Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Czas przeszły miesza się z teraźniejszym

Na wystawie Obrazy, słowa, książki w Archiwum Idei profesor Jarosław Kozłowski ukazuje tekst i książkę artystyczną jako nie tylko medium wyrazu, ale i środek do prowadzenia strategii opartej na kontestacji. Praca ze słowem i drukiem, wydawanie innowacyjnych, konceptualnych druków rzadkich, stało się w latach 70. ubiegłego wieku odpowiedzią na sytuację świata sztuki, który twórcy zbuntowani przeciw jego regułom postrzegali jako skostniały, elitarystyczny, wręcz cyniczny. Ten obieg na Zachodzie stał się skompromitowany przez kapitalizm, w Polsce natomiast przez zideologizowanie i konformizm.

, - grafika artykułu
Richard Long, "River Avon Book", Bristol, 1978, fot. materiały Archiwum Idei

Zbiory książek artystycznych i zinów w zbiorach artystów, badaczy i kolekcjonerów sztuki chyba jak żadne inne obiekty odróżniają je od bibliotek reszty humanistów - polonistów, historyków, kulturoznawców... Wydawane w niskich nakładach, czasem odręcznie wykańczane czy numerowane, szybko stają się niezwykle trudne do zdobycia, pozostając przy tym pozycjami o zwykle dość wąskim zakresie oddziaływania. Raczej nie odnajdziemy ich z tego powodu w zbiorach bibliotecznych, a po wyczerpaniu pierwszego nakładu nie mamy co liczyć na dodruk. Nieformatowe, subtelne w swej formie, precyzyjnie wykoncypowane, a bywa, że i niezwykle delikatne, nie poddają się łatwo kulturze cyfrowej, a ich zdigitalizowane kopie sprawiają co najwyżej wrażenie kalekiej namiastki.

Oczywiście są to obiekty należące do tego samego medium - książki, ale czy da się je poddać w ogóle procesom katalogizacji i hierarchizacji bądź wyróżnić pozycje obowiązkowe, jak w przypadku książek jako takich? W innych dziedzinach obowiązują przecież jakieś, choćby i naiwne kanony, listy, zestawienia typu X rzeczy do przeczytania przed śmiercią... Ale czy w ogóle powinniśmy o nich myśleć wyłącznie jak o książkach, czy raczej jak o książkach, które w zamyśle twórców mają funkcjonować również jako prace artystyczne? Autorzy takich obiektów posiadają dużą świadomość co do potencjału nawiązania z ich pomocą osobistej, bezpośredniej komunikacji z odbiorcami, przy użyciu dostępnych im mediów.

Ta błyskotliwość w wykorzystywaniu zastanej sytuacji jest kluczowa. Włoski historyk sztuki, krytyk i kurator Germano Celant w Book As Artwork 1960/1972 - pierwszej pracy poświęconej zjawisku książki artystycznej - pisze, że "praca wykonywana w formie książki, filmu, wideo, teleksu, fotografii, ksera itd. nie powinna być operacją wizualną, lecz argumentem dotyczącym natury i możliwości funkcjonowania sztuki, badań nad przekazywaniem informacji".  Z kolei sama "książka jest medium, które nie wymaga innego sposobu wizualnej prezentacji niż czytanie - aktywnego, intelektualnego zaangażowania czytelnika". Książka artystyczna nie potrzebuje więc galerii sztuki - bo to niejako już w niej zawarty jest obrazowo-tekstowy porządek, który na ekspozycji mógłby mieć inny, bo przestrzenny charakter. Poza tym powszechnie dostępne medium książki nie onieśmiela nas i nie buduje dystansu, lecz wręcz zachęca, by wyciągnąć rękę, otworzyć, kartkować, poznawać... Artysta kusi nas swoją pracą, bo książka w swej naturze "uważana jest za obiekt oglądu i dowodu, który nie sprawia wrażenia ezoterycznego czy nierealnego, lecz wpasowuje się w codzienne praktyki przekazywania informacji". Gdy w naturalny sposób łączy się z polem sztuki, może dzięki działaniu najwyższej tejże sztuki entropii "zostać uznana za pracę artystyczną". Celant, wyliczając w swoim eseju kolejne przykłady książek artystycznych - uświadamia nam, jak wiele twórcy mogą z ich pomocą zdziałać. Jego praca zajmuje na wystawie Obrazy, słowa, książki miejsce symboliczne - jeśli wiemy czym jest.

