Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Wielkopolskie Ateny

Między 2 a 9 października 1938 roku Poznań rozbrzmiewał muzyką, sączącą się niemal z każdej strony. Inaczej określić nie można sytuacji, kiedy do miasta ściągali wszyscy, którzy z tą wdzięczną - i dźwięczną również - Muzą mieli cokolwiek wspólnego. Koncert gonił występ, a ten z kolei gnał za kolejną uroczystością, wydarzeniem ku chwale polskiej muzyki.

. - grafika artykułu
Informacja o Tygodniu Muzyki Polskiej w Poznaniu przed Zamkiem Cesarkim, październik 1938, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Tłumaczyć się, czemu? jakim prawem? po co? - nie potrzebujemy. Kto zna dole i niedole muzyki i polskiej kultury muzycznej, nie będzie pytał ani żądał wyjaśnień. Mniejsza o prawo, rzecz główna: obowiązek. Kto stanął na pewnym posterunku, kogo losy stawiły na ważnej strażnicy, ten ponosi odpowiedzialność za dobro sprawy, której służy. Mamy silne placówki pracy twórczej i odtwórczej w zakresie muzyki, mamy obowiązki wobec kultury narodowej. Ten jest początek pierwszego "Tygodnia Muzyki Polskiej w Poznaniu*"" - grzmiał na łamach broszury pt. Tydzień Muzyki Polskiej w Poznaniu od 2 do 9 października 1938 Zygmunt Zaleski, który pełnił wówczas nie tylko funkcję tymczasowego wiceprezydenta miasta Poznania, ale też przewodniczącego komitetu Tygodnia Muzyki Polskiej. Misja poważna, więc i ton patetyczny, ale dziwić to nie może - oto bowiem Poznań stanął w epicentrum zainteresowania muzycznego światka i zadania podjął się ważnego. Ktoś powiedziałby, że skala zdarzenia była li tylko ogólnokrajowa - to prawda. Ale czy dziwić się wypada, że próbowano właśnie polską kulturę, której muzyka także jest gałęzią, podźwignąć z kryzysów, niedopatrzeń i zaszczycania jej godnym litości machnięciem ręki? "Naszym zamiarem jest służyć muzyce narodowej, stąd ograniczenie zadania do muzyki polskiej" - zdaje się krótko, ale i dosadnie odpowiadać Zaleski.

"Szczególnej opiece oddana będzie polska twórczość muzyczna współczesna, a najbardziej ta, która, acz godna wykonania, realizacji doczekać się nie może. Wykonanie dzieła dobrego jest nie tylko aktem uznania i afirmacji dla utworu, ale również satysfakcją dla autora i bodźcem dla dalszej twórczości jego i jemu podobnych. Dla wzmożenia każdej prawdziwie artystycznej twórczości warto każdemu narodowi poważne czynić zabiegi" - tłumaczył dalej Zaleski, dodając jednak, że istota rzeczy tkwi i w muzyce dawnej, która wespół z muzyką najnowszą daje obraz "harmonii narodowej kultury muzycznej". Dlatego też program Tygodnia Muzyki Polskiej pomyślany był tak, by każde wydarzenie łączyło w sobie różne elementy, odwołując się do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Muzyki - rzecz jasna. A do udziału w tym wielkim festiwalu polskiej twórczości udział wziąć mógł każdy, którego utwory "artystyczną wartością celowi odpowiadają".

Czy ta szczytna inicjatywa, jaką była organizacja Tygodnia Muzyki Polskiej napotkać mogła na jakieś zagrożenia? Owszem. Była to obojętność społeczeństwa. "Jeżeli muzyka nasza spotka się z echem pustynnym, rezonansem cienkiej warstwy zaprzysiężonych miłośników muzyki, a nie poruszy do głębi dość szerokich sfer społeczeństwa polskiego natenczas przedsięwzięcie nasze nie dowiedzie swej społecznej racji bytu" - wyrażał swoje obawy przewodniczący festiwalu.

Niepokoje jednak uspokoiły pozytywne głosy i opnie, ukazujące się przede wszystkim w prasie, jakbyśmy ją dziś nazwali, branżowej. Przedruki recenzji ukazały się w artykule Dalsze odgłosy prasy o "Tygodniu Muzyki Polskiej" ("Teatr Wielki w Poznaniu. Sezon teatralny 1938/39"). Poznań wywyższony został w nich do rangi stolicy kultury, a słowom uznania w stosunku do włodarzy miasta i organizatorów festiwalu nie było wręcz końca.

"Poznań góruje w niejednym punkcie nad stolicą" - pisano między innymi w "Muzyce Polskiej", wskazując, że miasto posiada tak operę, jak i orkiestrę symfoniczną, czyli dwie placówki, wokół których tworzy się kultura muzyczna, w Poznaniu coraz powszechniejsza. Wspominano także, że szczególnie hołubi się tu muzykę narodową, co uważano za niewątpliwą zaletę w czasach, kiedy wciąż trwano "w poszukiwaniu punktu wyjścia dla naszej polskiej kultury". To w Poznaniu panować miała także świadomość, że "ogólna kultura narodu jest sumą wszystkich równomiernie i równolegle rozwijanych sił twórczych narodu - a więc i artystycznych". Uznaniem cieszyły się przygotowane występy i koncerty. W miesięczniku zaznaczono, że wyrazem tego była nade wszystko żywa i pełna entuzjazmu reakcja publiczności na to, co działo się na scenie podczas Strasznego dworu oraz Dam i huzarów.

Tygodnik "Prosto z mostu" w swoich porównaniach zaszedł tak daleko, że Poznań określił mianem...Aten! "Istne cuda dzieją się w Operze Poznańskiej. Cuda - cudeńka dla warszawianina, który do Opery chadza li tylko na operetkę, albowiem z dwojga złego trzeba wybierać mniejsze" - pisano, dając upust fascynacji sceną poznańską kosztem sceny warszawskiej, która jak należy rozumieć - niespecjalnie miała się wówczas czym poszczycić. "Trudno, nie zawsze przodująca rola dostaje się stolicy! Wierzymy, że warszawski świat muzyczny potrafi przynajmniej wyzbyć się fałszywej ambicji, że szczeropolskie jego elementy zaczną niezwłocznie grawitować ku Poznaniowi dla dobra narodowej twórczości muzycznej" - podsumowano.

Nie da się zaprzeczyć, że powtarzające się porównania Poznania i Warszawy w tym kontekście potęgować mogły pewne animozje między tymi miastami, jednak faktem wartym uwagi jest, że to Poznań zdecydował się podkreślić znaczenie muzyki dla rozwoju rodzimej kultury. Wykorzystał przy tym lokalne organizacje do stworzenia przestrzeni, która służyć miała polskim muzykom, kompozytorom, dyrygentom, śpiewakom i znawcom. Pierwsza edycja festiwalu miała być dopiero początkiem.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020