Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

O Basi, Mirku i lisach

- Zależy mi, aby każdy mógł przejrzeć się w moich wierszach, żeby były uniwersalne. Chcę, aby każdy mógł pomyśleć: znam to, widziałem, czułem podobnie. Może stąd rodzi się owa przestrzeń empatii? - mówi Urszula Honek*, laureatka Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka.

. - grafika artykułu
Urszula Honek (w środku), fot. Maciej Kaczyński/CK Zamek

Z Zimowania wyłania się obraz prowincji - Twoje wiersze to niezwykle sugestywny, niemal fotograficzny zapis konkretnych zdarzeń, widoków, losów przypisanych do określonego miejsca. I choć trudno doszukiwać się tu sentymentalnej nuty, w tej potrzebie powrotu do przeszłości daje się zauważyć elegijno-wspomnieniowy ton. To próba zatrzymania, wyzyskania z pamięci świata, którego już nie ma?

Autorzy zazwyczaj nie lubią odpowiadać na pytanie, dlaczego piszą. Mnie to pytanie również zawsze wprowadzało w popłoch. Jednak pisząc - niemal równocześnie - Zimowanie i Białe noce, zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy: piszę, ponieważ choć przez chwilę mogę znaleźć się w miejscach, wśród ludzi i zwierząt, zdarzeń, do których nigdy nie będę mieć już dostępu. Mogę jeszcze raz usłyszeć na przykład nawoływanie mamy mojego kolegi z dzieciństwa, gdy zbliżał się wieczór. Jej głos niósł się przez całą wieś. Albo mogę poczuć zapach bliskiego mi domu, w którym spędzałam wakacje. Innym razem zobaczyć światło padające na podłogę tuż po przebudzeniu. Tego świata nie da się jednak zatrzymać. To jedynie możliwość krótkotrwałego powrotu - bardzo nietrwałego.

Ten ruch wstecz - do ludzi, miejsc, dawnych wrażeń - zaznacza się w Zimowaniu bardzo wyraźnie. Zestawiając najnowszy tom z Twoimi poprzednimi książkami poetyckimi, można odnieść wrażenie, że "wychodzisz w świat": ujawnia się tu potrzeba zapisu cudzych historii, często dramatycznych losów konkretnych bohaterów. Co więcej, to niezwykle narracyjne wiersze, poszczególne utwory przypominają fabularne miniatury, tworzysz - składające się właśnie na obraz tego minionego świata - mikroopowieści. To według Ciebie słuszna intuicja?

Po dwóch bardzo osobistych książkach poetyckich - Sporyszu i Pod wezwaniem - poczułam nagłą potrzebę odcięcia się od siebie. Wzięła się ona z bardzo konkretnych sytuacji: chodzenia i zaglądania do pustych domów. Uderzyło mnie, że w wielu zamarło życie. A przecież bywałam w tych domach, bawiłam się w nich jako dziecko, wylegiwałam w ogródku na kocu w pełnym słońcu. Podczas rozmów telefonicznych moja mama często mówi o sprawach wsi: że ktoś się urodził, ktoś umarł, komuś przytrafiło się jakieś nieszczęście. I pewnego razu opowiedziała o śmierci Mirka - kolegi z podstawówki. To było uderzające. I masz rację: moje wiersze stały się fabularne, sporo w nich bohaterów i bohaterek. Poprzez krótkie miniaturki, mikroopowieści staram się oświetlić moje postaci. Mam poczucie, że w tych małych narracjach, mikrohistoriach widać najwięcej.

Sprawy wsi w Zimowaniu to często tragiczne historie, nieudane lub przedwcześnie zakończone życiorysy - opowiedziane w sposób niezwykle czuły. Zdaje się, że Twoje wiersze można również czytać jako próbę ukazania cudzej, odmiennej perspektywy odbioru rzeczywistości, lub też próbę zrozumienia perspektywy nie ludzkiej - zwierzęcej. Literatura pozwala wytworzyć wspólną przestrzeń doświadczenia, można ją traktować jak ćwiczenia z empatii?

Zależy mi, aby każdy mógł przejrzeć się w moich wierszach, żeby były uniwersalne. Chcę, aby każdy mógł pomyśleć: znam to, widziałem, czułem podobnie. Może stąd rodzi się owa przestrzeń empatii? Każdy zapewne znał jakiegoś Mirka, który umarł przedwcześnie w wyniku choroby alkoholowej, albo Basię, która miała tak ciężką sytuację finansową w domu, że jako nastolatka musiała jeździć po weselach i roznosić rosół. Albo Monikę, która rozbijała namiot za domem, bo mieszkanie w jednym, koszmarnie zaniedbanym pokoju - z rodzicami i bratem - było uciążliwe.

