Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Smrodliwa sensacja

Świat kultury uwielbia kontrowersje. Co prawda wielu widzów i krytyków pastwi się nad kiczem, marnością, a nawet ohydą, jednak nie zmienia to faktu, że jakimś dziwnym trafem wielu chce ten kicz, marność i ohydę zobaczyć na własne oczy...

Czarno-biały portret mężczyzny w wojskowym mundurze. Mężczyzna ma czarnego wąsa, marszczy czoło patrząc z groźną miną przed siebie. - grafika artykułu
Edmund Nebel jako pułkownik Gubaniew w jednej ze scen filmu, fot. Dorys - Warszawa, 1930, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Kilka pism krajowych zaczęło już głośno protestować przeciw temu, co się dziś bezkarnie dzieje w dziedzinie kinematografji polskiej. Najwyższy czas, że wreszcie rozpoczęły się protesty. Dziś kiedy słabej, miernej produkcji naszej zagraża niezwykle poważnie nadprodukcja amerykańska i niemiecka, kiedy Adolf Zuckor zapowiada klęskę naszej rodzimej produkcji, kiedy na społeczeństwo polskie przychodzi nareszcie fala otrzeźwienia i spoważnienie - grupa warszawskich wytwórców, żerując na niskich instynktach mas, wypuszcza w świat filmy, pod względem treści, gry aktorskiej i wykonania technicznego wołające o pomstę do nieba"* - zaczął z impetem swój artykuł pt. Nowy, skandaliczny film polski ("Nowy Kurier", nr 128/1930) "A. J. B.". Kontynuuje przy tym dalej swoją tyradę, dając upust już nie tylko krytyce, ale prawdziwemu oburzeniu człowieka, który skali widocznej potworności unieść nie jest zdolny: "Jeżeliby ktoś chciał sądzić społeczeństwo polskie na podstawie tego, co mu daje i mówi polski film, musiałby nabrać przekonania, że Polska jest krajem pijaków, alfonsów, prostytutek, że u nas niczem więcej się ludzie nie zajmują, jak tylko piciem od rana do nocy, taniemi zmysłowemi rozkoszami i przemyśliwaniem nad tem, jakby okraść lub oszukać bliźniego".

Konsekwencją upodobania sobie przez autorów filmów tematów takich, jak "brud, świństwo, rozpusta, pijaństwo, szalbierstwo i wszystko co ma posmak smrodliwej sensacji", było powstanie długiej listy filmów, które te upodobania doskonale odzwierciedlają. "Widzimy na scenie jakichś amantów lalkowatych, wiecznie wyfraczonych, manekiny bezduszne, kręcące się niedołężnie w takt reżysera, jak śmieszne, połamane marionetki. Mamy diwy filmowe, spoglądające z ekranu słodko-mdląco, wywracające powłóczyście gałkami oczu i uśmiechające się wciąż jakoś bezdennie. Marjonetkom tym każą być alfonsami, marjonetkom tym każą mordować, zdradzać, gwałcić. Trudno - trzeba dla chleba. Ale nasze gwiazdy, to nawet i tego nie potrafią". Ostatnim tworem, a raczej kinematograficznym portworem, który był pretekstem do tego, by tak krytyczny tekst powstał, był film zatytułowany Sztabskapitan Gubaniew. Golgota ziemi chełmskiej. Obraz opowiadał historię nikczemnego kapitana Gubaniewa, dowódcy karnego oddziału, który rościł sobie prawo do decydowania o losie mieszkańców całego powiatu, siejąc wśród nich postrach. Jedną z ofiar Gubaniewa była niewinna Basia - ukochana Janka Żelazowskiego. Kiedy dziewczyna próbuje wstawić się za niesłusznie aresztowanym Jankiem, wpada w oko złowrogiego komendanta. Tak zaczyna się spirala zdarzeń okropnych i amoralnych. Tylko przypadek decyduje o tym, że Basia ostatecznie uwolniona zostaje z łap okrutnika.

Po prześledzeniu tej fabuły pyta recenzent: "Więc taka oto jest Golgota ziemi chełmskiej! Takie oto męczeństwa przechodzili mieszkańcy chełmszczyzny"? A dalej krzyczy już: "Skandal! Skandal, jakiego nie było. I ten film pójść ma może zagranicę, jako polski film narodowy"??! Bulwersująca sprawa, trzeba przyznać. Na dowód tego, że taka opinia nie jest jedyną, przytoczona została również recenzja spisana bezpośrednio po seansie, a opublikowana w "Kinie" przez niejakiego "T.". Tekst jest stonowany, jego autor w sposób obiektywny usiłował wskazać bez emocji tak plusy, jak i minusy omawianej produkcji. Do minusów zaliczył słaby montaż, za dużo napisów i "dłużyzny", a także połamany scenami równoległymi scenariusz, brak silnego akordu i chwili napięcia dramatycznego. Jako zalety, które mimo mnogości wad jednak zauważył, wskazał natomiast ładne ujęcia plenerowe, które są zasługą inż. Witkiewicza, a także "więcej niż poprawną grę Edmunda Nebla w roli tytułowej". Uniknęli krytyki także: Sayówna, Szeliga, Ljana oraz Feltówna. Zupełnie nie spodobał się z kolei ekranowy amant Gielski. Recenzent wyraził jednak nadzieję, że kolejny film reżysera Tadeusza Chrzanowskiego okaże się znacznie lepszy.

Autor tekstu w "Nowym Kurierze" tyle dobroduszności w sobie nie miał. Jedynym wyjściem dla niego było poddanie wszystkich tak wątpliwego uroku dzieł ocenie cenzora. Grzmiał już na koniec: "Kto weźmie się do oczyszczenia stajni Augjasza"?

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023