Kapitan Roland nieprzypadkowo zwany jest Wywijasem. Przywódca pirackiej bandy nie przebiera w słowach i czynach, a na łupieżczym rzemiośle zna się jak mało kto. Jego ludzie to także przyjemniaczki spod ciemnej gwiazdy, a każdy to wyjątkowe indywiduum.

Tak mogłaby zaczynać się typowa piracka opowieść, ale w najnowszej książce poznańskiego autora Marcina Mortki Morza Wszeteczne nie mogą pojawić się zwyczajni piraci. Rolandowi z pleców wyrastają długie macki, bardzo przydatne podczas walki. Cieśla Strup jest pół-człowiekiem, pół-goblinem. Olbrzym Baobab to szaman, tyle że trudno powiedzieć, czy on włada magią, czy raczej magia włada nim. Niejaki Ognik strzela płomieniami z pyska, a lekarza pokładowego Berbelucha koledzy od dawna posądzają o kanibalizm. Z kolei nawigator Ogopogo okazuje się żywym trupem, co w Necroville nie jest niczym zaskakującym, gdyż według popularnej teorii w mieście tym ginęło tyle ludzi, że nie każdemu udawało się dostać do krainy zmarłych. Problem w tym, że załoga nie od razu zorientowała się, w jakim stanie znalazł się ich nawigator, a kapitan o tej istotnej sprawie dowiaduje się ostatni. Jeśli dodamy to tego jeszcze rycerzy świętego cesarstwa Skellenbergu - samozwańczych obrońców wiary, prawa i sprawiedliwości, bestię z lochów pod Necroville, demony, to otrzymujemy historię, przy której wszystkie części "Piratów z Karaibów" są niewinną opowieścią dla małych dzieci.

Zgodnie ze sprawdzonym przepisem Alfreda Hitchcocka, opowieść Marcina Mortki rozpoczyna się od "trzęsienia ziemi", czyli od potężnych salw burtowych czyniących zniszczenie w Necroville. Kapitan Roland Wywijas głowi się jednak, po co ktoś marnuje dobre kule na niemal wymarłe miasto, które właściwie od dawne jest stertą gruzów. Dalej napięcie już tylko rośnie, a czarny humor staje się wszechobecny.

Mateusz Malinowski

• Morza Wszeteczne
• Autor: Marcin Mortka
• Wydawca: Uroboros
• Wydanie I, 2013