Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ANIMATOR. Śmiać się czy nie?

Zaskakujący to film. Z jednej strony komedia, momentami - przezabawna. Tylko z czego tu się śmiać, kiedy jej tematem jest śmierć...

Kadr z filmu, fot. materiały organizatorów - grafika artykułu
Kadr z filmu, fot. materiały organizatorów

"The Suicide Shop" w reżyserii Patrice'a Leconte'a - jedna z premier tegorocznego Animatora - przyciągnął do kina tłumy. Organizatorzy w ostatniej chwili dołożyli nawet dodatkową projekcję, bo zainteresowanych było więcej niż foteli w kinie.

Co sprawiło, że tylu dorosłych widzów przyszło do kina na film animowany? Na pewno nazwisko reżysera - Patrice Leconte to w końcu jeden z najważniejszych i najbardziej utytułowanych współczesnych reżyserów francuskich. A "The Suicide Shop" to animowany debiut twórcy "Dziewczyny na moście" czy "Męża fryzjerki". Na pewno oryginalny scenariusz - historia rodzinki, która prowadzi sklep z... asortymentem dla samobójców - mógł wydać się na tyle nieprawdopodobny, że widzowie zdecydowali się go zobaczyć. I wreszcie aura filmu - zapowiadano go jako jedno z największych i najbardziej zaskakujących wydarzeń Animatora. To wszystko sprawiło, że w czwartkowy wieczór kino Rialto odnotowało frekwencyjny sukces.

Zaskakujący "The Suicide Shop" faktycznie jest. Bo to z jednej strony przezabawna komedia w formie musicalu, momentami kwalifikująca się na rodzinne oglądanie w niedzielne popołudnie. Z drugiej - opowieść o sprawach ostatecznych, o pogrążonym w pesymizmie świecie, film cały czas "igrający" ze śmiercią. Wokół tego paradoksu zbudowana jest fabuła. Z tym paradoksem widz mierzy się przez całą projekcję. I zastanawia: śmiać się czy nie?

W pewnym wyjątkowo smutnym mieście, gdzie wszystko jest szare i nijakie, ludzie nie mają ochoty dłużej żyć. Snują się po ulicach, schowani w kołnierzach płaszczy szukają okazji, by zakończyć swoje beznadziejne życie. By udało im się to za pierwszym razem, tłumnie odwiedzają świetnie prosperujący (tytułowy) sklep dla samobójców, który prowadzi rodzinka Tuvache. Urodzeni sprzedawcy: stosując całą gamę marketingowych chwytów oferują zdesperowanym klientom sznury do wieszania, trucizny wszelkiej maści, betonowe bloczki, które pociągną ich na dno rzeki, ostre żyletki, broń palną, a nawet miecze do seppuku czy - jak kto woli - harakiri. Po okazyjnej cenie dostaniesz u nich "samobójczy pakiet dla dwojga", a każdy zakupiony towar pakują w oryginalne foliowe torebki, w których notabene też możesz popełnić samobójstwo (zakładając na głowę i blokując plastrem dostęp powietrza - to taki "tani pakiet" dla mniej zamożnych). Interes kwitnie, a samobójcze statystyki w mieście rosną...

Wokół "śmiertelnego" interesu toczy się całe życie Tuvache. Starszy syn i córka ostrzą żyletki i popadają w depresyjne nastroje. Ojciec rodziny, choć przy klientach dwoi się i troi, powoli zaczyna tracić zmysły... Wybawieniem dla nich okazuje się najmłodszy syn Alan, który od urodzenia uśmiecha się do wszystkich szeroko. I na nic zdają się próby dopasowania go do depresyjnej rodziny i smutnego świata wokół, który przecież generuje coraz większe zyski sklepu. Alan nie zawaha się przed niczym, by sprowadzić rodzinkę na "radosną" drogę. Film - nie trudno zgadnąć - kończy się szczęśliwie. Rodzinka Tuvache będzie od teraz prowadzić całkiem inny biznes...

W filmie Leconte'a radość i smutek idą cały czas "ręka w rękę". Jak w życiu. Ścierają się, walczą o swój teren. Raz jedno wygrywa, raz drugie. Reżyser tę walkę pokazał wyjątkowo dobitnie, tworząc animowaną "bajkę" dla dorosłych. Świetnie narysowana, w całości zrealizowana w technice 3D, bez kompleksów może konkurować z fabularnym, ambitnym kinem. Tylko czy będzie okazja zobaczyć ją poza Animatorem?       

Sylwia Klimek

  • "The Suicide Shop" reż. Patrice Leconte
  • premiera - 18.07 g. 20.30
  • Kino Rialto