Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Książka czy radio?

Zastanawiamy się dzisiaj, jaki wpływ na kulturę ma technologia i zastanawiać się zapewne będziemy, bo nic nie zapowiada, aby rozwój tej drugiej miał nagle zahamować. Rozważania nierzadko koncentrują się na tym, czy wpływ technologii jest dla kultury raczej pozytywny czy negatywny. Ostatecznej odpowiedzi udzielić nie sposób. Co ciekawe, tego typu refleksje snuły się i dawniej, a po przeciwnych stronach barykady stało wówczas radio i literatura. Czy słusznie?

. - grafika artykułu
Biblioteka Raczyńskich, 1934, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Utarło się już prawie zdanie, za którem przemawia wiele pozorów, że takie rozrywki, jak kinematograf a w szczególności radjo, przeszkadzają rozwojowi czytelnictwa wśród mas szerokich, wytrącają im niejako z rąk książkę, przez to, że zabierają wszelki czas wolny, nie zostawiając go już na czytanie. Właśnie radjo - według tego zdecydowanie pesymistycznego poglądu - wprost zastępuje książkę, teatr, koncert, odczyt, i siłą rzeczy, w konsekwencji, wycofuje je z programu rozrywek przeciętnego obywatela, wypiera nieubłaganie. Ale, jeżeli teatr i koncert mają swoją siłę atrakcyjną specjalną w tych cechach, które odróżniają je od produkcji radjowej, to słowo drukowane nie posiada jakoby dość atrakcji i łatwiej może być zastąpione przez odczyty, wykłady, recytacje i słuchowiska specjalne - w radjo. Krótko mówiąc: Książka jest jakoby najbardziej zagrożona i już nawet w dużym stopniu pobita"* - pisze złowieszczo w swoim artykule Gustaw Baumfeld w artykule Czy radjo jest wrogiem czytelnictwa? ("Tydzień Radiowy", nr 43/1928). Od lat więc pozycja książki wydaje się zagrożona przez wszystkie nowinki techniczne, które działają na odbiorców z większą niż ona, zdawałoby się niekiedy, siłą. Różnica może polegać tylko na tym, że obecnie nikt by nie powiedział, że to radio właśnie stanowi przyczynę słabnącego zainteresowania czytelnictwem. Wskazalibyśmy zupełnie inne wynalazki, które z powodzeniem odciągają wzrok od literatury.

Pesymistyczne to wizje, ale jak dalej pisze Baumfeld: "Nie chcemy być pesymistami, gdyż wogóle nie jest pesymizm najlepszą metodą badania, a tembardziej leczenia zjawisk społecznych ujemnej natury, ale nawet optymista nie może nie przyznać częściowo choćby słuszności spostrzeżeniom i poglądom na losy książki w epoce dzisiejszej radja". Książka została jednak nie tyle "pobita" przez radio w ogóle, ale w komitywie z nim także przez inne rozrywki o charakterze bardzo powszechnym i nie tylko one, wśród których wymieniane są: "kinematograf, dancing, sport (nawet sport!), a przedewszystkiem drożyzna papieru, druku, podatków obrotowych i...księgarzy-wydawców". Podsumowując: "na książkę dziś albo niema pieniędzy, albo czasu, albo wreszcie - jednego i drugiego". Tak, oto kolejny dowód, że historia zaskakująco często się powtarza...

Wracając jednak do wpływu radia na ten stan rzeczy - tak naprawdę losy czytelnictwa zdawały się przesądzone już wcześniej, a radio - cóż - może dołożyło jedynie swoją cegiełkę do tego przygnębiającego procesu. Czy jednak celowo i w swoim założeniu radio, któremu nadaję tu cechy bardzo podmiotowe, powzięło decyzję, że będzie niszczyć czytelnictwo, już i tak znajdujące się w ruinie? "Odpowiedź nasz brzmi: nie". Dlaczego? A oto i argument, który ciężko podważyć. Zdaniem Baumfelda są dwie podstawowe grupy czytelników. Pierwsza z nich to "»czytelnicy«, którzy czytali tylko dla zabicia czasu". Wybrali oni radio, bo w gruncie rzeczy wcale nie byli bardzo przywiązani do czytania książek. Druga grupa to osoby, "które czytały z pobudki głębszej, z zainteresowania intelektualnego, z potrzeby pracy naukowej lub literackiej, z konieczności i zamiłowania". W ich przypadku "nie zachodzi najmniejsza chyba wątpliwość, że nawet wynalazek maszyny do czytania lub myślenia nie powstrzymałby ich od drogiej im (i niestety dla nich) książki". To ludzie, którzy mając niewiele czasu wolnego, postawią raczej na zatopienie się w słowie pisanym, aniżeli słuchaniu audycji. To czytelnicy, a nie "czytelnicy". Ci prawdziwi, dla których wybór między książką a radiowym słuchowiskiem jest bardziej niż oczywisty!

Idąc tym tokiem rozumowania autora tekstu, należy przyjąć, że: "jeżeli ci radjoamatorzy porzucili książkę, którzy czytali ją tylko w wolnych chwilach, to byli to radjoamatorzy, nie dość rozmiłowani w książce, czyli nie dość pogłębieni kulturalnie i intelektualnie, popularnie mówiąc: o mało wysokim poziomie". Wydaje się to ocena surowa, ale jest i nadzieja! Ta grupa osób pod wpływem radia ma szansę na podniesienie swojego poziomu tak, że ostatecznie jako wytrawni już smakosze wrócą po czasie na łono literatury. Radio przecież służyć miało popularyzacji kultury, stąd odczyty, koncerty, plejada wspaniałych osobistości ze świata sztuki, którzy dla radia tworzyli i z nim współpracowali. "»Fala« dociera wszędzie i przez to toruje, żłobi drogi dla innych czynników kultury". Postęp w tej materii polega w dużej mierze na "równoważeniu się wartościowych czynników dawniejszych z nowemi w tym kierunku, że człowiek znajduje czas na korzystanie z obu". Do tego wspomnieć trzeba, że taka zdrowa konkurencja mogłaby, a nawet powinna, przyczynić się do obniżenia cen książek. Brzmi to wszystko bezdyskusyjnie słusznie.

Zaczęło się więc pesymistycznie, skończyło optymistycznie. Oby i dla nas, i dla czytelnictwa dzisiejszego. Tak pod względem jego popularności, jak i jakości.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022