Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Nikt nie zmieni mi serca

- Jak chcesz powiedzieć coś, niczego nie musisz krzyczeć - uczą nas Ukrainki w spektaklu "Ja, kobieta/, жінка". To przedstawienie jest ich głosem: nieutemperowanym i osobistym. Skierowanym nie przeciw komuś czy czemuś, a głoszącym wewnętrzną siłę i pasję do życia.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Krajewski/materiały Teatru Biuro Podróży

Gdy na scenę Sali Wielkiej wchodzi dziesiątka Ukrainek, to zapełnia tę przepastną przestrzeń żywiołową energią i optymizmem, który trudno nie przejąć i też się nie uśmiechnąć. Czy chodzi o moc bijącą z ich gestów, zdecydowanie wypowiedzi, dynamizm synchronicznych ruchów (sygnał solidarności i przyjaźni między kobietami), a może kolorowe stroje, tworzące razem mozaikę barw? W skonfrontowaniu się z widownią, które rozpoczyna się od tego, że każda z nich mówi, czego sobie życzy ("chcę miłości", "chcę na urlop", "chcę spokoju", "chcę być wolna", "chcę uwagi", "chcę ciastka"...) nie ma miejsca na zamarłe słowa, niepewność, tremę. "Ja, kobieta" to spotkanie z silnymi ukraińskimi kobietami. I z ich pejzażami wewnętrznymi. Ten bogaty, zbiorowy krajobraz rozwija się przed oczami publiczności w trakcie spektaklu, przykuwając uwagę szczerością (nawet i tą brutalną), liryzmem, humorem, ale przede wszystkim - afirmacją życia, odsunięciem od siebie smutków i goryczy, zmierzeniem się z lękami i akceptacją ich.

Na "Ja, kobieta" składają się wypowiedzi, w których aktorki domagają się podmiotowości i szacunku. "Ja chcę być osobą, a nie dekoracją. Ja chcę, aby moje zdanie miało znaczenie" - mówi jedna z nich. "Chcę, by każdy człowiek nauczył się nie tylko słuchać, ale i słyszeć" - dodaje druga. Te wypowiedzi przybierają formę wyliczeń, dialogów, a także i buntu ("jestem zła na cały świat, bo..."). Dopełniają je pieśni w języku ukraińskim.

W "Ja, kobieta" aktorki odnoszą się też do relacji damsko-męskich, które ujmują na kilka sposób. Jest miejsce i na trochę poetyckości, gdy jedna z nich mówi: "Mężczyzna to przyroda. To kot przy nogach, pies na łańcuchu. To świnia, tygrys. To drzewo, o które mogę się oprzeć. To mój ekosystem, który musi nauczyć się żyć ze mną". Jednak widowni zostaje podsunięty też bardzo niepokojący obraz. Jedna z kobiet nakłada pozostałym na głowy kartonowe pudła i papierowe torby z napisami: Blondynka, Stara Panna, Księżniczka, Szefowa, Histeryczka, Matka, Kochanka, Żona, Święta, Suka. Bo tak: kobiety można seksistowsko postrzegać niczym w żenującym serialu "Matki, żony i kochanki" - czyli poprzez to, jaką funkcję pełnią względem mężczyzn, bądź jak przez nich zostały pejoratywnie, szyderczo zdefiniowane. Czy ważne jest w tym kontekście pochodzenie tych mężczyzn? W "Ja, kobieta" podjęta jest też kwestia przemocy mężczyzn wobec kobiet za pomocą symbolicznej sceny. Jedna z aktorek oznajmia przy tym, że chciałaby, aby jej synowie szanowali kobiety.

Jako sceptyk spodziewałem się po spektaklu amatorów, że się umęczę. Mam na myśli oczekiwanie ze zwieszoną głową na kiepski, niezdarny ruch sceniczny, widoczną nerwowość w przebywaniu na scenie, napięcie mięśni pod wpływem silnego oświetlenia. A jednak - "Ja, kobieta" było chyba pierwszym przedstawieniem z nieprofesjonalnymi aktorkami, które zaskoczyło mnie zdolnością do zasypania granicy między aktorstwem profesjonalnym a naturszczykami. Oglądając ukraińskie kobiety na scenie zastanawiałem się, skąd czerpią odwagę, by na niej być? Próbą odpowiedzi była myśl, że skoro wyjechały do obcego kraju, to muszą mieć w sobie zdecydowanie imigrantek - zdolność do przekraczania swoich słabości i lęków, rezygnację z komfortu przebywania w dobrze znajomym otoczeniu na rzecz nieznanego. "Ja, kobieta" pokazuje, ile jest w nich determinacji.

Ale co sprawia, że to przedstawienie potrafi poruszyć? Czy chodzi o weryzm doświadczeń, quasi-konfesyjny charakter spektaklu? Nie nazwałbym go jednak formą dokumentalną. Artystki nie sięgają zresztą po ekshibicjonizm, nie opowiadają nam swoich doświadczeń zbyt konkretnie i bezpośrednio. Miast siadać karnie na krzesełkach i monologować, wykorzystują symbol, znak, gest. Metaforyczność i lapidarność, skrótowość wypowiedzi są siłą tego przedstawienia.

Życie prywatne aktorek to zresztą ich prywatna sprawa. Ale rozpoznanie w Ukrainkach mieszkających w Wielkopolsce osób (a nie dekoracji) jest naszą wspólną sprawą. Być może dlatego weszły na scenę - by sprowokować widzów do właśnie takich myśli. By zmierzyli się z uprzedzeniami Polaków względem Ukraińców i Ukrainek. Byśmy poczuli, że coś, a może nawet wiele, nas jednak łączy. Muszę przyznać, że po poniedziałkowej premierze "Ja, kobieta" obok "Planety Lem" stał się moim ulubionym spektaklem zrealizowanym przez Teatr Biuro Podróży.

Marek S. Bochniarz

  • "Ja, kobieta" / , жінка"
  • Teatr Biuro Podróży
  • opieka artystyczna: Marta Strzałko i Yurii Chebotarov
  • CK Zamek, Sala Wielka
  • premiera: 2.12

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019