Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Na pewno nie będzie tu żadnych wieców politycznych

Z Piotrem Bernatowiczem*, nowym dyrektorem Galerii Miejskiej Arsenał, rozmawia Karolina Gumienna.

. - grafika artykułu
Piotr Bernatowicz. Fot. www.arteon.pl

Jaka była Pana reakcja, gdy po kilku miesiącach burzy, jaka rozpętała się wokół Arsenału, dowiedział się Pan, że jednak zostanie nowym dyrektorem galerii?

Pomyślałem, że czeka mnie sporo pracy.

Pamiętając zdecydowany sprzeciw pracowników galerii wobec pomysłu prezydenta Ryszarda Grobelnego, który wcześniej proponował, aby objął Pan to stanowisko w trybie bezkonkursowym, jestem ciekawa, jak został Pan przyjęty w nowym miejscu pracy.

Nie dostrzegam niechęci. Ja sam jestem nastawiony przyjaźnie do pracowników. Od razu skupiliśmy się na pracy. Włączyłem się w realizację projektów, które zostały zaplanowane wcześniej, zanim się tu pojawiłem.

Jak zamierza Pan naprawić napięte stosunki między galerią a miastem?

Przede wszystkim chcę się zająć działalnością galerii. Myślę, że ta trudna atmosfera wynikała z odmiennych pomysłów na jej funkcjonowanie. Prezydent proponował nową formułę przekazania galerii organizacji pozarządowej, pracownicy i część środowiska obstawali zaś za zachowaniem obecnej formuły. To wywołało napięcie. W końcu prezydent wycofał się, jak rozumiem, ze swojego pomysłu, uznał, że nie jest on akceptowalny. A zatem, w mojej opinii, źródło napięcia znikło.

Jako krytyk sztuki i redaktor Arteonu jest Pan silnie związany z poznańskim środowiskiem artystycznym, jednak to Pan został wskazany przez prezydenta na osobę, która powinna bezkonkursowo objąć stanowisko dyrektora, co spotkało się z kolei z ostrym sprzeciwem pracowników galerii i środowiska. Jaka była Pana rola w tym sporze? Po której stronie Pan właściwie stał?

Startowałem w pierwszym konkursie, który został przerwany. W dyskusjach o formule Arsenału nie zajmowałem żadnego stanowiska, bo sądziłem, że najpierw warto się dokładnie przyjrzeć proponowanym rozwiązaniom. Potem prezydent, już kiedy wycofał się ze swoich pomysłów zmiany zasad funkcjonowania Arsenału, zaproponował mi objęcie stanowiska w trybie bezkonkursowym, argumentując swoją decyzję tym, że spodobała mu się zaproponowana przeze mnie koncepcja. Przeanalizowałem odpowiednią ustawę i doszedłem do wniosku, że zgodnie z prawem miał taką możliwość.

Nie wahał się Pan, zanim podjął decyzję o udziale w drugim konkursie?

Początkowo zastanawiałem się, czy w nim wystartować. Uznałem jednak, że wycofanie się byłoby tchórzostwem. No bo jak to - nie zostałem dyrektorem w trybie bezkonkursowym, to do konkursu ponownie nie przystępuję, nie chcę zgodzić się na osąd jury, obraziłem się? Takie działanie nie leży w mojej naturze, lubię walczyć i nie obrażam się. Zatem wystartowałem i wygrałem.

Czy przedstawiony przez Pana program w znaczący sposób odbiega od tego zaplanowanego przez pracowników Arsenału?

Istnieją punkty styczne, ale są też istotne rozbieżności. Przede wszystkim Karolina Sikorska, która kierowała galerią w czasie, gdy nie było nowego dyrektora, zaproponowała podejście, które określiłbym jako teoretyczne. Głównym nurtem w tak pomyślanym programie galerii jest daleko idący eksperyment, budowanie tzw. instytucji krytycznej i skoncentrowanie na określaniu jej tożsamości. Znam dobrze te zagadnienia, ale ja mam inną wizję, bardziej praktyczną.

Proszę opowiedzieć o swoim programie zatytułowanym W sercu miasta.

