Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

FESTIWAL FRAZY. Nowe oblicze piosenek Kaczmarskiego

Gęste od słów, gęste od znaczeń, intelektualne, filozoficzne, erudycyjne - czy piosenki Jacka Kaczmarskiego mają prawo, mają szansę zaistnieć bez słów? Czy to ma sens? Okazuje się, że tak. Potwierdził to znakomity niedzielny koncert podczas festiwalu Frazy.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Wymyślić dla Festiwalu słowa w piosence koncert, którego głównym tematem będą utwory mistrza  gatunku, tyle, że... pozbawione tekstów? To albo dowód szaleństwa, albo przebłysk geniuszu. Po wysłuchaniu występu, który dała orkiestra Musicae Antiqae Collegium Varsoviense pod dyrekcją Marcina Sompolińskiego śmiem twierdzić, że to drugie. Okazuje się bowiem, że piosenki do słów Jacka Kaczmarskiego wykonywane przez niego przed laty  w trio z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim - albo tylko w duecie z tym ostatnim - potrafią olśnić również swą warstwą muzyczną. Choć trzeba tu poczynić także drobne zastrzeżenia. Oczywiście bowiem słuchaczowi nie przeszkadza (a nawet pomaga) znajomość oryginalnych wersji i świadomość tekstów, które kryły się pod tymi atrakcyjnymi melodiami. A po drugie - utwory te musiały trafić na wybitnego aranżera i dyrygenta oraz znakomitych interpretatorów. Ponieważ jednak wszystkie wspomniane elementy tym razem się zgrały, mieliśmy do czynienia z autentycznym wydarzeniem. Publiczność tego wieczoru naprawdę doświadczyła czegoś szczególnego.

Walory

Dyrektor artystyczny festiwalu Frazy Krzysztof Gajda przyznaje, że pomysł na tego typu koncert przyszedł mu do głowy, gdy usłyszał ponownie przed kilkoma laty płytę Den Røde Bussen / Czerwony Autobus, którą ponad trzy dekady temu nagrał norweski pieśniarz Jørn Simen Øverli z gościnnym udziałem Zbigniewa Łapińskiego. Znalazły się tam bodaj dwie instrumentalne wersje piosenek z repertuaru tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński: Powrót i Wiosna 1905. Zwłaszcza ta druga miała być inspiracją do rozważań jak wiele jest muzycznych walorów w tych utworach, często niezauważalnych, skrytych za gęstym słownym przekazem, za wokalnym dynamizmem. 

Od Vivaldiego do Abby

Niezwykłego zadania podjął się artysta o niepośledniej osobowości, wizjoner i wybitny dyrygent, świetnie znany w Poznaniu Marcin Sompoliński. Warto było, efekt okazał się znakomity. Świetnym pomysłem było sprowadzenie piosenek Kaczmarskiego i partnerów do formuły muzyki dawnej. Nie dość, że nawiązywała ona do tematyki znacznej większości utworów, to zdaje się odpowiadałaby ona  również estetycznym upodobaniom autora tekstów. Zresztą przecież nie przypadkiem aż pięć z jedenastu wykorzystanych podczas koncertu piosenek pochodziło z programu Sarmatia (nagranego przez duet Kaczmarski-Łapiński), będącego nota bene, zgodnie z tytułem, próbą rozliczenia z polskim sarmatyzmem - tym sprzed wieków i tym całkiem współczesnym.

Jednak również utwory z programów Raj i Muzeum, a także piosenki z innych płyt znakomicie wpisały się w całość. Przede wszystkim zostały znakomicie zaaranżowane, zinstrumentowane - i naprawdę z wielkim wyczuciem wykonane. Uroku, smaku, ale i lekkości dodawały całości muzyczne skojarzenia i sceniczne żarciki. Czasami wykonanie któregoś z utworów splecione było z fragmentem którejś z kompozycji Vivaldiego, albo Chaczaturiana, ale też... zespołu Abba. Był również drobny chóralny wtręt części orkiestry pod koniec piosenki Czary skuteczne na swary odwieczne.

