Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nagrałem najostrzejszą płytę w życiu

Rozmowa z Tomaszem Budzyńskim - muzykiem, malarzem, jednym z najważniejszych twórców rockowych w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Tomasz Budzyński, fot. arch. prywatne

Ryszard Gloger: Wielokrotnie myślałem, że z biegiem czasu ulotni się z ciebie ta rebeliancka natura, objawiona w zespole Siekiera, a później tak ładnie generowana przez zespół Armia, lecz po wysłuchaniu płyty Mor zrozumiałem jak bardzo się myliłem.

Tomasz Budzyński: Ja też jestem zaskoczony, bo wydawało mi się, że takiej muzyki już nie będę grać. Nie miałem w planie nagrywania takich czadów. Ciągnie mnie raczej w kierunku muzyki improwizowanej, niemal jazzowej. Chciałem zrobić płytę z Mikołajem Trzaską, a tu się nagle ten Mor pojawił z zespołem Trupia Czaszka.

A jednak ta tajemna moc cię wciągnęła i chyba się uzależniłeś?

Zespół Budzy i Trupia Czaszka pewnie już nie nagrałby nic, gdyby nie propozycja, którą otrzymałem rok temu. Anna Żochowska zapytała mnie, czy nie zechciałbym zaśpiewać paru tekstów "Ziutka" Szczepańskiego. Józef Andrzej Szczepański był żołnierzem Batalionu Parasol Armii Krajowej, był autorem słynnej piosenki Pałacyk Michla. W propozycji chodziło o skomponowanie muzyki do kilku jego tekstów i wykonanie tych piosenek. Przyznam szczerze, że się do tego pomysłu nie paliłem, ale po lekturze okazało się, że te teksty są pełne turpistycznego i wisielczego humoru oraz groteskowości. Strasznie mi się to spodobało. Pisał to chłopak, który uczestniczył w walkach w powstaniu, a pisał: "akcja to jest fajna heca, bo człowiek na niej się podnieca". Zastanawiałem się tylko pod jakim szyldem to nagrać, i w końcu pomyślałem, że może warto by wskrzesić projekt Trupia Czaszka. Dziesięć lat temu nagraliśmy z tym zespołem bardzo ostrą i oryginalna płytę też do tekstów kapitalnego, zwariowanego poety z osiemnastego wieku, księdza Józefa Baki. I nabrałem pewności, że to będzie idealna forma, by przekazać teksty "Ziutka" Szczepańskiego. Nagraliśmy trzy utwory, które weszły na składankę Wspomnij Ziutka oraz ukazały się na unikalnym singlu Trupiej Czaszki. Bardzo byliśmy zadowoleni z efektów tej pracy i tak bardzo dobrze nam się grało, że z rozpędu zrobiliśmy wiele nowych utworów. W ten sposób powstała płyta Mor. Nagraliśmy ją w szybkim tempie z tego, że się tak wyrażę, nadmiaru energii.

Parę lat wstecz nieżyjący Lou Reed razem z zespołem Metallica nagrał bardzo mocną płytę Lulu. Wydawało się, że to rock w swoim ekstremalnym wymiarze, a tu płyta Mor podkręca to wrażenie...

Co tu kryć - w wieku 51 lat nagrałem najostrzejszą płytę w życiu. To nie jest jakiś wybryk natury, bo podobną muzykę grałem 30 lat temu w zespole Siekiera. A jednak udało nam się pójść o krok dalej i wygenerować jeszcze mocniejszą, agresywniejszą muzykę. Tu nie ma kompromisów. Każdy kto weźmie do ręki Mor i posłucha płyty będzie mocno poturbowany.

Czy proces jej nagrania to były na zimno dawkowane i preparowane środki wyrazu?

Nie, właściwie nagrania powstały na żywo, grane na tzw. setkę. Cały materiał nagraliśmy w trzy dni w studiu w Gdańsku, a ja potem dograłem w Poznaniu partie wokalne, w mieszkaniu, w pokoju mojej córki. Moje darcie było słychać w całym bloku, więc nagrywałem w czasie, kiedy dzieci były w szkole, a dorośli w pracy. Mimo to parę razy walenie w kaloryfer odnotowałem, na szczęście szybko się uporałem z wokalem. Lubię nagrywać w domu.

Czy ta płyta ma jakiś ogólny przekaz, czy to zbiór pojedynczych utworów?

Często nagrywam płyty w konwencji concept albumu, a więc jest nieprzypadkowy porządek utworów, a to wyznacza sposób narracji i opowiadania jakiejś historii. Sam tytuł Mor też jest neologizmem, może pochodzić od mortis, morowe powietrze, Mordor, mordować? Chodziło mi o energię słowa, dlatego w tekstach użyłem więcej takich neologizmów. Może to przypominać eksperymenty Mirona Białoszewskiego. Szukałem pierwotnej mocy słów. Jak czyta się Jamesa Joyce'a Finegans Wake, trzeba czytać na głos. Dla mnie miało znaczenie także eksperymentowanie z samą energią słowa. To moje pierwsze doświadczenie tego rodzaju i to słowo zatopione w gęstą materię muzyki jest sytuacją idealną. Płyta Mor mówi o cierpieniu, bólu i zagrożeniu i ona nie ma być przyjemna dla odbiorcy. Obawiam się, że Mor nie będzie popularnym albumem, po który sięgnie każdy. Płyta jest skrajnie pesymistyczna i straszna w swojej wymowie. Nie każdy chce zaglądać w ciemne zakamarki duszy. Ale w tych ciemnościach jest ratunek. Mor jest w jakimś sensie rodzajem terapii psychicznej.

A zespół Budzy i Trupia Czaszka to ci sami muzycy sprzed lat czy nowy skład?

Na pierwszej płycie to było trio, na gitarze grał Popcorn z Acid Drinkers, Ślepy na perkusji, a ja jeszcze na gitarze basowej. Natomiast Mor nagraliśmy w nowym składzie. Obecnie grają: Frantz - gitarzysta z Armii, na basie Darek Budkiewicz z zespołu DePress, a na perkusji młody chłopak Amade, no i ja. Jestem bardzo zadowolony z brzmienia całej płyty. Producentem jest Marcin Bors. Wykorzystaliśmy stare urządzenia do przesterowania barwy gitary, dzięki czemu uzyskaliśmy brudne, nieprzyjemne brzmienia. Już nazwy tych urządzeń były pociągające: War Fuzz, Apocalipsa czy Death by Audio.

Czy są w planach koncerty z muzyką z tej płyty?

Wydaje mi się, że Mor to prawie teatr i trudno byłoby na żywo oddać pełnię muzyki zawartej na płycie, w scenerii klubów z barem i piwkiem. A ja wyobrażam sobie koncerty zespołu Trupia Czaszka jako widowisko multimedialne. Scena teatralna byłaby idealnym miejscem, ale to wymaga dość dużych nakładów. Więc jeśli będą koncerty, to raczej nieliczne. Już raz miałem taki problem, kiedy z grupą Armia nagrałem płytę Der Prozess według Franza Kafki. Graliśmy w kilku klubach i stwierdziłem po paru występach, że w takiej formie to nie ma zupełnie sensu. W gruncie rzeczy uważam się za malarza i koncepcja oraz forma całości ma dla mnie ogromne znaczenie i przykładam do tego wielką wagę. Mam nadzieję, że uda nam się zagrać, może w jakimś poznańskim teatrze?

Rozmawiał Ryszard Gloger