Bazując na moim doświadczeniu, doszedłem do wniosku, że galeria powinna być określana przez miasto i być dla miasta i jego mieszkańców. To, co się stało po przerwanym konkursie, utwierdziło mnie w przekonaniu, że Arsenał jest instytucją bardzo ważną dla środowiska, także ogólnopolskiego, ale budzi małe zainteresowanie wśród mieszkańców miasta. Odbywają się tu wystawy ważne w kontekście ogólnopolskiego świata sztuki, ale są one mało atrakcyjne dla mieszkańców. Świat sztuki współczesnej jest dość hermetyczny i siłą rzeczy przyciąga niewiele osób spoza środowiska. Moja koncepcja opiera się na tym, aby wychodząc od potencjału artystycznego Poznania, tworzyć takie wydarzenia, które będą w stanie przyciągnąć do Arsenału mieszkańców miasta. Jeśli dla nich będą atrakcyjne, będą także atrakcyjne dla odwiedzających Poznań gości.

Do jakiego odbiorcy jest skierowany opracowany przez Pana program?

Zależy mi szczególnie na młodych odbiorcach, od przedszkola po liceum. Do tych ostatnich będę kierował m.in. inicjatywy związane z promowaniem nowych zjawisk w sztuce, takie jak street art, które absorbują osoby niezwiązane ściśle ze sztuką współczesną, ale też otwierają instytucję na ulicę, miejską przestrzeń. Chciałbym, żeby galeria stała się miejscem, które będzie inicjować i wspierać te działania.

A co z pozostałymi grupami wiekowymi?

Mój program uwzględnia również w dużym stopniu odbiorców po 25. roku życia, czyli po studiach, kiedy kończy się naturalne otwarcie na kulturę w ramach życia studenckiego, a zaczyna codzienna praca. Dużo się obecnie mówi o aktywizacji osób starszych w wieku przed- i emerytalnym, ale zapomina się o ludziach prowadzących intensywne życie zawodowe, pracujących w firmach i korporacjach, którzy często tracą kontakt z kulturą i sztuką. Myślę, że i dla nich sztuka może stać się ważną sferą. Chodzi o rozbudzanie zapotrzebowania na obcowanie ze sztuką na co dzień, a także jej posiadania. Może wtedy mniej artystów i galerii będzie uciekać z Poznania, jeśli znajdą tu swoich nabywców?

Czy ma Pan pomysły na modernizację budynku galerii? Czy Arsenał wreszcie przestanie szpecić Stary Rynek?

Przede wszystkim zależy mi na tym, by otworzyć galerię na rynek. Główne wejście powinno znajdować się od strony południowej, tak aby reprezentacyjna elewacja budynku zachęcała do odwiedzenia galerii. Chciałbym też połączyć przestrzennie Arsenał z księgarnią o tej samej nazwie, która teraz jest osobnym bytem, a w dalszej perspektywie również z Meskaliną, gdzie życie toczy się głównie wieczorami. Galeria potrzebuje także kawiarni, która będzie funkcjonować w ciągu dnia.

Jak zamierza Pan utrzymać galerię z dala od polityki?

Na pewno nie będzie tu żadnych wieców politycznych. Nie będę do Arsenału zapraszał ani polityków, ani osobników, którzy poprzez kulturę chcą budować swój kapitał polityczny. Sztuka współczesna bywa mocno nasycona politycznością i - choć dla mnie jest to dość ulotna i z pewnością nie najistotniejsza funkcja sztuki - uciec się od tego nie da, jeśli nie chce się amputować pewnej sfery współczesnej twórczości. Cóż, żyjemy w czasach wojny kultur. Rozwiązaniem jest kształcenie myślącego oka, dawanie widzom narzędzi, by mogli sami zobaczyć, że artysta czasem wykorzystuje dzieło sztuki do propagowania swoich idei i poglądów, z którymi nie zawsze muszą się zgadzać. Należy stawiać nacisk na edukowanie odbiorców, aby sami byli w stanie ocenić takie działania.

Rozmawiała Karolina Gumienna

* Piotr Bernatowicz - historyk i krytyk sztuki, redaktor naczelny wydawanego w Poznaniu ogólnopolskiego pisma o sztuce Arteon, absolwent historii sztuki na UAM