Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Niebezpieczne zaloty

"Jak ci dwaj wezmą się za czuby, to gotowe się to na mnie skupić"* - mówi sobie w myślach urocza panienka w ludowym stroju polskim. Prowadzi ją pod ramię dwóch dżentelmenów, którzy zerkając na siebie spode łba, zdają się być gotowi na wszystko, byle tylko zdobyć to śliczne dziewczę z wiankiem na głowie. Jak to się dla tej niewiasty skończyło? Cóż, wiemy wszyscy.

. - grafika artykułu
"Nowy Kurier", nr 263/1934, fot. materiały archiwalne

Kiedy przeglądam gazety z dwudziestolecia międzywojennego, trudno mi uniknąć rozmyślań i pytań o to, na ile ówcześni ludzie zdawali sobie sprawę z tego, co niebawem miało nastąpić, a co my z perspektywy czasu oceniamy jako największą katastrofę wydawałoby się cywilizowanego świata. Z naszej perspektywy wydaje się mało prawdopodobne, że można było uniknąć II wojny światowej lub, że którykolwiek z karmiących się chorymi ambicjami przywódców zdecydowałby się wycofać, zanim wszystko obróciło się w pył. Konflikt wisiał na włosku. Nieuchronność zdarzeń wydaje się oczywistością. My już to wiemy. Ci, którzy żyli w latach 20. i 30. nie mogli wiedzieć, jaka skala nieszczęść ich czeka, ale przeczuwać, że święci się coś niedobrego, już musieli. Czasem może usiłowali resztkami nadziei chwytać się myśli, że wszystko jest jeszcze odwracalne. Kto by tego nie robił? Tak czy inaczej o przeczuciach i nadziejach opowiadają między innymi satyryczne rysunki ukazujące się w prasie - zarówno tej ogólnokrajowej, jak i lokalnej.

Nikt nie ma chyba wątpliwości, kim była wspomniana na samym początku urocza panienka i kim byli jej towarzysze, jakby się wydawało - adoratorzy ("Nowy Kurier", nr 263/1934). Jest to oczywiście Polska, niewinna jeszcze, ale już przeczuwająca czyhające na nią ze strony obu panów zagrożenie. Albo raczej świadoma, że rykoszetem oberwie z powodu ich wzajemnych animozji. Tak przecież bywa, niektórzy znają to z doświadczenia, że obiekt westchnień dwóch wrogo do siebie nastawionych samców alfa, w ostateczności najgorzej na tych zalotach wychodzi. Nastroszone wąsy obu panów nie zwiastowały i tutaj niczego dobrego. Fizjonomia dżentelmenów nie pozostawia wątpliwości - to Adolf Hitler i Józef Stalin. Polski w tym wypadku nie dało się chyba bardziej symbolicznie pokazać niż jako bezbronną i piękną dziewczynę, która przeczuwa, że starcie tych tytanów będzie dla niej niebezpieczne, ale jednak kroczy między nimi, rozmyślając o swojej niechybnej katastrofie. A może licząc na to, że uda się jej uniknąć, gdy szala zwycięstwa przechyli się na którąś stronę?

Lubowali się satyrycy w takim przedstawieniu najwidoczniej, bo nie był to ani pierwszy, ani też ostatni raz, kiedy relacja Polski z drapieżnymi sąsiadami ukazana została w taki sposób. Oto na wcześniejszym rysunku pokazano Polskę jako atrakcyjną kobietę, nie tyle w stroju ludowym, co chłopskim, przy której bokach dumnie kroczą Hitler i Stalin ("Nowy Kurier", nr 185/1934). Tutaj zadowoleni raczej, jakby wcale nie przeszkadzała im obecność tego drugiego, co w życiu realnym jednak zazwyczaj stanowi i dla pierwszego, i dla drugiego sytuację - mówiąc bardzo delikatnie - mało komfortową. Pojawia się tu i postać trzecia, na pierwszy rzut oka powiedzielibyśmy zazdrośnica. Znacznie mniej atrakcyjna i na widok tego osobliwego trójkąta aż omdlewająca. Już myślimy sobie, że na pewno to wspomniana zazdrość skutkuje takimi zachowaniem, że na pewno aż ją skręca na myśl, że to nie ona ma takie szczęście, by iść dumnie między najlepszymi kawalerami w tej części świata. Znajdujący się pod przedstawianiem podpis chłodzi jednak nieco takie oskarżycielskie domysły, a przy tym pomaga w identyfikacji niewiasty. Brzmi on bowiem: "Marjanna (na widok Polski z jej kawalerami): Ach! Ach! Ratunku!". Marianna, jak wiadomo, jest nieoficjalnym symbolem wolności we Francji. Tu wojowniczka z czapką frygijską na głowie i z wykrzywionym grymasem na ustach, mdleje z powodów nie do końca wcale oczywistych.

Pewne tropy interpretacyjne pozostawiają tu artykuły, które opublikowano powyżej satyrycznego rysunku. Pierwszy z ich nosi tytuł Odprężenie stosunków polsko-francuskich, drugi - Francja dąży do Sojuszu z Sowietami. Czy więc rysunek odnosi się do tego, że Francja chętnie znalazłaby się na miejscu Polski, czy wręcz odwrotnie? Odwieczne jest też pytanie: co autor miał na myśli? Jak wiadomo twórczy umysł widzieć mógł świat po swojemu, może bardziej przezornie i ironicznie zerkając na niego i dostrzegając rzeczy, których nie widzieli inni.

W znacznie gorszej sytuacji znajduje się Polska na rysunku z 1931 roku, który opatrzono tytułem: "Do traktatu niemiecko-bolszewickiego" ("Nowy Kurier", nr 155/1931). Hitlera i Stalina tu brakuje, jednak reprezentantami tych dwóch krajów są oficerowie. Niemiecki i sowiecki żołnierz padają sobie w ramiona niczym bracia. Wszystko byłoby może w porządku, gdyby nie fakt, że między nimi, zduszona przez obejmujące się ciała mężczyzn tkwi kobieta, szeroko rozkładająca ramiona i zastygła w niemym krzyku. Pod ilustracją umieszczono krótką, ale treściwą rymowankę:

"Kocha German bolszewika,

Bolszewik Germana,

Jakże wyjdzie z tych amorów Polska ukochana?"

Rysunki odnosiły się niby do różnych wydarzeń i zmieniających się między Polską, III Rzeszą a sowiecką Rosją relacji, których podstawą były podejmowane decyzje i dokonywane przez rządzących wybory. Ostatni, choć chronologicznie pierwszy rysunek zdaje się najlepiej podsumowywać ostateczną pozycję, w jakiej znalazła się Polska po 1 września 1939 roku. Nie brakuje tu jednak i innych zapowiedzi tragedii oraz naiwnych nadziei, że jakoś to może będzie, dlatego też zapowiadam, że ciąg dalszy po prostu musi nastąpić...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zastosowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020