Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Casanova w Poznaniu

Ordonówna, Ney, Bodo, Kiepura, Fogg i wielu innych, którzy do czerwoności rozpalali wierne serca wielbicieli i wielbicielek ich talentów. Wielkie nazwiska gwiazd równie wielkiego formatu niejednokrotnie pojawiały się i z pewnością jeszcze nieraz pojawią na łamach "Zapisków z lamusa". Kto jeszcze sprawiał, że poznańska publiczność szturmowała kina i teatry, ustawiała się w kolejce po bilety na koncerty, oklaskami nagradzała artystów?

. - grafika artykułu
Przedstawienie "Sługa jego lordowskiej mości" w Teatrze Polskim w Poznaniu z udziałem Józefa Węgrzyna (pierwszy po prawej), 1937, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

" Teatr nabity wyborową , najkulturalniejszą publicznością. Boki i przejścia między krzesłami oblepione »przystawkami«, mieszczącemi tych tą niezwykłą premjerą zaelektryzowanych widzów , dla których zabrakło już miejsc zwykłych. Na widowni unosi się duch naprężonego zaciekawienia i gorącego nastroju, jak przed rozpoczęciem jakiegoś nadzwyczajnego misterium"* - zaczął swoją recenzję w "Nowym Kurierze" (nr 228/1930) "J.K", opisując wrażenie, jakich dostarczył Casanova - komedia w 3 aktach Lorenzo Azertisa, którą wystawiono w Teatrze Nowym. Główną rolę w sztuce powierzono jednej z najważniejszych postaci kina i teatru okresu międzywojnia - Józefowi Węgrzynowi.

"Oczy, myśli i dusze wszystkich rwą się ku zasłoniętej kurtyną scenie, na której Józef Węgrzyn, najjaśniejsza gwiazda na firmamencie aktorskiej sztuki polskiej, ma za chwilę roztoczyć przed widzami całą potęgę i cały czar swej nowej, wielkiej kreacji scenicznej, cały ogrom i moc swego nadzwyczajnego talentu" - zachwalał recenzent odtwórcę głównej roli, w dalszej części opinii na temat przedpremierowego pokazu Casanovy, relacjonując jego poczynania od momentu, gdy gong obwieścił rozpoczęcie spektaklu, aż do jego zakończenia. "W dwóch pierwszych aktach genjalny Węgrzyn przeradza się w płomień i szał ślepej na wszystko miłości ku pięknej kobiecie, wywołując na widowni entuzjazm i uwielbienie dla swojej niedościgłej kreacji postaci Casanowy" - czytamy dalej. Nie brakuje też wymienienia wszystkich zalet aktora: jego ognistego temperamentu, który tak wspaniale znalazł ujście w postaci głównego bohatera; dykcji, "wytwornego, magnackiego jego gestu i ruchu". Podziw wzbudził również kostium. A wszystko to razem, jak napisano, zagwarantowało taką "artystyczną całość, że już potężniejszą, piękniejszą kreację postaci kawalera de Seingalt trudno sobie wyobrazić".

A akt trzeci? Tu już Węgrzyn ukazał przekonująco i zarazem wstrząsająco "moment tragicznego końca niegdyś tak w miłości szczęśliwego ulubieńca kobiet". Aktor miał stworzyć w tym akcie "metamorfozę postaci Casanowy tak mistrzowską, że podbija, oczarowuje i wzrusza rozentuzjazmowaną jego genjalną grą widownię do głębi samej".

Publiczność nagrodziła spektakl gromkimi brawami i ze wzruszeniem opuściła teatr, pozostając pod wrażeniem Józefa Węgrzyna. Współczuć można było tylko pozostałym aktorom, których Casanova przyćmił całkowicie, choć i ich umiejętności aktorskie nie były wcale na niskim poziomie. Cóż, decydując się grać z tak uzdolnioną gwiazdą, trzeba widać liczyć się z tym, że zarówno publiczność, jak i później recenzenci swoją uwagę skoncentrują przede wszystkim na tym najjaśniejszym punkcie, zezwalając pozostałym niejako przemykać po scenie niemalże niezauważonym. "Postać słynnego w dziejach europejskich awanturników Casanowy ożywił, opromienił blaskiem swego wielkiego talentu" - pisał na koniec "J.K".

Nie był to jedyny raz, gdy Józef Węgrzyn zaszczycił deski jednego z poznańskich teatrów - tak wcześniej, jak i później. W Teatrze Nowym wystąpił m.in. w sztuce pt. Kres wędrówki oraz Don Juan Tenorio, a w Teatrze Polskim w spektaklu zatytułowanym Farys i Słudze jego lordowskiej mości. Stolicę Wielkopolski odwiedził z występem pierwszy raz jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości.  Jego kariera trwała bowiem od 1904 roku. Określano go mianem ulubieńca Warszawy, jednak zdaje się, że i dla Poznania był artystą wybitnym i zawsze oczekiwanym, co dowodzić też miało, jak napisano w jednej z recenzji, że "Poznań umie ocenić prawdziwy artyzm" ("Nowy Kurier", nr 166/1927). A na kogo czekamy dzisiaj?

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021