Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Literatura w opałach

"Sfery księgarskie przechodzą dziś niewątpliwie taki sam dotkliwy kryzys, jak wszystko, co zależne jest od kapitału" - czy to cytat wyjęty z raportu o aktualnym stanie rynku księgarskiego w Polsce? Choć dzisiejsze dane wskazują, że faktycznie mogłoby tak być, to jest to jednak zdanie żywcem wyjęte z "Nowego Kuriera", który ukazał się w marcu 1931 roku.

. - grafika artykułu
Wystawa Książki Polskiej w Poznaniu, 1938, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie

"Miesiąc temu namyślałem się jeszcze, czy nie zamknąć księgarni. Wierzę, iż większem powodzeniem cieszyłaby się dziś w tym samym lokalu jakaś nowocześnie urządzona kawiarnia, aniżeli sklep z książkami. Handel literaturą jakoś mało popłaca..."* - czytamy wspomnienia jednego z poznańskich księgarzy w felietonie Jerzego Barwicza zatytułowanym Tragedia książki. I ("Nowy Kurier", nr 49/1931). Był to pierwszy tekst tego autora, który ukazał się w dzienniku, a który jak i dwa następne poświęcony był "tragedii książki" w Polsce w dobie kryzysu. Rozmowa z Ignacym Zamecznikiem, właścicielem księgarni przy pl. Wolności, stała się impulsem do analizy problemu tak pod względem zubożenia społeczeństwa, jak i mało  wysublimowanych - delikatnie mówiąc - gustów czytelniczych. Po kolei jednak.

Z cytowanej wypowiedzi rysuje się obraz dość dramatyczny, wizja co rusz zamykanych księgarni, których opustoszałe przestrzenie będą zajmować kawiarniane stoliki, bary, muzyka i głośne rozmowy. Gdzie tu miejsce na lekturę? Miejsca takiego brak. "Każdy liczy się z groszem. Kogo dziś stać na kupienie książki? Książka, to luksus, to najmniej przewidywany wydatek, na który trzeba niekiedy wprost z musu, znaleźć pokrycie w budżecie. A czasem nie można tego pokrycia znaleźć - i wtedy trzeba z książki zrezygnować..." - czytamy dalej analizę stanu rzeczy z perspektywy księgarza. Tutaj zwrócę jednak uwagę na fakt, że komentarz ten podkreśla poczucie, że książka ma znaczenie mizerne. Sprzedawca na bazie doświadczeń wyrokuje przecież, że ubogie społeczeństwo na książkę wyda pieniądze niechętnie, ale dla kawiarnianych rozrywek jakiś grosz się znajdzie... Do księgarni jako takiej przyciągnąć może jedynie otwarcie czytelni nowości beletrystycznych - rozważa dalej sprzedawca. Jerzy Barwicz rozumie ten punkt widzenia i pisze o najchętniej kupowanych książkach: "Z tych, które kupuje klientela, oczywiście najwięcej poszukiwane są powieści. Zagadnienia filozoficzne, studja socjologiczne, historyczne, wydawnictwa z dziedziny estetyki, sztuki, poezji, krytyki literackiej nie mają naogół powodzenia".

Barwicz dzieli czytelników na inteligencję i masy. Czy jednak widzi tutaj jakąś poważniejszą różnicę, która wpływa na czytelnicze wybory tych grup? Niespecjalnie. Dla inteligencji wydaje się w swojej ocenie nawet surowszy: "Psychika inteligenta przeorana amerykanizacją, mechanizacją życia, ustosunkowała się w odpowiedni sposób do postulatów kulturalnych, szukając rozrywek idących równolegle do tempa codziennego życia. Podobnie jak od sceny domaga się słuchacz akcji żywej a mocnej tematowo, tak i w książce szuka wrażeń równych filmowi. Książka, to dziś drukowany film". O masach pisze z kolei: "Masy zaś są tak bezkrytyczne, że przyjmują bez szemrania wszystko, czem się je karmi". Bezkrytycyzm prostego ludu wpływać ma, zdaniem autora, między innymi na tak duże powodzenie powieści kryminalnych. Działalność ich twórców Barwicz określa mianem "pseudoliterackiej".

Drugi felieton Barwicza nosi tytuł Tragedia książki. II ("Nowy Kurier", nr 53/1931). Prawi w nim z dezaprobatą o tym, że społeczeństwo uległo "tak radykalnym a raptownym przeobrażeniom psychicznym", że dokładna analiza tych zmian kosztowałaby analityka niemało pracy. Barwicz zwraca przy tym uwagę na wątek "chaosu żądz" i wymienia: "erotyzm dochodzący gnieniegdzie do pornokracji, cynizm, bezmyślność, obskurantyzm, wulgarność, pospolitość, żądza sensacji, nieliczenie się z nikim i niczem, zanik etyki i umiaru, utrata szacunku do wszystkiego, co dotychczas uważano za wielkie, święte i niedostępne". Winą za to rozprzężenie obarcza wojnę, po której zdrowe poglądy i gusta zejść miały na zupełne manowce. Odbiciem tego jest sztuka i kultura, nie tylko - tu oddaje sprawiedliwość - literatura, które przekonują "jakoby świat był jednym domem rozpusty i występku przeciw prawu, a ludzie - zbiorowiskiem złodziei, bandytów, erotomanów, sadystów, szulerów, wiarołomców, nikczemników". Co zaś tyczy się erotyzmu w literaturze jest on jego zdaniem wyjaskrawiony, a co gorsza -  pociąga nie tylko grafomanów, ale nawet literatów, którzy dotychczas kojarzyli się z bardziej ambitnymi dziełami.

Nie inaczej rzecz ma się z powieściami kryminalnymi, którym Barwicz poświęcił ostatni z felietonów - Tragedię książki. III ("Nowy Kurier", nr 55/1931). "Świat zmienił się tak radykalnie, i tak mu jakoś dobrze w tej nerwowej, ustawicznie naprężonej atmosferze kryminalnego podniecenia, elektryzujących sensacyj i maji rekordów - że trudno mu będzie zawrócić z tej śliskiej, niebezpiecznej drogi, z trudem będzie pohamować tę obłędną gonitwę za czemś nieustannie nowem, to mordercze, szaleńcze tempo, wyczerpujące siły i rozstrajające nerwy" - pisze.

W kontekście tak książek o rysie wyraźnie erotycznym, jak i powieści kryminalnych, przytacza tytuły, które hołdują temu, co felietonista uważa za literackie wypaczenie. Znajdują się wśród nich nawet dziś uznawane za klasyki pozycje! I apeluje na koniec: "Więcej słońca, więcej uśmiechów! Więcej nadziei nam dajcie; więcej subtelności i sielskiej ciszy! O to was, twórcy - literaci, prosi nieszczęśliwa książka, która teraz dopiero zrozumiała, co znaczy nieubłagana, okrutna tragedja losu...".

Po tej kanonadzie zarzutów, w dużej mierze uzasadnionych, trudno wzroku nie skierować na swoją biblioteczkę bądź też księgarniane półki i nie zastanowić się, co dziś na to wszystko powiedziałby pan Barwicz...

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

Justyna Żarczyńska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020