Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Brzydka ładna Polska

- Kiedy wyszedłem na ulicę i pytałem: "Czy Panu ten ogół szyldów na tej kebabiarni przeszkadza?" ludzie nie rozumieli, o co pytam - opowiada Filip Springer, przez wiele lat związany z Poznaniem autor reportaży i fotograf.

. - grafika artykułu
Filip Springer. Fot. arch. prywatne

Od kilku tygodni podróżuje po Polsce, promując swoją najnowszą książkę "Wanna z kolumnadą", w której zastanawia się dlaczego w Polsce jest tak brzydko.

Dlaczego z polską przestrzenią jest tak źle?

Początkowo myślałem, że może to wpływ PRL-u albo dlatego, że mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Okazało się jednak, że wydarzyło się coś jeszcze -ta przestrzeń została sprzedana. Bardzo wiele zjawisk opisanych w tej książce nie wynika z tego, że nas to nie interesuje, tylko z tego, że ktoś na tej brzydocie zarabia. Na przedmieściach zarabiają developerzy, na reklamach  -firmy outdoorowe, na pastelozie - jak się czasem okazuje, architekci...

Może ten przestrzenny chaos odzwierciedla w pewnym sensie stan naszej demokracji?

Ten chaos tak symbolizuje demokrację, jak to, że przekaz główny w telewizji jest formułowany na przykład przez telewizję śniadaniową. To, że każdy tam może przyjść i coś powiedzieć, nie znaczy, że to będzie coś wartościowego. Przestrzeń publiczna została przejęta przez firmy, które chcą nam coś sprzedać. Pojawiają się w niej przejawy demokratycznej wypowiedzi, ale nie ma ich zbyt wiele. Cokolwiek powiemy, ma problem z przebiciem się przez komunikaty reklamowe.

I nikomu nie zależy na tym, żeby to zmienić?

Na zeszłorocznej wystawie "Za-mieszkanie" w Krakowie przytoczono wyniki badania społecznego, w którym zapytano Polaków: kogo uważają za odpowiedzialnych za przestrzeń publiczną. Respondenci odpowiadali różnie: premier, prezydent, samorządy, wymyślili nawet Ministerstwo Przestrzeni. Na szarym końcu znalazła się odpowiedź, że to my jesteśmy odpowiedzialni. Ludziom na tym nie zależy, co jest pewną konsekwencją PRL-u i tego, że przestrzeń była państwowa czyli nie nasza. Minęły już 24 lata, więc można by to zmienić. Pozostaje jeszcze kwestia co dla Polaków znaczy "ładnie". Okazuje się, że coś innego niż na przykład dla mnie. 82% Polaków uważa, że okolica w Polsce jest ładna.

Dlaczego politycy, którzy powinni dbać o ład przestrzenny, często tego nie robią?  

Najprostszy powód jest taki, że nie czują potrzeby, bo są przedstawicielami tych 82% Polaków, którzy uważają, że w Polsce jest ładnie. Nawet jeśli czują, to wiedzą, że na walce z reklamą nic nie zyskają.

Z wrześniowego raportu TNS Polska dotyczącego stosunku Polaków do reklamy publicznej wynika, że choć 72% respondentów uważa, że ilość reklam w przestrzeni publicznej powinna zostać ograniczona, jednocześnie aż 77% zgodziłoby się na powieszenie reklamy na swoim budynku, gdyby im za to zapłacono.

Walczmy z chaosem w przestrzeni, ale dlaczego państwo ma mi mówić, jaką mam mieć elewację? Jeden z prezesów firm outdoorowych przyznał, że jedynym sposobem na ograniczenie ilości billboardów w Polsce byłby uchwalony przez samorządy podatek od właścicieli działek, na których są umieszczane. Proszę mi pokazać polityka, który zaproponuje nowy podatek. Na tym nie zbije się kapitału politycznego.

Miasto jest teraz bardzo modnym tematem. Aktywnie działają ruchy miejskie, jak Miasto Moje A W Nim czy opisana przez ciebie Grupa Pewnych Osób. Może ich oddolne działania są bardziej efektywne niż działania polityków?

Doraźne działania miejskich partyzantek mogą sprawiać wrażenie, że mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce. Ale wystarczy wczytać się w mój tekst o Grupie Pewnych Osób, żeby zdać sobie sprawę z tego, że tak nie jest. W reakcji na to, że grupa zrobiła trawnik [chodzi o akcję "Nakop Łodzi Trawnik" z 2008 roku, podczas której aktywiści obsadzili trawą kawałek ziemi przy ulicy Kościuszki], mieszkańcy kamienic przesyłali maile, że u nich też trzeba zrobić trawnik, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce.

W mediach bardzo często pojawiają się wzmianki o takich oddolnych działaniach.

