Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Między tradycją a współczesnością

- W mojej inscenizacji szybko staje się jasne, dlaczego dwór ma być nawiedzony - straszy w nim duch liberalizmu - mówi Ilaria Lanzino*, reżyserka Strasznego dworu w Teatrze Wielkim.

. - grafika artykułu
Ilaria Lanzino, fot. Michał Leśkiewicz

Zwyciężyła Pani w konkursie reżyserii operowej European Opera - Directing Prize. Co zainteresowało Panią w tym konkursie, a także w Strasznym dworze, który - jako laureatka - będzie Pani reżyserować w Teatrze Wielkim w Poznaniu?

Bardzo interesujący wydaje mi się proces, w jakim moje pomysły rozwijały się wraz z trwaniem konkursu. Gdy po raz pierwszy zaczęłam myśleć o Strasznym dworze, byłam jednym z wielu uczestników, którzy nocami po pracy spisywali swoje pomysły. To było bardzo teoretyczne tworzenie koncepcji. Następnie w półfinale to ewoluowało, by potem stać się jeszcze czymś innym. W finale po raz pierwszy pracowałam ze śpiewakami, więc dopiero wtedy widziałam ludzi realizujących moje zamysły. Obecnie pracuję także z całym chórem i oglądam sceny, których wcześniej nie mogłam zobaczyć. Fascynuje mnie, jak początkowy pomysł przez cały konkurs rozwinął się w coś bardzo interesującego.

A Straszny dwór? Jest on dość nietypową operą dla zagranicznych artystów.

Tak, na początku wcale nie znałam Moniuszki i otwarcie się do tego przyznaję. Moim pierwszym osiągnięciem w trakcie konkursu było poznanie tego kompozytora. Teraz jestem od niego uzależniona. Słuchałam Strasznego dworu ponad dwieście razy. Codziennie uprawiałam jogging i słuchałam akt po akcie, aż trudno zliczyć, ile razy przez te dwa lata. I nadal nie mam dość! Naprawdę zakochałam się w dziele, którego nie znałam. Przede wszystkim musiałam poznać Moniuszkę. Oczywiście Halki i Parii słuchałam mniej, ale Straszny dwór stał się jedną z moich ulubionych oper. Zupełnie nowe odkrycie.

O Strasznym dworze mówi się, że to opera patriotyczna i zamknięta w określonym kontekście kulturowym. Co Pani czuła, gdy po raz pierwszy się z nią zetknęła?

Sam Moniuszko mówił, że napisał tę operę, żeby pocieszyć swój kraj. W każdym momencie można w niej dostrzec polską dumę. Słychać to także w muzyce, i to jest wspaniałe. Biorąc pod uwagę, kiedy ta opera powstała, to całkowicie ma sens. Polska znajdowała się wtedy w trudnym momencie historii i zamysł Moniuszki jest zrozumiały. Jednak czymś innym jest taki zbiór wartości wtedy a obecnie. Zmusza on reżysera do zastanowienia się. Na przykład postać Damazego. Pierwotnie jego postać miała być antagonistą, katalizatorem złych wartości - Damazy nie nosi żupana, nie jest wystarczająco męski, nie ma serca jak lew, ubiera się w zagraniczne stroje... W czasach Moniuszki, gdy Polska nie istniała jako państwo, było oczywiste, że wrogiem będzie ktoś, kto nie jest Polakiem. Jeśli dziś pomyśleć, że ktoś powinien być antagonistą, ponieważ nosi "obcy strój" i nie odpowiada idei polskiej męskości, to jest to myślenie tradycjonalistyczne. Jako reżyser muszę zaakceptować, że Moniuszko tak przedstawił Damazego, ale jednocześnie zadać sobie pytanie, co ja myślę o "obcych" i "mniej męskich". Moim zdaniem to świetni ludzie. Dlatego Damazy z antagonisty staje się pozytywną postacią. Rozumiem, dlaczego Moniuszko tak skonstruował tę postać, ale myśląc współcześnie, Damazy musi być pozytywnym bohaterem.

Pochodzi Pani z Włoch, kraju o ogromnych operowych tradycjach. Opera we Włoszech nie raz odgrywała podobną rolę jak Straszny dwór, na przykład Nabucco Verdiego. Czy miało to wpływ na Pani postrzeganie Strasznego dworu?

