Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Elektrownia

Kalkulator, procesor, generator, robot, mechanizm - to nie są moje ulubione słowa. Ale Kraftwerk potrafi je zamienić w poezję. 

Kraftwerk. Fot. maltafestival - grafika artykułu
Kraftwerk. Fot. maltafestival

Nigdy nie byłam wielką fanką muzyki elektronicznej. We wczesnych latach 80. zdecydowanie wolałam słuchać punka i kochałam się w Ianie Curtisie. A jednak pierwsze teledyski zespołu Kraftwerk obejrzane w peerelowskiej telewizji w jednym z nielicznych emitowanych wtedy muzycznych programów zrobiły na mnie oszałamiające wrażenie. Robią zresztą wrażenie do dziś. Zimna, wystudiowana (dziś powiedziałoby się: "wystylizowana") estetyka była bardzo wyrafinowaną przeciwwagą i dla siermiężności polskich produkcji, i dla tandetnych odprysków popkultury zachodniej, które wtedy do nas docierały. Widać było na pierwszy rzut oka, że ci faceci mają klasę! Nie bardzo tylko rozumiałam ich fascynację nowymi technologiami. Po pierwsze wolałam naturalne brzmienie instrumentów. Po drugie zaś elektroniczne sprzęty, które były wtedy w Polsce dostępne, trudno było traktować poważnie, bo kojarzyły się głownie z filmami SF rodzimej produkcji i raczej bawiły, niż zachwycały. Poza wszystkim kalkulator, procesor, generator, robot czy mechanizm - to nie są moje ulubione słowa. Kraftwerk potrafił je jednak zamienić w poezję. W końcu przestało mnie zatem dziwić to, że na meblościance mojego brata jedną z półek szczelnie wypełniają kasety niemieckiej grupy. Podróżują z nim zresztą do dziś.

Blok z wielkiej płyty, magnetofon marki Grundig (na jedną kasetę!), życie "na kartki", szarość i ponurość tamtego czasu zawsze będą mi się kojarzyły także z "wirtualną" (choć wtedy nie używało się tego słowa!) wizją świata spod znaku Kraftwerk, brzmiącą i jak tęsknota za postępującym postępem, i jak ostrzeżenie przed nim. Dziś patrzę na Piotra Bosackiego i Wojciecha Bąkowskiego, kiedy uzbrojeni w kasetowe magnetofony występują w kolejnych składach na kolejnych koncertach, i myślę o grupie Kraftwerk ze wzruszeniem i nostalgią.

Pójdę na maltański koncert, choć pewnie wcale nie będzie pachniał peerelowskimi latami 80. Szykuje się bowiem wielkie, ekscytujące widowisko w 3D. Ciekawa jestem, czy będzie ono dowodem na to, że "mechaniczna przepowiednia" się spełniła w całej rozciągłości i żyjemy w "nowym, wspaniałym świecie" jako najszczęśliwsi z ludzi, czy też może - paradoksalnie - zatęsknimy gwałtownie za naturą, do której nie ma powrotu.

Ewa Obrębowska-Piasecka

  • koncert Kraftwerk podczas Malta Festival Poznań
  • Stara Gazownia (wejście od ul. Ewangelickiej)
  • 22.06, g. 22, otwarcie bram g. 18
  • support: Niwea (g. 20.30)
  • bilety 220 zł