Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Jak proustowska magdalenka

W ciągu jednego wieczoru można było odbyć podróż w czasie, przeskakując do Poznania sprzed 40, 50, a nawet 70 lat. Finał Off Opery 2020 odbył się w klubie Tama, w czwartek 24 września.

. - grafika artykułu
Koncert Łony, fot. BW Pictures

Tematem tegorocznej, szóstej już edycji Off Opery były Głosy miasta, podzielone na trzy moduły. Jako pierwsze poznaliśmy Poznańskie rewiry - filmowy zapis warsztatów storytellingowych z emerytowanymi pracownikami poznańskiej gastronomi, jakie przeprowadzili kuratorzy Karolina Brzezicka i Marcin Kluczykowski. Razem z kelnerami, kucharzami czy barmanami ruszyliśmy tropem dawnych, kultowych restauracji, dziś już nieistniejących, bądź gruntownie przebudowanych i działających pod innym szyldem.

To była prawdziwa podróż w czasie, niczym proustowska magdalenka. Miejscówki, które wspominali bohaterowie części Poznańskie rewiry zapisały się bowiem prawdziwie złotymi zgłoskami na kulinarnej mapie Poznania. Kilka z nich sam dobrze pamiętam, bo też były to miejsca, gdzie po raz pierwszy posmakowałem prawdziwych rarytasów. Dziś to może zabrzmieć zaskakująco, ale to w restauracji Smakosz na przełomie lat 70/80 zjadłem pierwsze frytki i smażone pieczarki. Ale największą niespodzianką był dotyk ciepłych talerzy, na których serwowano w Smakoszu dania. Gdy słuchałem wspomnień i spoglądałem na szefa i kucharza Smakosza z tamtych lat, to od razu powrócił do mojej pamięci ten bodziec, to ciepło pod palcami. Panowie kręcili się na zapleczu Smakosza, z nutką rozrzewnienia wspominając czas swojej kulinarnej chwały, a ja wspominałem przy tym swoje studenckie czasy.

Już za chwilę byliśmy w studenckiej stołówce Jowita, gdzie swoją księgę pamiątkową pokazywała dawna ajentka stołówki w Collegium Historicum. Wpisy zacnych osobistości, jakie u niej jadły, rozpoczyna premier Tadeusz Mazowiecki, jest i Anna Seniuk czy nawet Margaret Thatcher. Ale przede wszystkim słyszymy garść wspomnień sprzed lat, kiedy to ludzie częściej trzymali się razem, wspólnie świętowali w studenckiej stołówce absolutorium, udaną dysertację, czy nawet studenckie urodziny. A z Jowity, przeskakując ulicę nadalej, wchodzimy do Merkurego, gdzie nic już nie jest takie, jak przed 40 laty. Emerytowany barman, który, jak wspomina, serwował drinki w cocktail barze przez co najmniej 10 lat wydał mi się znajomy. Minęło co prawda prawie 40 lat, ale wtedy wyjście do Merkurego to była duża rzecz; tam też zjadłem po raz pierwszy befsztyk chateaubriand, który w szarości stanu wojennego smakował jak kęs lepszego świata, który nam właśnie odebrano. A na deser zamówiłem kieliszek likieru "Chartreuse", całość kosztowała majątek jak na studencką kieszeń, ale choć przez chwilę chciałem poczuć się trochę "smaczniej". Barman chodził po zakamarkach Merkurego, a ja wodziłem za nim oczami, bo maszyna wspomnień przeniosła widzów na dawny kelnerski rewir, który wspomniał nasz przewodnik z prawdziwym wzruszeniem w głosie. I jeszcze zdjęcia witryn restauracji - legend, których już nie ma, jak choćby Moulin Rouge czy Arkadia. I kolejne anegdoty kelnerów i kelnerki - smakowite rozpoczęcie wieczoru wspomnień, okraszone oklaskami widzów.

Brawa ucichły i nastąpiła przerwa na zmianę dekoracji i miejsca dla widzów, bowiem z foyer przeszliśmy do dawnej sali balowej w restauracji Cechowa, obecnie klubu Tama. A tam, w przyciemnionej sali, dwoje aktorów - Angelika Mierzwa i Eryk Stelmaszyk - zaprosili widzów do udziału w "wieczornicy", jednej z tych, jakie były stałym punktem programu życia obywateli PRL-u. Taki sposób znaleźli na maszynę wspomnień pomysłodawcy projektu Eka - Daniel Stachuła i Michał Mroczkowski. Rozpisane na dwa głosy wspomnienia z życia bikiniarzy i ich partyjnych adwersarzy zostały wzmocnione wyświetlaną na kurtynie etiudą performatywną, gdzie w niepokornego tancerza z lat 50. wcielił się Michał Strugarek. Głos bikiniarza miksował się z głosem partyjnej dziennikarki, oboje byli ubrani zgodnie z ówczesnym kanonem mody. Ona w białej koszuli z czerwonym krawatem - wzór ZMP, a On - prawdziwy bikiniarz z krótkimi spodniami - w rurki, skarpetki w prążki i oczywiście obowiązkową krawatkę we wzory. Tylko plerezy brak, ale o takich sposobach utrwalania włosów przez bikiniarzy dowiedzieliśmy się z aktorskiego monologu, który zabrał nas w świat mrocznych lat stalinizmu i wczesnego Gomułki. Wtedy to część młodzieży próbowała, choćby poprzez strój i sposób bycia, zamanifestować swój sprzeciw wobec opresyjnej codzienności. Nie zabrakło też wspomnień o ejbrach z poznańskiej "eki z Małeki", chłopakach z ulicy Małeckiego, którzy brali udział w demonstracjach Poznańskiego Czerwca 1956. Na finale ich wizerunki zostały wyświetlone na ekranach, obok legendarnej pielęgniarki Aleksandry Banasiak, która zresztą siedziała obok mnie oglądając podsumowanie projektu Eka.

Zuzanna Głowacka i Ewelina Chatłas, kuratorki Projektu Taxi, do współpracy zaprosiły również rapera Adama "Łonę" Zielińskiego i muzyka Jacka "Budynia" Szymkiewicza (Pogodno, Babu Król, Nowa Fala Polskiego Dansingu), z którymi ruszyły w Poznań, nasłuchując taksówkarskich opowieści. Sam Łona wcielił się nawet w taksówkarza i jeździł dryndą po Poznaniu, wożąc klientów! Muzyczne inspiracje przybrały formę raperskich kawałków, jakie usłyszeliśmy na zakończenie finału Off Opery w czwartek w Tamie.

Przemysław Toboła

  • Finał Off Opera
  • Tama
  • 24.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020