Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. W opłakanym stanie

Na podstawie dwóch ostatnich Zapisków z lamusa można wyciągnąć śmiały wniosek, że dawniej kina miały się świetnie. Tu recenzencki konkurs, tam plebiscyt, a po drodze jeszcze zachęta w postaci atrakcyjnej nagrody i tłumy przed kinowymi kasami, by oglądać filmy i to w dodatku polskie. Czy jednak za tymi wszystkimi, jakby nie było, marketingowymi zabiegami nie kryło się coś więcej?

. - grafika artykułu
Mężczyzna z harmonią przez wejściem do Kina Apollo, 1921-1927, fot. ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie

"W położeniu gospodarczym kin nastąpiło niesłychane pogorszenie sytuacji i to tak w miastach większych, a więc w Poznaniu, jak jeszcze może więcej w małych miasteczkach, na co wpłynęła w pierwszym rzędzie pauperyzacja sfer inteligencji pracującej, reedukacja płac i ogólne zubożenie ludności, a przez to skurczenie się budżetu przeciętnego obywatela"* - pisano w artykule pod jednoznacznie brzmiącym tytułem Opłakany stan kin poznańskich w "Nowym Kurierze" (nr 79/1933), który ukazał się 5 kwietnia 1933 roku, a więc jeszcze miesiąc przed konkursem recenzenckim i plebiscytem filmowym, które rozpisano wspólnymi siłami "Orędownika Wielkopolskiego", "Kuriera Poznańskiego" i kina Słońce. Tekst rzuca światło na powody, dla których takie pomysły w ogóle się pojawiły. Kina nie miały się wcale świetnie. "Zastraszający spadek frekwencji", "Kina zagrożone licytacją", "Rujnujące podatki", "Bojkot filmów niemieckich" - krzyczały gazety.

Światowy kryzys dał się we znaki wszystkim, a szczególnie ucierpieć musiała rozrywka i kultura. "Rzecz prosta, że każdy stosując się do zmniejszonych zasobów w pierwszym rzędzie oszczędza na - teatrze, kinie i stąd wprost zastraszający zanik frekwencji" - czytamy dalej w "Nowym Kurierze". Przytomne to były słowa. Żadnych uników. Wiemy, jak jest i wiemy dlaczego. I nawet się temu nie dziwimy - zdaje się tłumaczyć anonimowy autor tekstu. Sytuacji tej, jak dowiadujemy się dalej z artykułu, nie poprawiły nawet drastyczne w niektórych wypadkach obniżki cen biletów: "Nie pomaga to wiele, a przedłuża tylko wegetację kin, zagrożonych licytacją - za zaległe podatki, a przedewszystkiem za podatek widowiskowy tak rujnujący dla kin. Cały szereg kin, a to koło 25 procent jest już w ogóle zamkniętych, a reszta pędzi żywot z dnia na dzień".

Kina w tamtych czasie stały więc nad przepaścią, którą potęgowały kolejne nakładane na nie podatki. Podatek widowiskowy dochodził do 50% od zasadniczej ceny biletów. Podatek obrotowy wynosił 2,5%, a lokalowy podniesiony w 1932 roku - 12%. Tu należy jeszcze dodać, że kina wyjęte były spod ustawy o ochronie lokatorów. Pozostałe koszty ponoszone wówczas przez właścicieli kin to: podatek od elektryczności, od reklam, a nawet podatek na bezrobocie i "Czerwony Krzyż"! Do tego dochodziły również opłaty za ZAiKS, za Kasę Chorych, ubezpieczenia od wypadków, ubezpieczenia pracowników umysłowych i wiele innych, które zasugerowano jedynie wiele mówiącym "itp.", po którym domyślać się należy dalszego ciągu dobijających przedsiębiorców opłat, które z sukcesem przypieczętowywały upadek poznańskich kin.

Liczby mówiły same za siebie. W roku 1929 kina w Poznaniu zapłaciły wspólnie 1 078 940 zł podatku widowiskowego, w 1930 roku - 933 082, 10 zł, a już w 1932 - 470 000 zł, "kiedy w roku 1929 jedno tylko kino w Poznaniu (największe) zapłaciło około 400.000 zł". O czym to świadczy? Przy takim podatku widowiskowym uzależnionym przy tym od liczby sprzedanych biletów, w dobie permanentnego kryzysu ekonomicznego frekwencja w kinach drastycznie spadała. O tym, że spadały i dochody nie muszę chyba wspominać.

Zarząd Związku Teatrów Świetlnych ubiegał się o zniesienie chociażby podatku na "Czerwony Krzyż" i na bezrobocie. Użycie sformułowania "w dalszym ciągu" wskazuje tu jednak na fiasko podejmowanych w tej kwestii wysiłków. Co zaś tyczy się wspomnianego bojkotu filmów niemieckich - na mocy uchwały z 31 marca 1933 roku na zebraniu Związku ustalono "aż do odwołania zaniechać na terenie województw poznańskiego i pomorskiego wyświetlania filmów produkcji niemieckiej, w szczególności zaś filmów wytwórni "Ufy" w Berlinie". Przesłanki były ku temu oczywiste - polityczne. I na pewno w dużym stopniu usprawiedliwione. Liczono przy tym, że rozwijająca się mimo wszystko kinematografia polska wypełni pewną lukę i doceniona zostanie przez żądnych nowych wrażeń widzów, rozsmakowanych dotychczas w realizacjach zagranicznych wytwórni.

"Dochodowość zatem kin spadła wogóle prawie do zera i to w ten sposób, że kina małe są wogóle dziś deficytowe, a większe, jeżeli się jeszcze utrzymują, to przy bardzo nikłej dochodowości, nie stojącej w żadnym stosunku do włożonego w przedsiębiorstwo kapitału, tak że dalsza egzystencja czynnych jeszcze kinoteatrów nasuwa bardzo smutne horoskopy" - brzmiało złowieszcze podsumowanie.

Z niełatwo sytuacją ekonomiczną borykali się wówczas wszyscy, ale fakt, że trudnościom poznańskich kin poświęcono całkiem obszerny artykuł opatrzony dramatycznym tytułem, może sugerować, że ich właściciele znajdowali się w szczególnie nieciekawej sytuacji. Rzuca to światło na wspominane w poprzednich Zapiskach z lamusa inicjatywy, które chyba całkiem słusznie traktować należy jako koło ratunkowe. Co prawda ratowano w ten sposób przede wszystkim kino Słońce, jednak zachęta, by do kina chodzić mogła z pewnością przełożyć się na wszystkie tego typu miejsca w Poznaniu. I cóż tu jeszcze więcej powiedzieć, jak nie to, że czasem naprawdę ciężko "robić" w kulturze?

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

Justyna Żarczyńska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020