Interpretacje

Twórczość Kaczmarskiego szczęśliwie powraca do nas wciąż, we wznowieniach starych nagrań, ale i nowych odczytaniach. Znane są z ostatnich lat liczne interpretacje piosenek artysty: od bliższych oryginałowi, w wykonaniu Kwartetu ProForma, Mirosława Czyżykiewicza i Jacka Bończyka czy Tria Łódzko-Chojnowskiego po reggae'owe opracowania Habakuka czy korzystające z rockowej estetyki zespołu Strachy Na Lachy. Zresztą Kaczmarski sam przecież eksperymentował z muzyczną formą swoich piosenek. Warto w tym kontekście wspomnieć album Litania, nagrany w Australii z udziałem zagranicznych muzyków, na którym słyszymy m.in. brzmienie syntezatora.

Warto wspomnieć nagrania (nigdy oficjalnie nie wydane) dokonane przez niego w Berkeley z synem Czesława Miłosza, Antonim czy - zdecydowanie najlepsze pod względem artystycznym w tym kontekście - utwory zamieszczone na płycie Między nami. Przypomnijmy, że te ostatnie artysta zrealizował ze świetnymi krajowymi muzykami, wśród których byli cenieni jazzmani Andrzej Jagodziński, Zbigniew Jaremko czy Janusz Strobel, ale też Jacek Urbaniak... specjalista od muzyki dawnej.

Smaki

Festiwalowy koncert był więc sensownym ciągiem dalszym w korowodzie nowych odczytań twórczości tego artysty. Podkreślić trzeba, że podczas niedzielnego występu zabrzmiały kompozycje zarówno Jacka Kaczmarskiego, jak też Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, a także... Jerzego Fryderyka Haendla, bo to jego muzykę wykorzystał Kaczmarski przed laty dopisując do niej słowa piosenki Nad spuścizną po przodkach deliberacje. Dodatkowo, jako swoiste interludium w połowie koncertu, zabrzmiał też Koncert na smyczki g-moll Antonia Vivaldiego.

Jako że w utworach brakowało słów, przynajmniej tytuły kolejnych utworów wyświetlane były na ekranie ustawionym na scenie, a swoistym dopełnieniem całości były fragmenty wypowiedzi Jacka Kaczmarskiego odczytywane przez Andrzeja Lajborka. Gwoli ścisłości, nieco przewrotnie, w dwóch momentach słowa piosenek na momenty się pojawiły. Wykonanie Wigilii na Syberii wsparły bowiem dwie wokalistki, które z balkonu wyśpiewały fragmenty tekstu, a w trakcie Kantyczki z lotu ptaka usłyszeliśmy przez chwilę z taśmy oryginalny głos Przemysława Gintrowskiego. Ot, drobne artystyczne niekonsekwencje, dodające jednak smaku całości.

Ciąg dalszy...?

To był naprawdę świetny koncert. Mimo, że teksty nie brzmiały ze sceny, to słowa piosenek zapewne płynęły w głowach słuchaczy. Przy okazji mogliśmy się przekonać jak wielkie były melodyczne, muzyczne walory piosenek pisanych przez Kaczmarskiego i jego dwóch wielkich kolegów. Orkiestra pod dyrekcją maestro Sompolińskiego zachwyciła graniem z wyczuciem, ze zmienną dynamiką, bez niepotrzebnego szarżowania, bez (pardon) lekceważenia tego "mało poważnego" repertuaru. Było zresztą sporo momentów, gdy instrumentaliści mogli wykazać się swym kunsztem, także umiejętnością improwizacji - i poczuciem humoru.

Ciekawe jak by to było nie znać wcześniej tych kompozycji i usłyszeć je po raz pierwszy w takiej aranżacji? Myślę, że przynajmniej część z nich zabrzmiała jako wiarygodne i niebanalne utwory muzyki dawnej. Myślę też, że świetnie byłoby usłyszeć ten koncert raz jeszcze. A może jest szansa, by ten materiał ukazał się na płycie? To byłoby rewelacyjne dopełnienie tak szalonego pomysłu!

Tomasz Janas

  • koncert Na starej mapie w wykonaniu Musicae Antiquae Collegium Varsoviense pod dyrekcją Marcina Sompolińskiego
  • Aula UAM
  • 24.11
  • organizator: Biblioteka Raczyńskich

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019