Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Jubileuszowe reminiscencje

Koncerty jubileuszowe zawsze przyciągają tłumy. Tym razem, na kilkanaście minut przed rozpoczęciem koncertu z okazji 75-lecia Filharmonii Poznańskiej, Aula Uniwersytecka wypełniła się publicznością żądną koncertowych wrażeń. A trzeba przyznać, że były one tego wieczoru niezwykłe!

. - grafika artykułu
Łukasz Borowicz, fot. Piotr Skórnicki, Antoni Hoffmann

Po ceremonii odznaczania dyrektora Filharmonii Wojciecha Nentwiga i dyrektora muzycznego Łukasza Borowicza Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski oraz Tomasza Gubańskiego i Sławomira Jarmołowicza Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski, jubileuszowy koncert rozpoczęła Uwertura komediowa Tadeusza Szeligowskiego - dzieło ojca założyciela poznańskiej filharmonii. Tadeusz Szeligowski napisał uwerturę w 1952 roku. Jako kompozytora nazywano go mistrzem pastiszu i stylizacji. Muszę przyznać, że Uwerturę komediową miałam okazję usłyszeć po raz pierwszy, ale jej pełen rubaszności, kolorytu charakter wywołał wśród publiczności euforię, szampańsko otwierając ten muzyczny wieczór.

Na kolejny utwór czekała znaczna część publiczności. To pewnie dla tego solisty Aula Uniwersytecka pękała w szwach. Koncert fortepianowy a-moll op. 54 Roberta Schumanna wykonał Rafał Blechacz, który zaanonsował swoją obecność mówiąc o Poznaniu, jako o jednym ze swoich domów, do których powraca z radością: "Jeśli poznańska filharmonia obchodzi swój jubileusz, to nie sposób, aby mnie tu nie było". Dla Rafała Blechacza także był to mały jubileusz - to jego 10. koncert z orkiestrą Filharmonii Poznańskiej.

17 lat temu, jako mała dziewczynka, siedziałam jak zaklęta przed ekranem telewizora, słuchając wówczas 20-letniego pianisty podczas XV Konkursu Chopinowskiego. Wczorajszego wieczoru wreszcie mogłam usłyszeć laureata tego konkursu na żywo. Sposób gry pianisty pozwolił mi zamknąć się w jego muzycznym mikrokosmosie. Tutaj każdy dźwięk miał swoje uzasadnienie, a wspólne oddziaływanie z orkiestrą było pełne subtelności i wzajemnej narracji. Choć samo dzieło Schumanna jest klasyką, a nawet ikoną gatunku koncertów fortepianowych, to napisany przez kompozytora koncert w stylu brillant charakteryzuje się dodatkowo wirtuozerią, jak i kantylenową melodyką o sentymentalnym charakterze. To dzieło ściśle romantyczne, w którym Schumann wykreował portrety różnych miłości, a Rafał Blechacz nadał tej opowieści plastyczny i pełen liryzmu koloryt, budując pięknie wybrzmiewające frazy.

Nie tak dawno poznańską filharmonię, z okazji 16. Konkursu skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, wypełniali wybitni skrzypkowie z całego świata. Zauważyłam wtedy, że ci muzycy nie zawsze idealnie radzili sobie w kontakcie z dyrygentem i orkiestrą. Z kolei wczorajszego wieczoru opowieść pomiędzy solistą, orkiestrą, a dyrygentem była wzajemnym dialogiem i przepływem muzycznych myśli, które zachwycały publiczność zgromadzoną w Auli Uniwersyteckiej. W grze Rafała Blechacza można było usłyszeć nie tylko doświadczenie, lecz również konsekwencję śmiało podjętych interpretacji. Publiczność Auli Uniwersyteckiej wywoływała solistę na estradę kilkukrotnie. Blechacz odwdzięczył się bisami dzieł Chopina, kreując obrazy pełen tęsknoty, bólu, jak również nadziei.

Po przerwie usłyszeliśmy kompozycje tworzące swojego rodzaju całość - dyptyk. Rapsodia litewska op. 11 Karłowicza to dzieło, którego premiery sam kompozytor nie doczekał, gdyż w dwa tygodnie przed premierą wybrał się w swoje ukochane Tatry, gdzie zginął pod lawiną nieopodal Kościelca. Kościelec 1909 Wojciecha Kilara powstał z okazji 75-lecia powstania Filharmonii Warszawskiej i stał się wspomnieniem o tragicznej śmierci Karłowicza. Trzeba przyznać, że ta rama kompozycyjna drugiej części koncertu jubileuszowego idealnie zamknęła ten wieczór. Rapsodia litewska op. 11 Karłowicza to dzieło pełne reminiscencji i wyobrażeń kompozytorskich na temat jego rodzinnych stron. To obraz pełen niepokoju, tęsknoty i muzycznej plastyczności. Wspaniała instrumentacja i niebywała szczegółowość działań kompozytorskich zostały doskonale zinterpretowane przez maestro Łukasza Borowicza. Muzyczny organizm pod dyrekcją maestra na zmianę kolorował i cieniował partyturę, by momentami przenieść nas przez muzyczną paletę barw do innego świata.

Kościelec 1909 rozpoczyna się opowieścią kontrabasów, idealnie odzwierciedlających majestatyczny obraz gór i ich nieprzewidywalność. Kompozytor umyślnie dąży w dziele do kilku kulminacji, w których z jednej strony wyobrażamy sobie obraz staczającej się lawiny, a z drugiej niemożność odwrotu i konieczność poddania się żywiołowi natury przez człowieka. Kilar również kochał Tatry i choć w Kościelcu nie korzysta z polskiego folkloru tak mocno jak w innych swoich dziełach z cyklu tatrzańskiego, to jego retrospekcja śmieci Karłowicza nadal jest pełna muzycznych emocji. Od napięcia, oczekiwania, aż po lęk i strach, a następnie ukojenie. A te wszystkie emocje i myśli kompozytorskie doskonale zinterpretowała orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod dyrekcją maestra Borowicza.

Pierwszy oficjalny koncert Filharmonii Poznańskiej pod batutą Stanisława Wisłockiego odbył się 10 listopada 1947 roku. Po 75 latach orkiestra Filharmonii Poznańskiej, w przededniu świętowania przez Polaków 104. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, zabrzmiała rewelacyjnie! Jednak to wszystko nie miałoby miejsca, gdyby nie wspaniałe umiejętności maestro Łukasza Borowicza. Jedyne, czego w tym momencie możemy życzyć zarówno sobie, jak i artystom FP, to kolejnych wspaniałych jubileuszy i utworzenia dla nich autonomicznej przestrzeni na mapie Poznania.

Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

  • Koncert na 75-lecie Filharmonii Poznańskiej
  • Filharmonia Poznańska
  • 10.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022