Nie przyjmuję jednak perspektywy moich bohaterów, lecz jestem tą, która o nich opowiada. Z pewnością odczuwam wobec moich bohaterek i bohaterów ogromną empatię, zrozumienie i ciepło. Wiele mnie z nimi łączy. Wszak - jako dzieci - biegaliśmy razem po lasach, polach i łąkach. Z niektórymi przyjaźniłam się na śmierć i życie. Niektórzy z nas mieli odrobinę lepiej, inni gorzej. Te relacje nie przetrwały, ale to nie znaczy, że przestałam o tych ludziach myśleć i podpytywać, co u nich słychać, jak im się wiedzie.

Zwierzęta natomiast towarzyszą mi od początku pisania, ale w Zimowaniu chyba najmocniej oddaję im głos. Przy czym od razu zaznaczam, że są to jedynie moje wyobrażenia o ich wewnętrznym życiu, czasami żartobliwe. Nikt przecież nie uwierzy, że lisy włamują się do opuszczonego domu, wyjadają resztki dżemu i konserw, a na koniec jeszcze posłusznie gaszą światła i wracają do swoich nor. Zdaję sobie bowiem sprawę, że nigdy nie przeniknę do wewnętrznego życia zwierzęcia. Mogę jedynie urządzać sobie ćwiczenia z wyobraźni.

I okazuje się, że Twoja wyobraźnia poetycka przekonuje wielu czytelników. Za swoje książki byłaś wielokrotnie wyróżniana nagrodami literackimi, jesteś laureatką Konkursu Poetyckiego im. R.M. Rilkego, dwukrotną finalistką Nagrody Poetyckiej "Orfeusz" im. K.I. Gałczyńskiego, w tym roku zostałaś laureatką poznańskiej Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka, do której również w roku ubiegłym byłaś nominowana. Nagrody z pewnością wspierają widoczność autorów na scenie literackiej, ale czym są dla Ciebie, jak traktujesz tego rodzaju potwierdzenie zainteresowania Twoją poezją krytyków i literaturoznawców?

Nagroda im. Stanisława Barańczaka to tak naprawdę pierwsza duża nagroda, którą otrzymałam - i jest szczególnie istotna. Po pierwsze: Poznań jest dla mnie ważnym miejscem, bo tutaj wydałam dotychczasowe książki poetyckie. Po drugie: ogromnie cenię Piotra Śliwińskiego i Marcina Jaworskiego, bo nieustannie - z niesłabnącym zaangażowaniem i uczuciem - reanimują poezję. A nawet wskrzeszają! Nagrody jednak nie są dla mnie najważniejsze. Z pewnością nie przesądzą o tym, czy będę pisać, czy nie. Zdarzało mi się urządzać wewnętrzne ćwiczenia: miałam do wyboru ważną nagrodę albo napisanie jeszcze lepszej książki niż ostatnia, rozwój po prostu. Zawsze wybierałam opcję drugą. I tak już zostanie. Przyznam, że nie podoba mi się, że właściwie często nagrody kręcą się wokół kilku nazwisk. Nagradzanie nagradzanych to łatwizna. Myślę o moich nienominowanych i nienagradzanych koleżankach i kolegach, o ustawianiu ich w kącie. Może czas tam zajrzeć?

Ty zaistniałaś w innej jeszcze przestrzeni: ten rok to nie tylko nagroda za książkę poetycką, ale też debiut prozatorski. We wspomnianym już przez ciebie zbiorze opowiadań Białe noce odnaleźć można bardziej i mniej czytelne nawiązania do Zimowania, pojawiają się tożsame frazy, wracasz do bohaterów wierszy. Chciałaś opowiedzieć o nich więcej, inaczej czy rozpoznać się jako autorka w odmiennym typie narracji? To jednorazowa próba? A może przeczuwasz, że na stałe zadomowisz się w prozie?

Myślę, że chciałam oddać im jeszcze głos. Czułam bowiem, że wciąż we mnie mówią, że jeszcze chcą coś powiedzieć. Ale też sprawdzić, czy potrafię wymyślać i opowiadać. W Białych nocach historie - mimo że często opieram się na autentycznych postaciach - są wariacjami na temat ich biografii. Zbyt mało miałam informacji, musiałam zacząć wymyślać historie i zdarzenia. Bardzo to pobudziło moją wyobraźnię, również językową.

Moje wiersze są powściągliwe i ascetyczne, stronię od rozjaśniających puent i dopowiedzeń. W prozie spuszczam ten język ze smyczy, ale - dzięki poezji - stronię od gadulstwa, staram się być precyzyjna. Przeczuwam, że będę i tu, i tu.

Rozmawiała Urszula Putyńska

*Urszula Honek - autorka tomów poezji Sporysz, Pod wezwaniem i Zimowanie oraz zbioru opowiadań Białe noce. Publikowała m.in. w "Piśmie", "Dwutygodniku", miesięczniku "Znak". Laureatka Grand Prix Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego, Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO oraz Nagrody im. Adama Włodka. Laureatka Nagrody im. Stanisława Barańczaka w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej. Pochodzi z Racławic koło Gorlic.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022