Wystawa przeciwko odwiedzającym galerie

Z kolei aby zrozumieć skalę buntu obecnego w pracach reprezentujących "zwrot antygaleryjny" na ekspozycji w Archiwum Idei, powinniśmy wyobrazić sobie wystawę Jarosława Kozłowskiego In Yellow, która bezlitośnie pacyfikowała odwiedzających londyńską Matt's Gallery w miesiącach luty-marzec 1990 roku. W przestrzeni galerii wszystko zostało skierowane przeciwko widzom.

- Cała sala - ściany, podłoga, sufit - była pomalowana bardzo ostrą żółcią. Opresyjne reflektory nakierowano na twarze widzów. Miałem wówczas problemy z bólem głowy, potrzebna była tomografia komputerowa, stąd na wystawie znalazły się też projekcje trzech różnych zdjęć mojego obolałego mózgu - wspomina artysta. Później Kozłowski wydał książkę Grey Thoughts, znacznie odbiegającą charakterem od tamtej wystawy. Zdjęciom mózgu uzupełnionym o kolorowe elementy graficzne towarzyszą w niej krótkie, zagadkowe teksty. Artysta przewrotnie odwołuje się w nich do innych barw niż te, których w danym momencie używa. W ten sposób poddaje krytyce umowność postrzegania kolorów, co w umyśle odbiorcy może uruchamiać synestetyczne skojarzenia, wyzwalać wyobraźnię. Pierwsze, w całości monochromatyczne zdjęcie mózgu opisuje tekst: "Gdzieś we wszechświecie|Ktoś myśli prosto|Jego myśli są bardzo szare|Ale czasem szarość oznacza czerwień". Z kolei gdy pionowa, czerwona linia rozdziela zdjęcie mózgu na połówki, słowa idą tak: "Gdzieś we wszechświecie|Ktoś myśli krzywo|Jego myśli są bardzo szare|Ale czasem szary oznacza brązowy".

Egzystencjalne podróże punktów na kratownicy

Czy tego, jak doskonale medium książki pozwala na sekwencyjne, konsekwentne przeprowadzenie pewnego ze swej natury matematycznego procesu, nie zaświadcza aby przypadek upiornie matematycznych Trzech punktów (Kassel 1975, edycja niemiecko-angielsko-japońska) Jarosława Kozłowskiego? Na pierwszy rzut oka to jakby zbytek papieru - kwadratowy brulion kojarzący się z nieformatowym blokiem papieru milimetrowego. A jednak - co strona, to trzy różnobarwne punkty znajdujące się w innej konfiguracji.

- Książka dotyczy bardzo w swej wymowie egzystencjalnego przemieszczania się tych trzech punktów co milimetr - a tych milimetrów jest tutaj 180. Wędrują od narożnika, w pionie i poziomie, a w którymś momencie spotykają się, tworząc czarny punkt. Potem wędrują dalej. W tym sensie jest to rodzaj metafory - coś następuje, a potem to działanie "rozchodzi się" w porządku, który został z góry określony - tłumaczy artysta.

Rozszyfruj swoje imię

Na wystawie zobaczymy jednak nie tylko książki artystyczne, ale i prace, których autorzy grają z wieloma mediami. On Kawara w cyklu Ciągle żyję (1973) wykorzystuje telegram, przesyłając "puste" informacje z różnych stron świata, sygnalizując ciągłość swego istnienia. Reiner Ruthenbeck w Segregatorze (1975) prezentuje obiekt jako zbiór pusty - okładkę bez zawartości. Dick Higgins w Trzynastych poważnych rozważaniach (1978) sięga po... fiszki, zbierając na kartach prowokacyjne myśli typu "Czy możesz doświadczyć dzieła, nawet gdy je rozumiesz?" Erner Dov w Nie otwierać (1971) frustruje zamkniętą kopertą, odmawiając nam poznania jej tajemniczej, drobnej zawartości. Ta koperta jest autentycznie pomięta, bo została nadana z Izraela do Polski pocztą. Inaczej do medium listu podochodzi Ann Noël w fascynującej pracy 10 listów z Berlina do... (1989). U podstaw jej działania stał co prawda odręczny zapis, lecz listy nie zostały nigdy zgięte i złożone do kopert. Noël przesłała do dziesięciu różnych artystów zestawy w formie sitodruków na zachwycającym fakturą papierze, przy czym każdy z adresatów mógł przeczytać wiadomości kierowane do pozostałych. Za każdym razem sitodruk był wykonany inną techniką -  w zbiorach NET-u możemy oglądać kopie wykonane przy użyciu kawy mielonej. Treść sytuuje się na granicy prywatnego i publicznego, anegdoty z obiegu sztuki i świadectwa czasu z podzielonego Berlina lat 80. Oddaje też silną świadomości artystki, iż osobista korespondencja w przypadku twórców i osób publicznych w przyszłości prywatną i tak być przestaje. Ta "berlińskość" trochę zresztą wisi nad ekspozycją w Archiwum Idei, a sama praca Noël odruchowo przywodzi ekshibicjonistyczne zapiski Lee Lozano Grass Piece (1969), autoinstruktaż/relacje z zażywania różnych narkotyków, prezentowane w sierpniu ubiegłego roku na wystawie Radikale Passivität: Politiken des Fleisches w kreuzbergskim NGBK w ramach Berlin Art Week.

