Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Ceviche z Kochankiem i kopanie piłki

Sztuka od kuchni u Ewy Wycichowskiej

Próba spektaklu "Football@", fot. Cezary Adamski - grafika artykułu
Próba spektaklu "Football@", fot. Cezary Adamski

Ewa... Ewa... Ewa... - powtarzałam, jadąc na spotkanie, a pamięć montowała teledysk z moich ulubionych choreo-grafii: "+- skończoność" z rudymi solistkami/piasek unoszący się na scenie w "...a ja tańczę"/czerwona suknia z "Tanga z Lady M."/ pokaz mody w "Walce karnawału z postem" i liryczna sekwencja ze skrzypcami/duet w stylu butoh w "Wiośnie Effatha". Kalejdoskop obrazów, muzyki i wspomnień. Każdy spektakl inny, choć wspólny mianownik by się znalazło. Przecież - nagłe olśnienie! - Ewa Wycichowska pracuje ciągle nad jednym tematem: pogłębianym, zatrzymywanym, oglądanym z różnych perspektyw, przekonującym ją od nowa, że kiedyś dokonany wybór "podporządkowania się sztuce" był "jedynie słuszny".

Dojeżdżam niemal na skraj Poznania. Niedaleko lasu, w kilku rzędach stoją białe domy. Otaczają je małe ogrody. Mieszkanie Ewy tonie latem w zieleni. Kiedy śnieg za oknem lub szara jesień, w dobry nastrój wprawia prywatny ogród zimowy. Wchodzę do środka. Jak zwykle, pierwszy wita mnie Herz, szczekając - nie wiadomo: ostrzegawczo czy radośnie. Idę do salonu i od razu zanurzam się w historii: wokół zdjęcia, bibeloty, obrazy, każdy przedmiot z własną opowieścią. Wszędzie książki. Mogłabym pewnie przez miesiąc stąd nie wychodzić, zebrać tony wspomnień. Ewa pamięć ma niezwykłą, kiedy zaczyna mówić, dygresja goni dygresję, każdą zamyka jakaś zabawna anegdota albo refleksja godna filozofa...

- Już idę! - woła z kuchni. - Możesz nalać wina?

Przenoszę się więc do jadalni. Podchodzę do stołu, ostrożnie omijając wszędobylskiego psiaka. Schłodzone białe wino, połamana na duże kawałki bagietka. Po chwili pojawia się Ewa z wielkim talerzem, stawia go na stole. Piętrzą się na nim muszle przykryte roztopionym serem. A spod niego wystają kapary, czerwona cebula, drobiny czuszki, pomidory i krewetki. Próbuję. Delikatne mięso w sosie ostro-kwaśnym, cebula dodaje wyrazistości, pomidory i ser łagodzą działanie papryki. Jest dobrze!

- To jest moje ceviche - wyjaśnia Ewa. - Czasami podaję je przyjaciołom. Różni się od oryginalnego. Gotowanie traktuję jak... hmmm... choreografię. Potrawy robię z tych ingrediencji, jakie akurat mam pod ręką. Ale - dodaje po chwili zastanowienia - nie ma tu przypadku, jest namysł i wybór. I próba kompozycji, nadania sensu całości. Zupełnie jak w moim teatrze. Spektakl powstaje z tymi tancerzami, którzy akurat są, wcześniej ich przygotowuję, dobieram, łączę, konfrontuję, potem próbuję wyrazić z nimi i poprzez nich, jakąś myśl. Tak, to wszystko jest podobne.

A skąd wzięłaś takie muszle? Wyglądają jak spodki!

To muszle Świętego Jakuba, czyli przegrzebków. Przywiozłam je z Peru. Razem z przepisem na ceviche, które po raz pierwszy jadłam z... Kochankiem, polskim księdzem tam mieszkającym. Często chodziliśmy razem na kolacje. Ewa znowu jest z "kochankiem" - mówiono w teatrze. To ceviche, które z nim jadłam, składa się z surowej, drobno pokrojonej, białej ryby, którą wcześniej maceruje się przez kilka godzin w soku z limonek i pomarańczy, a potem dodaje zioła, ostrą paprykę, paseczki czerwonej cebuli, coś kwaśnego. Podaje się z ziemniakami.

Kiedy to było?

