Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Zimne chardonnay i dodekafonia

W poprzedni weekend w samym sercu Poznania odbył się niezwykły koncert. The art of ambient, projekt zapoczątkowany przez grupę Klangprojekt Leipzig w 2016 roku, to jazzowo-ambientalne widowisko łączące w sobie elementy wolnych improwizacji, eksperymentalnego dźwięku i energetycznego ugruntowania.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Krajewski

Wydarzenie odbyło się w Atelier Wimar - miejscu wyjątkowym nie tylko przez ukryte usytuowanie przy reprezentacyjnej ulicy miasta czyli Św. Marcinie, lecz również łączącym w sobie przestrzenie, które muzycy z Klangprojekt lubią najbardziej: sale koncertowe, kościoły, galerie sztuki. Sami twierdzą zresztą, że przestrzeń jest dla nich "bezpośrednim partnerem grającym". A które miejsce nie pasuje bardziej do tego stwierdzenia niż sala pełna antyków, gdzie ściany obwieszone są witrażami i ramami okien, a zza zielonych drzwi wygląda dziedziniec z kolekcją zdobionych kafelków?

- Bez duchowości nie da się tworzyć muzyki - dodają muzycy z Klangprojekt Leipzig. To jazzowe trio powstało w 1996 roku z połączenia różnych zespołów i od tego czasu podróżuje po świecie improwizując i eksperymentując z tworzeniem muzyki na przedmiotach codziennego użytku oraz instrumentach mniej znanych europejskiej widowni. Zespół współtworzą Thomas Feist na klawiszach i syntezatorach, Thomas Kempe na saksofonie i trąbce oraz Andreas Schemmel na perkusji i okazjonalnie na didgeridoo. Obserwując ich z widowni można było zobaczyć, jak bardzo są zaznajomieni z graniem ze sobą - minęło już w końcu 26 lat! Drobne uśmiechy przekazywane przy zmianie rytmu, serdeczne pogaduchy w przerwach... Już w samej atmosferze spotkania z nimi czuć, że jest to trio, które zostanie z nami jeszcze na długo.

W swojej praktyce artystycznej zespół eksploruje nowe przestrzenie tonalne, w improwizacjach pojawiają się zaskakujące konstrukcje rytmiczne i stopniowe przejścia harmoniczne. Muzycy Klangprojekt chętnie performuje w kościołach, bo bardzo doceniają niecodzienną akustykę - dla przykładu The art of ambient zagrali w Bazylice Wniebowstąpienia w Jerozolimie (koncert do odsłuchania na ich stronie). Stosują również technikę dodekafonii - brzmi skomplikowanie ale już tłumaczę. Muzycy opierając się na skali dwunastodźwiękowej odrzucają przymus dopasowywania utworu do danej gamy durowej lub molowej, czyli dają sobie pełną wolność i nie przejmują się regułami muzycznego świata. Stawiają na elastyczność i szaleństwa muzyczne i tego też doświadczyłam na sobotnim koncercie.

Artyści, jak to prawdziwi jazzmani, weszli na scenę rezolutnie spóźnieni z kieliszkiem zimnego chardonnay w dłoni. Żaden z słuchaczy nie miał im tego spóźnienia za złe, jedno spojrzenie mogło ocenić, że tak właśnie chcą tworzyć i performować: na luzie i po swojemu. Scena na szczęście była spora, artyści zgromadzili imponująca ilość instrumentów klasycznych, ludowych jak i takich... ze sklepu budowlanego. Zmieniali muzyczne narzędzia w zaskakującym tempie, lecz do każdego podchodzili z namaszczeniem i zrozumieniem jego funkcji, i - co najbardziej zaskakujące - rzeczywiście potrafili jakościowo zagrać na każdym! Z taką liczbą instrumentów, melodii, dysharmonii i wina wydarzenie mogłoby się prosić o chaos, a jednak oglądając Klangprojekt czuło się błogi spokój. Nawet obecność psa Dextera z którym siedziałam na kolanach nie zakłóciła wieczoru, muzycy przechodząc po sali i grając na moździerzu nie mogąc się powstrzymać kilka razy pogłaskali miękki, psi łepek i dali powąchać mokremu noskowi instrumenty.

Po koncercie porozmawiałam chwilę z artystami o tym jak wspólnie tworzą tak zgrany zespół i jak przygotowują się do improwizacji. Thomas Feist opowiadał mi o wspólnych podróżach, które tak ich połączyły. Nie mówił jedynie o trasach koncertowych, na której Poznań był w tym przypadku punktem postojowym, lecz również o wycieczkach m.in. do Ghany, które zespół wspomina jako budujące i inspirujące. Tam muzycy uczyli się tradycyjnych pieśni afrykańskich m.in Waka waka, która orginalnie pochodzi z Kamerunu (śpiewała ją również Shakira). Podczas koncertu Klangprojekt pozwolił sobie zresztą na krótką improwizację tej pieśni. W tej samej rozmowie zapytałam Thomasa o podłączony do keyboardu syntezator jakiego używa podczas koncertów i o to, jak wybiera dźwięki których planuje użyć. Odpowiedział mi tak: - Na tym syntezatorze mam do wyboru 56 tys. różnych dźwięków i szczerze mówiąc nie pamiętam ich za bardzo. Dlatego jak zaczynam improwizować, nigdy nie wiem na jaki dźwięk trafię, nigdy nie wiem co usłyszę. Kiedy jakiś dźwięk spodoba mi się - używam go, kiedy się nie spodoba - idę dalej.

Koncert zaczął się awangardowym, noise'owym jazzem, więc kiedy usłyszałam pierwszą część powiedziałam do mojego chłopaka: - Fajnie brzmi, ale to nie jest ambient. Okazało się jednak, że pierwszy akt był tylko rozgrzewką, stopniowo muzycy wypełniali pokój spokojnymi częstotliwościami, pobrzdękiwaniem dzwonków, leniwymi dźwiękami saksofonu, czyli adagio sostenuto (pokusiłam się o zasięgnięcie do słownika muzykologicznego). Tempo powoli zwalniało aż do samego końca, z krótkim przerywnikiem na wspomniane, zaimprowizowane Waka waka, na finiszu usłyszeć można już tylko było pojedyncze uderzenia o perkusyjne talerze i rzadkie rozbzyczenia syntezatora. Po wszystkim muzycy wstali, uśmiechnęli się na huczne brawa i serdeczne pogwizdywania. I wyszli na papierosa.

Julia Walkowiak

  • Koncert Klangprojekt Leipzig
  • Atelier Wimar
  • 23.04

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022