Problem polega na tym, że w ruchach miejskich działa garstka ludzi, którzy mają w telefonach numery do kilku dziennikarzy. Wokół nich kręcą się przedstawiciele tzw. środowiska kreatywnego. Oni wszyscy spotykają się od czasu do czasu albo są znajomymi na fejsie. "Lajkują" strony typu "Polisz Arkitekczer", ktoś wrzuci coś brzydkiego, a wszyscy komentują "Ale syf". Później się spotykają na piwie i mówią: "Ale jest brzydko w tym kraju, widziałeś?". Nadmuchiwany jest bąbelek, bo oni myślą, że to jest bardzo ważne społecznie. A kiedy wyszedłem na ulicę i pytałem na przykład: "Czy Panu ten ogół szyldów na tej kebabiarni przeszkadza?" ludzie nie rozumieli, o co pytam. Pytali czy nie mam innych rzeczy do roboty i sugerowali, żebym zajął się czymś ważniejszym.

Ludzie chętnie odpowiadali na Twoje pytania czy raczej częściej mówili: "Proszę dać mi spokój, spieszę się do pracy"?

Myślałem, że tak będzie, że ludzie będą czuli jakiś obciach. To byłoby nawet dobrym znakiem, bo znaczyłoby, że czują zgrzyt. Najbardziej mnie zaskoczyli prezesi spółdzielni, do których dzwoniłem z pastelozą - ani jeden nie czuł obciachu. Jedynie jak ich dociskałem w rozmowie, mówili: "A ja czuję, że pan myśli inaczej. Bo wie pan, pan jest z tej Warszawy i stamtąd zupełnie inaczej to widzi".

Piszesz o tym, że coraz więcej osób mieszka w osiedlach grodzonych lub wyprowadza się na przedmieścia. Szukają bezpieczeństwa?

Nie do końca. Ludzie wyprowadzają się na przedmieścia, ponieważ większości z nich nie stać na kupno czy wynajęcie mieszkania w centrum. Na to nakłada się komunikat deweloperów, którzy mówią, że na przedmieściu jest fajniej. Według CBOS 50% Polaków mieszka w blokach, a 77% chce mieszkać w domku jednorodzinnym. Część osób (tych lepiej zarabiających), sama wyprowadza się na przedmieścia. Jest jednak dużo więcej takich, którzy chcieli kupić mieszkanie, a ich zdolność kredytowa pozwoliła im zamieszkać pod Swarzędzem lub na warszawskiej Białołęce. To nie jest wybór. Druga kwestia dotyczy płotów, które moim zdaniem nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem.

To po co są stawiane?

Płot jest pewnym substytutem. Wiele osób wyprowadzających się na przedmieścia chciałoby mieć cechy klasy średniej: niezależność finansową czy intelektualną. Tymczasem pracują w korporacjach, w których są źle traktowani, ale nie wychylają głowy, ponieważ mają kredyt we frankach. Potrzebują czegoś, co ich oddzieli od innych. Płot się do tego znakomicie nadaje - jest manifestacją w polskiej przestrzeni. Nawet rozumiem, że jak się stawia luksusowe osiedle na Pradze Północ, to nowi mieszkańcy mogą się w nim czuć niebezpiecznie, ale to nie jest tak, że ktoś stawia płot, ponieważ przeanalizował dane dotyczące ruchu samochodowego czy przestępczości i uznał, że zostały przekroczone jakieś wartości progowe. Nie. Ten płot się stawia z automatu w pakiecie z kamerami i strażnikiem. Powstały ostatnio w Warszawie trzy osiedla, które nie miały w ofercie płotu, co jest bardzo dobrym sygnałem.

Kto jest adresatem "Wanny z kolumnadą"?

Moja książka jest napisana dla tych 18% ludzi, którzy dostrzegają problem w polskiej przestrzeni publicznej. Być może powinni się stąd wyprowadzić albo się z nią pogodzić. Andrzej Stasiuk w posłowiu stwierdził, że ją trzeba oswoić i uznać, że to jest przejaw naszej wielkości i dumy. Krzysztof Varga napisał w Gazecie Wyborczej, że trzeba zrobić z Polski najbrzydszy kraj świata.

To dość pesymistyczna wizja. Nie ma szans na szczęśliwe zakończenie?

Nie oczekuję, że coś się zmieni. Ta książka nie powstała z myślą o tym, że będzie kroplą, która drąży skałę. Powstała po to, żebym odpowiedział sobie na pytanie: dlaczego tak jest. Teraz już wiem - ludziom w Polsce się to podoba. Jak chodzę po ulicach to już się nie denerwuję, bo wiem, że nie podoba się to mnie i jeszcze kilku ludziom z mojego otoczenia.

Rozmawiała Aleksandra Glinka

Filip Springer (ur. 1982) - ukończył archeologię na UAM, reporter i fotograf, autor książek: "Miedzianka. Historia znikania", "Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL i "Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach". Był dziennikarzem Głosu Wielkopolskiego, teraz publikuje w prasie ogólnopolskiej. Mieszka i pracuje w Warszawie.