Wiadomo też, że książki i teksty można "psuć" zacierając ich treść. Jeff Instone w książce Forever Amber at Zebra Crossing (1991) dekonstruuje formalność czcionki i fontu ukazując, iż nadmierna estetyka i wyrafinowanie może utrudnić lub wręcz uniemożliwić przebieg komunikacji. Z kolei w ironicznej pracy Pismo (1979) sięga po konwencję nieczytelnego bazgrolenia, odwołując się do odręcznych zapisków, których nie odczyta nawet i ich autor. Z kolei aż nazbyt "czytelnie" Emmett Williams w Alfabecie (1956/1983) pokazuje obsesyjność wyliczania liter alfabetu. Gry z zaburzaniem komunikatów podejmuje też Dick Higgins w foew&ombwhnw (1969), książce o "gramatyce umysłu i fenomenologii miłości i nauk o sztuce - tak, jak widzi je stalker dzikiego grzyba"... Ekspozycja Obrazy, słowa, książki uświadamia przy tym, iż znane dziś z mediów społecznościowych zabawy w czytanie niepoprawnych tekstów z podmienionymi literami to stare rozrywki - Williama Louisa Sorensena w Bez tytułu (lata 70.), czy Erica Andersena (Przykro mi..., Mam do Ciebie zaufanie).

Najosobliwszym z obiektów prezentowanych na wystawie jest Przeliteruj swoje nazwisko... (1976) George'a Maciunasa. To zbiór drobnych przedmiotów w otwartym pudełeczku, wstawionym za wypukłą szybkę. - Maciunas przesłał mi je ze Stanów. Mam wypowiedzieć swoje nazwisko za pomocą nazw przedmiotów zgromadzonych w tym pudełeczku. Próbowałem na kilka sposobów, lecz nie udało mi się nic z tego złożyć. Ale coś w tym musi jednak być, bo bardzo poważnie takie rzeczy traktował - tłumaczy Kozłowski.

Książka z rzeki, Geoffrey w chmurach

Stali bywalcy Archiwum Idei na pewno rozpoznają na nowej wystawie land-artystę Richarda Longa, który wędruje w najodleglejsze zakątki ziemi, aby dokonywać subtelnych ingerencji w naturze. Wcale nie zaburza jednak świata przyrody, lecz wchodzi w nią w oszczędny w środki dialog z perspektywy ostrożnego i wrażliwego obserwatora. Jedna z jego prac była pokazywana już podczas Narysowane głową, pomyślane ołówkiem albo czymkolwiek. Tym razem możemy zobaczyć cztery książki, z których River Avon Book (Bristol 1978) uderza tym, iż jej "puste" stronice zostały zanurzone w tytułowej rzece, przez co ta praca ma charakter swoiście dokumentalnego świadectwa kontaktu z naturą.

Trochę inaczej do świata realnego podchodzi Geoffrey Hendricks, który w 100 Skies i Sky Anatomy oddaje zachwyt chmurami i astronomią, opowiadając o swoich wzruszeniach w trzeciej osobie liczby pojedynczej. 100 Skies odruchowo przywodzi na myśl współczesny film eksperymentalny Jamesa Benninga Ten Skies (2004), złożony z dziesięciu statycznych ujęć nieba. Skojarzeń ze sztuką nową będzie się miało zresztą na wystawie bardzo dużo, bo Obrazy, słowa, książki poniekąd też przypominają, iż brak kanonicznych list sztuki i ograniczony obieg książki artystycznej sprawiają, iż obecnie artyści powracają do tych samych tematów i form co ich poprzednicy parę dekad temu, zwykle wcale o tym nie wiedząc.

Marek S. Bochniarz

* Tłumaczenia z cytowanej książki w przekładzie własnym autora. Autor dziękuje Archiwum Idei za udostępnienie książek, druków i listów prezentowanych na wystawie.

  • Obrazy, słowa, książki
  • kurator: Jarosława Kozłowski
  • Archiwum Idei
  • czynna do 30.04 (w czw., w g. 12-17)
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021