Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

W plątaninie zmysłów

Po tak wietrznym i deszczowym dniu można było tylko marzyć o schowaniu się pod kocem z książką i kubkiem gorącej herbaty. W jesienną szarugę to zawsze kusząca propozycja, jednak o wiele lepszą okazał się koncert francuskiej piosenkarki Imany, która koncertem na MTP rozgrzała poznaniaków do czerwoności...

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

O tym, jak wielką popularnością cieszy się w Polsce piosenkarka przekonuje nie tylko sukces jej albumów, ale bezsporny fakt z jak wspaniałym przyjęciem spotyka się za każdym razem, kiedy do nas wraca. Tym razem zrobiła to wyjątkowo szybko, bo przecież zaledwie kilka miesięcy temu grała dla fanów w Warszawie, niedługo przed tym jak jej nowa płyta "The wrong kind of war" wreszcie trafiła na sklepowe półki. Nie da się ukryć, że przez ostatnie lata Imany testowała ich cierpliwość, czekając z wydaniem drugiego albumu aż pięć długich lat. Na szczęście było na co czekać, bo na "The wrong kind of war" Imany nie dopadł "syndrom drugiej płyty", a jej nowe utwory mogą śmiało konkurować z zawartymi na zjawiskowym debiucie.

Najdobitniej pokazał to piątkowy koncert, który rozpoczął się majestatycznymi uderzeniami w kotły, zza których po krótkiej chwili wyłoniła się gwiazda wieczoru. Z powagą i wrodzoną elegancją zaśpiewała pierwsze wersy otwierającego nowy krążek utworu "Save your soul", by zaraz później krzyczeć przez megafon jego zapadający w pamięć refren. To było symboliczne powitanie. Imany przywitała się z nami jako artystka, ale przede wszystkim wolna i niezależna kobieta. Swój status zaznaczyła krótką odezwą, która w kontekście bieżących wydarzeń związanych z projektami ustaw zduszonymi w zarodku przez Czarny Protest wydawała się bardzo znacząca. "Mężczyźni, czy wiecie czego tak naprawdę pragną kobiety?" - retorycznie zapytała ze sceny, zapowiadając jeden ze swoich największych przebojów "The good, the bad & the crazy".

Pięknie zabrzmiał w uszach, zwłaszcza po tak melancholijnej balladzie, jaką jest "No reason, no rhyme", w której sekcja smyczkowa w końcu zagrała pierwsze skrzypce. O tym jak wielką energię ma w sobie wieloosobowy band Imany potwierdzał później właściwie każdy kolejny numer. Wystarczy wspomnieć o "I'm not sick, but I'm not well", w którym melodie akustycznej gitary i fortepianu ustępują rzewnym wiolonczelom, na tle których gospodyni brzmi jak inkarnacja słynnej Tracy Chapman. Ten wrodzony smutek kryjący się nie tylko w jej głosie, ale chyba przede wszystkim w sercu, raz po raz pokazywał nam jak niepoprawnym jest wrażliwcem.

Ta szczera, niewystudiowana emocjonalność byłą też największą siłą wzruszających soulowych perełek "There were tears" i "Lately", przekornie przełamanych coverem nieśmiertelnego "Bohemian Rhapsody" grupy Queen z awangardowymi wstawkami improwizujących muzyków. Te chyba najpiękniejsze utwory z nowej płyty Imany okazały się zapowiedzią jej największych przebojów. Już po pierwszych dźwiękach niezapomnianego "Slow down" na targowej hali zapanował entuzjazm, ale po chwili wszyscy wstrzymali oddech. W końcu to piosenka, która aż prosi się o kameralny nastrój, którego nie powinno zburzyć żadne gwizdanie... "Take your time, it will be alright" - tego wieczoru śpiew Francuzki mógł w tym upewnić nawet najgorszego pesymistę.

W końcu przyszedł i czas na "Don't be so shy", którego nadejście ponownie zaakcentowała introdukcja bębniarzy wybijających charakterny rytm. To właśnie tym utworem Imany udowadnia, że jej muzyka to nie tylko zbiór poetyckich refleksji o tęsknocie, miłosnych rozterkach i meandrach ludzkiej natury. Równie subtelnie co smutne "I don't see any lullabies", zmysłowo zanuciła: "Can you feel my hips in your hands?", jak i kilka innych niezapomnianych wersów z piosenek ze swojej pierwszej płyty, słusznie zdominowanej przez premierowe piosenki. Bo może i przyjemnie słuchać ich w zaciszu czterech ścian, jednak dopiero w wykonaniu na żywo zyskują rozmach jakby na scenie stała sama Billie Holiday.

Sebastian Gabryel

  • Imany
  • Międzynarodowe Targi Poznańskie (ul. Głogowska 14)
  • 14.10