Nie, nie odegrało to żadnej roli. Wynika to z faktu, że historia Polski jest bardzo szczególna, nie da się jej porównać do historii Włoch. Na przykład Włochy stały się państwem dużo wcześniej, a Polska była pod zaborami aż do końca I wojny światowej. Oczywiście widzę, że są pewne tematy i wartości, które pojawiają się u Verdiego i u Moniuszki, ale postrzegam Straszny dwór jako dzieło zupełnie odrębne.

Pani zwycięska koncepcja została określona przez jury jako "twórczo balansująca między tradycją a współczesną interpretacją". Czy może nam Pani powiedzieć o niej coś więcej?

Wydaje mi się, że jury odnosiło się do przedstawienia konfliktu dwóch systemów wartości. Z jednej strony w pierwszym akcie przedstawiam świat z przeszłości reprezentowany przez postaci z XIX wieku w strojach z epoki. Wyznają one bardzo tradycyjne, patriotyczne wartości, ale też sztywne podziały płciowe. Z kolei akt drugi jest bardzo liberalny, współczesny, patrzący w przyszłość. W mojej inscenizacji szybko staje się jasne, dlaczego dwór ma być nawiedzony - straszy w nim duch liberalizmu. Hanna i Jadwiga razem z żeńskim chórem i Damazym reprezentują różnorodność i inkluzywność. Jedynym wyjątkiem jest Miecznik, "obcy we własnym domu" - konserwatywny ojciec, który chce mężnego, myślącego tradycyjnie zięcia. Miecznik symbolizuje przemijający system. W tym ujęciu konflikt wartości staje się też konfliktem pokoleniowym. Żeby wyjaśnić, na czym to zderzenie polega, sięgnęłam do tradycji polskiego feminizmu i dzieł liberalnych polskich artystów. Sam konflikt zostaje przezwyciężony przez miłość Stefana i Hanny oraz Zbigniewa i Jadwigi - oni wyznają tradycyjny system wartości, a one liberalny. Chcę przez to powiedzieć, że poprzez miłość ludzie mogą przestać szukać wrogów (a może duchów?). Przenosząc to na płaszczyznę prywatną, jeśli poznamy kogoś, kogo nienawidzimy, możemy stać się mniej radykalni.

Premiera spektaklu odbędzie się w hali AWF, a nie na deskach teatru. Jakie to wyzwanie dla reżysera?

Cieszę się, że jest to nowe miejsce. Jestem fanką nowych lokalizacji, ponieważ takie miejsca można sobie stworzyć. Dyskutujemy, którędy ma wejść chór, które drzwi wykorzystać. Przed pandemią planowaliśmy np. wprowadzić chór przez widownię. Daje to trochę wolności. Nie boję się tego wyzwania. Przyjrzymy się temu miejscu i stworzymy odpowiednią atmosferę.

Co daje Pani praca nad Strasznym dworem? Jak może ona wpłynąć na przyszłość?

Dla mnie to było i nadal jest niesamowite doświadczenie. Nauczyłam się tekstu po polsku i wiem, że gdy w przyszłości będę pracować nad tekstem po rosyjsku, czesku lub w innym języku, to będę potrafiła w niego wejść. W tym sezonie pracowałam także nad węgierską operą i mam podobne odczucia. Moje dotychczasowe przeżycia w Polsce są wspaniałe. Mimo że z artystami nie mówimy w tym samym języku, potrafimy się bardzo dobrze zrozumieć. Znam jedynie polski tekst opery, ale próby prowadzę po angielsku. Nie mogę przecież powiedzieć: "Witam was, witam was, kochane dzieciska", gdy chcę zakomunikować: "Proszę tam usiąść". Zauważyłam, że Polacy są podobni do Włochów. Nawet jeśli cię nie rozumieją, to obserwują, patrzą, jak używasz swojego ciała. Czytają z niego i są bardzo otwarci. Czuję się tutaj jak w domu, bo odczuwam "połączenie" z innymi osobami - mówimy w różnych językach, ale się rozumiemy.

Rozmawiał Paweł Binek

*Ilaria Lanzino  - włoska reżyserka operowa, z wykształcenia śpiewaczka i germanistka. Debiutowała operą dla dzieci Kraina Czarów Anno Schreiera  wystawioną w 2017 r. w Theater Dortmund. Związana jest na stałe z Deutsche Oper am Rhein.

  • Straszny dwór Stanisława Moniuszki
  • premiera: 9.07, g. 19
  • hala AWF
  • bilety: 55-80 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021