Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Stawianie czoła rzeczywistości

- Jestem recenzowany dokładniej, może bardziej namiętnie - powiedział w środę Wojciech Szot podczas spotkania autorskiego w Centrum Kultury Zamek. Rozmowa dotyczyła jego debiutanckiej książki Panna Doktór Sadowska, poświęconej nienormatywnej lekarce i działaczce społecznej, bohaterce warszawskiego skandalu międzywojnia.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Kaczyński, © CK Zamek

Prowadząca spotkanie Maria Krześlak-Kandziora z księgarni Bookowski podkreśliła, że czytelnikom i księgarzom Szot znany jest jako jeden z najważniejszych recenzentów literatury w Polsce. Głównym z powodów tego stanu rzeczy jest jego popularny blog Zdaniem Szota powiązany z mediami społecznościowymi. Nim stał się więc autorem książki, przeszedł całkowicie ścieżkę związaną ze słowem pisanym, poznając wielu pisarzy, prowadząc z nimi spotkania i świetnie odnajdując się w tych różnych rolach. - Rzeczywiście byłem już księgarzem, wydawcą, redaktorem, recenzentem, krytykiem, dziennikarzem, a teraz jestem tutaj podobno po tej drugiej stronie. Muszę powiedzieć, że czuję się jak ryba w wodzie. Wiem, jakie obowiązki ma pisarz/pisarka wobec książki, bohatera/bohaterki, czytelników/czytelniczek i całego rynku książki oraz życia czytelniczego - stwierdził autor. Przyznał też, że swoje zdanie wyraża dość kategorycznie, bo od tego jest też krytyk - "choć w Polsce różnie to bywa". Stąd ma poczucie, że jest "recenzowany dokładniej, może bardziej namiętnie". - Wiedziałem z góry na co się piszę wydając książkę. Póki co nie jestem niczym zaskoczony - powiedział.

O Zofii Sadowskiej po raz pierwszy dowiedział się ponad dziesięć lat temu, gdy przeczytał o niej w Homobiografiach Krzysztofa Tomasika wydanych przez Krytykę Polityczną. - Od tego czasu dorywczo, po godzinach codziennej pracy zawodowej, trwała moja znajomość z Zofią. Ona nie jest tak bardzo osobista może przez to rozciągnięcie w czasie, ale i przez to, że nigdy nie chciałem być za blisko postaci, o której piszę. Wtedy może sam zacząłbym recenzować, bardziej oceniać. Najbardziej zależało mi na pokazaniu dość suchych, czystych faktów. I metodzie pisania polegającej na tym, że każde zdanie, które się w tej książce znajdzie, ma swoje ustanowienie w rzeczywistości. Było to o tyle trudne, że skończyłem na pięćdziesięciu stronach przypisów. Ale chciałem pokazać czytelnikom i czytelniczkom, że w reportażu, biografii bardzo duża część takiej pracy to jest coś, co autor/autorka wymyśla, konstruując ten świat. Pytanie "co wydarzyło się tak naprawdę?", stąd zależało mi na tym, aby była oddana faktografia. To oddala od bohaterki, nie pozwala na pełne zbliżenie się - tłumaczył Szot.

W swojej książce autor skupia się na procesie sądowym. Sadowska pozwała o oszczerstwo w druku redaktora naczelnego "Expressu Porannego" Jerzego Plewińskiego i jego wydawcę Antoniego Lewandowskiego. W tym bulwarowym dzienniku zamieszczał on sensacyjne artykuły o domniemanych orgiach lesbijskich w mieszkaniu i gabinecie doktor Sadowskiej, twierdząc przy tym, że uwodzi ona swoje pacjentki i uzależnia je od siebie podając im narkotyki, czy wreszcie - że prowadzi "lesbijski dom publiczny".

Autor trafił ze swoją książką na wyjątkowy moment w historii Polski. Okazało się też, że Zofia Sadowska jest potrzebna do wielu rzeczy, o których nie myślał wcześniej. - Była dla mnie dużą lekcją życia i historii. W tamtym czasie byłem jeszcze zaangażowany w działalność organizacji LGBT. Nagle się okazało, że ta postać jest też trochę protodziałaczką, aktywistką LGBT - choć na całkiem innym, prywatnym poziomie - a przy tym właściwie Zofia została wywołana do odpowiedzi. Od razu zobaczyłem, że jest postacią nieugiętą, która idzie przez życie może i potargana przez los, ale pewna siebie. Że potrafi stawić czoła największej opresji. A tą największą opresją jest prasa, media - zwłaszcza w tamtych czasach, gdy gazet było tylko kilka. Wywołały wielki skandal związany z Zofią, oskarżając ją o różne niecne rzeczy - tłumaczył autor.

W losach Sadowskiej dojrzał odbicie własnych przeżyć - sam od dzieciństwa musiał stawiać czoła rzeczywistości. - To oczywiście przeniesienie emocji i własnych potrzeb, poszukiwanie superbohaterki, która w tym życiu wystąpi. W międzyczasie odkryłem, że losy Zofii są dla mnie lekcją tego, kim ja jestem jako człowiek, mężczyzna nieheteroseksualny - przyznał. Łapał się więc w trakcie pracy choćby na tym, że pisząc o kobiecie wychodzi z niego nieuświadomiona mizoginia, której nauczył go patriarchat. I pewne fragmenty książki, powstające w różnych okresach, dziś widzi jednak inaczej. - To świadectwo pozostałości świadomości językowej, która się u mnie z czasem zmieniała - tłumaczył.

Marek S. Bochniarz

  • spotkanie z Wojciechem Szotem wokół książki Panna Doktór Sadowska
  • CK Zamek
  • 2.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020