Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Twórcze wybuchy

Łyski liczą do trzech to powieść o rewolucji i o wyzwoleniu wielkiej energii. Niewielka gabarytowo, ale jednak - powieść, nie powiastka czy nowelka.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Wiedzieliście co to łyski? Ja nie, ale Olga Hund przychodzi z pomocą i wyjaśnia to już w pierwszym zdaniu opowieści: "Niektóre ptaki - jak na przykład te śmieszne łyski z błyskawicą na głowie - potrafią liczyć do ośmiu". Śmieszne łyski, nazywane na wikipedii po prostu "zwyczajnymi", rzeczywiście dość zabawne ptasie pokraki. Ciekawostka, o której można zaraz zapomnieć, wiedza bezużyteczna. Podobnie jak wiedza, do ilu potrafią liczyć Caakowie - grupa etniczna mieszkająca w Czechach - i czy w ogóle liczyć potrafią.

Olga Hund wymyśliła Caaków pewnie dlatego, że nie chciała uderzać w konkretną polityczną nutę. A może uznała, że pisanie o jednej mniejszości, to jednak deprecjonowanie problemu innej? Dlatego Caakowie nie są łatwi do skategoryzowania, bardzo przypominają Romów, ale też Indian czy Żydów. Przez Czechów są nieco romantyzowani, tak jak nam się wciąż zdarza romantyzować Indian przez pryzmat Pocahontas. Ale jednocześnie: "Caak to złodziej, darmozjad, nie umiałby się podpisać własnym nazwiskiem". Tym, co Caaków fizycznie odróżnia od reszty ludzi, jest trzecie oko na środku czoła - groźne podobno zwłaszcza u kobiet, dlatego wszyscy policjanci ochoczo zakładają przyłbice, które mają chronić przed zauroczeniem przez caakańskie uwodzicielki, które tylko na to przecież czekają.

I żyją tak obok siebie przez całe lata - Czesi i Caakowie, jedni w domach, drudzy w przyczepach i prowizorycznych chatkach, aż nadchodzi festyn zorganizowany przez Stowarzyszenie Przyjaźni Czesko-Caakańskiej. To właśnie tam pewien policjant, bardzo zresztą sympatyczny i kochający pieski, ot " zwyczajny facet", strzela do caakańskiego chłopca, który ginie natychmiast. Następuje prawdziwa gehenna i coś w Caakach i ich sprzymierzeńcach pęka. Wygląda na to, że tym razem sprawa nie rozejdzie się po kościach, krzyki nie cichną, w powietrzu czuć rewolucję.

Przyznam, że sięgając po Łyski liczą do trzech miałam nieco dziecinną obawę. Bałam się, że autorka będzie gęsto nawiązywać do podziałów i protestów, jakie doskonale znamy ze swojego polskiego podwórka. Że widoczne będą podziały "lewica-prawica", "kowidziarze-foliarze" i tak dalej. Że te nawiązania okażą się ważniejsze od samej historii, a ja, czytelniczka zmęczona trochę codziennością, poczuję się zmęczona także opowieścią. Olga Hund, chyba także zmęczona codziennością, oderwała się jednak twórczo, a historia Caaków nabrała przez to i trochę lekkości, i trochę absurdu. Bo czy o takich Caakach da się pisać zupełnie poważnie, skoro jeden z nich, rubaszny starszy pan, założył mówioną gazetę "Oko na osadę", którą recytował wszystkim sąsiadom, a pełnoletnim chętnym przekazywał także "plakat-specjalnostkę dla dorosłych"?

Z drugiej strony, nie tylko Caakowie budzą ciepłe uczucia. Autorka trafnie nam wytyka prawdę na pozór oczywistą - że w swoich podziałach zapominamy o tym, że każdy ma w sobie jakiś kawałek ciepła i dobroci, także ci stojący po przeciwnej stronie barykady. Banialuki, ale jakże często umykające z pamięci, także pamięci niżej podpisanej.

W Łyski liczą do trzech jest trochę awanturniczej przygody z superbohaterami (którzy są przy tym po prostu bohaterami) i trochę zabawy z codziennością, do której czytelnik jest oczywiście zaproszony. "Lubię czytać książki, które spełniają moje marzenia, więc pomyślałam, że mogę też napisać taką książkę" - mówiła Olga Hund w wywiadzie dla Dwutygodnika. Tak, jest też w Łyskach szczypta zaklinania rzeczywistości, marzeń o wybuchu twórczej energii i... wielu innych wybuchach. Podnosi na duchu nie tylko przyszłych rewolucjonistów.

Izabela Zagdan

  • Olga Hund, Łyski liczą do trzech
  • Wyd. Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021