W Peru byłam w 1979 roku z moim scenicznym partnerem, Kazimierzem Wrzoskiem. Zasiadaliśmy w międzynarodowym jury konkursu baletowego, potem razem z laureatami tańczyliśmy, między innymi duet z "Gajane" Chaczaturiana. Może dlatego jakaś gazeta wzięła nas za Rosjan i podpisała zdjęcie: Eba Wyciboska i Kaz Imers Bolosele ze Stalingradu? Trochę czasu tam spędziliśmy. Ale gdyby nie dwóch panów - właśnie ksiądz Kochanek i Wojtek Tomaszewski, który potem został ambasadorem - tamtejszej kuchni bym nie poznała, ponieważ w hotelach i w domach, w których oficjalnie bywaliśmy, podejmowano nas jedzeniem europejskim. Kiedy wróciłam do Polski, musiałam ceviche przerobić po swojemu, bo świeżej ryby z Pacyfiku kupić u nas wtedy nie można było. I zapiekam to z serem. Ale reszta składników została z oryginału. Podaję z bagietką i białym winem. Jak teraz. Najwspanialsze w tym daniu jest to, że właściwie stanowi tylko pretekst do spotkania, do rozmowy. Najeść się tym nie sposób, ale można miło rozpocząć wieczór.

Mówisz, że ceviche jest jak choreografia, a mecz piłki nożnej - tak przeczytałam w wywiadzie na temat nowej premiery PTT czyli "Football@ " - jak metafora życia.

Trochę tak jest. Ale futbol jest też bliski teatrowi tańca.

Tak twierdzą ci, którzy oglądają mecze FC Barcelona. Jesteś kibicem?

Nie, nigdy nie byłam na stadionie. Ale zaczęłam poważnie myśleć o tym szaleństwie: 45 tysięcy ludzi z zapartym tchem śledzi to, co się dzieje na murawie - coś w tym musi być! Poza tym to jest widowisko! Poszłam kiedyś na konferencję prasową z trenerem z Barcelony. Opowiadał, jak wygląda u nich selekcja do drużyny. To bardzo przypomina audycje do PTT. Na to samo zwracamy uwagę i nawet w tej samej kolejności. Wiesz, co jest najwyżej oceniane? Osobowość! Też jej przede wszystkim szukam u tancerza. A oprócz tego ważne są inteligencja, technika, w piłce szybkość gracza, w teatrze - sprawność. Wiemy też, że nowego zawodnika czy tancerza nie wykształci się w trzy tygodnie. To lata ciężkiej pracy.

Tak powstał scenariusz spektaklu?

Nie, nie. Ten spektakl nawet w podtytule ma "nieprawdziwe zdarzenie progresywne 2". Pierwsze było przy Gombrowiczu, przy "Transssie... ". Ciągła zmiana, nieustanna.

Przyszłam z tematem, myślą, propozycją. Aktorzy sami wybrali sobie role. Jeden chce być piłkarzem, ale drugi działaczem, jeszcze inny - sędzią, trenerem. Przestudiowaliśmy gruntownie podręcznik "Ogólne zasady gry w piłkę nożną". Z tego nagle rodzi się temat uniwersalny, o jednostce, osobności, wspólnocie, zaufaniu, tolerancji. Tworzy się interpretacja rzeczywistości, w której jest miejsce i na Euro 2012, i na tancerza we współczesnej Polsce.

A muzyka?

Muzyka powstaje razem ze spektaklem, jednocześnie. Inaczej być nie może.

Gdzie będziecie grać?

W MP2, czyli hali koncertowej Międzynarodowych Targów Poznańskich, a potem w halach sportowo-widowiskowych. Tylko tam to się zmieści.

Zaczęłyśmy egzotycznie, wróćmy do podróży. We wrześniu byłaś ze swoim Teatrem w Chinach.

Tak, na festiwalu Beijing Fringe z "Już się zmierzcha" i "Wo-man w pomidorach". Sami to wybrali.

I co?

Mamy kolejne zaproszenia, zespoły stamtąd chciałyby do nas przyjechać. Zobaczymy. Niezwykłe były rozmowy po spektaklach. Rzadko spotykam się z taką intensywnością dyskusji. Pytano nas o wszystko, o symbole, o sens i znaczenie czerwieni. Faktycznie, ta czerwień, w obu spektaklach, nagle nabrała szczególnego wyrazu. Wspólnie z nimi się nad tym zastanawialiśmy.

A kultura Wschodu? Pojawi się w którejś Twojej choreografii?

Nie wiem. Za krótko tam byłam. Lubię studiować. Na razie ta podróż się we mnie układa. Może kiedyś powróci.

Anna Kochnowicz

  • 7.03. g. 18 - spotkanie ze Ewą Wycichowską w Salonie Posnania (ul. Ratajczaka 44) promujące marcowy numer "IKS-a". Wstęp wolny!
  • 20. 04. premiera spektaklu "Football@" Polskiego Teatru Tańca w choreografii Ewy Wycichowskiej w hali MP2 na Międzynarodowych Targach Poznańskich