciej Pieprzyca, grający w "Pod Mocnym Aniołem" - Robert Więckiewicz, Janusz Chabior, który świetnie wcielił się w rolę kapitana wojska polskiego w filmie "Ostanie piętro" oraz Antoni Pawlicki i Zbigniew Waleryś, odtwórcy głównych ról w "Papuszy" Krauzego. Nie zawsze muszą się pojawiać tak wielkie nazwiska jak Andrzej Wajda czy Krzysztof Zanussi. Zresztą, większość z nich już kiedyś u nas była.

Zbigniew Waleryś jest przecież świetnym aktorem!

Rewelacyjnym, w "Papuszy" zagrał kapitalnie. Myślę, że najlepsze lata dopiero przed nim. Film Krauzego jest badawczy, etnograficzny, a to nie wpływa na jego atrakcyjność wśród przeciętnych widzów, bo też i nie musi. Odkrywa na nowo sylwetkę zapomnianej poetki romskiej i wprowadza nas w świat dotychczas dla nas niedostępny, zamknięty... To niezwykle potrzebne dzieło.

Świetnym filmem jest także "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy, który w przeciwieństwie do "Papuszy" humanizuje człowieka. Mamy w nim do czynienia z osobą na wózku, z którą pozornie nie ma kontaktu. Jest w nim kilka scen, które wzruszają niezwykle mocno. Kiedy widziałem go po raz pierwszy, wszyscy wstali i przez pięć minut bili brawo.

Czy właśnie te dwa filmy szczególnie pan poleca?

Absolutnie nie! Polecam wszystkie. Program jest tak skonstruowany, że każdy film ma swoje miejsce i wartość. Każdy z nich został wybrany świadomie. Kiedy dostaje się 200 propozycji, to nie ma konieczności dobierania filmów przypadkowo.

Jakie wydarzenia będą towarzyszyły pokazom?

Będzie to m.in. spotkanie literackie z Witoldem Beresiem i Krzysztofem Burnetko, autorami książki "Andrzej Wajda. Podejrzany". To niesamowity temat do dyskusji. Będziemy rozmawiać o największym twórcy polskiego kina, który przeżył trzy systemy polityczne i cały czas się realizował!

Czym nas zaskoczy ta edycja festiwalu?

Siłą tej imprezy jest to, że ona się za bardzo nie zmienia. W wielu elementach jest constans i to się sprawdza. Nie warto zmieniać czegoś, co jest dobre. Urokiem tej imprezy jest także wspomniana już swojskość, która m.in. realizuje się poprzez ognisko. Rokrocznie pieczemy razem w lesie kiełbaski i bawimy się na strzelnicy myśliwskiej. Są ludzie, którzy od lat przyjeżdżają na nasz festiwal i tylko na nim się spotykają. To czas na wspomnienia i naładowanie baterii. Coś wspaniałego.

Czego życzyć organizatorom?

Zdrowia! Bo pomysłów jest dużo i chęci też. Przydałby się także jakiś strategiczny sponsor. Ale może jestem za mało zdeterminowany, by go znaleźć...

Ale może gdyby te pieniądze się znalazły, to festiwal straciłby swój urok.

Być może, ale zapewne wzbogacilibyśmy wtedy repertuar o jakieś tytuły lub twórców zagranicznych. Stosuję jednak zasadę małych kroków. bo w dłuższej perspektywie przynosi więcej plusów. Dowodem tego jest 21 lat, które już funkcjonujemy.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • XXI Ogólnopolski Festiwal Sztuki Filmowej "Prowincjonalia"
  • 5-8.02
  • Września, kino Trójka