Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Blaski bez cienia

Są tacy ludzie, którzy gdzie się nie pojawią, tam wzbudzają zachwyt. Do niektórych przyciąga ich ekstrawagancki sposób bycia, a do innych klasyczna elegancja, którą odczytać można we wszystkim - ruchach, tonie głosu, a nawet przymiotach czysto zewnętrznych, które traktuje się jak odbicie wewnętrznej wyjątkowości. Do tej drugiej kategorii osób zaliczała się Jadwiga Dębicka, jedna z ulubienic nie tylko poznańskiej publiczności!

. - grafika artykułu
Jadwiga Dębicka, 1927, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Partia Gildy pozwoliła p. Dębickiej rozwinąć przed nami wszystkie swe zalety. Cudowna postać, klasyczny profil, złotowłosa głowa, najszlachetniejszy metal głosu, znakomita szkoła"* - nie mógł wyjść z podziwu recenzent podpisany inicjałami "M. T.", który na łamach "Gońca Wielkopolskiego" (nr 9/1923) zachwycał się występem śpiewaczki w poznańskiej Operze. Nie brakowało jednak w jego recenzji także słów uznania pod adresem pozostałych artystów, którzy z Dębicką pojawili się na scenie: "Prof. Stermich miał szczęśliwy wieczór, gdyż cały zespół był nader dobrze usposobiony. P. Bedlewicz śpiewał od początku do końca zachwycająco. P. Karpacki dał nam typ Rigoletta, jakiego się rzadko kiedy spotyka. Głosowo tak pięknie śpiewał, że otrzymał oklaski przy otwartej scenie. Siła napięcia głosu przy nieskazitelnym oddechu, wprost imponująca".

Uwagę w swojej krótkiej recenzji krytyk poświęcił także prof. Tarnawskiemu w roli Zbója, który znany był ze swojej "finezji przy pełnym brzmieniu dołu". W ogóle wszyscy zaprezentowali się godnie, zasługując na entuzjastyczne oklaski publiczności. Podejrzewać można, że gościnny występ Dębickiej przełożył się na ambicje i starania pozostałych osób, by nie zepsuć całości jakąś swoją niedyspozycją. Każdy zdawać sobie musiał sprawę, że widownia na wieść, że tak znakomita postać jak Dębicka pojawi się na scenie, wypełni się na pewno po brzegi. Ewentualna porażka byłaby więc publiczna, a klęska sromotna. Wszyscy postarali się tym samym wypaść jak najlepiej, czemu tło stworzył dyrektor Stermich, który wydobył z orkiestry "piękne momenty", a "całość szła nadzwyczajnie". Przełożyło się to na owacje, którym nie było końca i oczywiście ogromną wręcz liczbę kwiatów wręczanych wspaniałej Dębickiej, która swoim wielbicielom obiecała, że jak tylko zakończy zagraniczne tournée, powróci do Polski i Poznania, by zaszczycić publiczność kolejnymi swoimi występami.

Artystka rok później, zgodnie z obietnicą, ponownie zagościła w poznańskiej Operze. I tym razem nie było końca pochwałom jej talentu, scenicznego obycia i wspaniałej urody. Pisano o niej wówczas na łamach "Gońca Wielkopolskiego" (nr 2/1924) jako o "śpiewaczce światowej sławy". Nie było to przesadą, ponieważ Dębicka miała na swoim koncie występu na zagranicznych scenach, m.in. we Wiedniu. W Poznaniu wystąpiła tym razem w roli Mimi w Cyganerii Giacoma Pucciniego, co powszechnie uznano za "najlepszą jej partię". Recenzent poznańskiego dziennika, podpisany jako "Solalini.", zapowiedział, że "nieco inaczej określi występ p. Dębickiej". Nie wyłamał się jednak z tendencji, w której zdecydowanie dominowały zachwyty, wręcz peany na cześć śpiewaczki. Krytyk uznał bowiem, że jest ona po prostu "w każdej partji najlepszą" i nie ma kreacji, w której nie zaprezentowałaby swojego kunsztu, budząc podziw znawców i widzów. "Pomijam znakomitą szkołę, prześliczny aksamitny głos, finezyjną koloraturę, najracjonalniejszy oddech, najszczytniejsze frazowanie, wszystko to daje długoletnia wspólna praca z jej ukochanym p. Piotrem. Ale ta głębia duszy, ta subtelność wyczucia roli, to przeżywanie danej partji, to są właściwości osobiste p. Dębickiej" - pisał, dowodząc, że parę zaledwie zdań nasycić można tyloma komplementami pod adresem artysty, że dodawać więcej już nie trzeba. Chociaż oczywiście można, co zresztą recenzent w dalszej części swojego tekstu robi.

Mimi Dębickiej jest jego zdaniem "niedościgniona". Co więcej, odnotował nasz znawca i potwierdził to, co zasugerowałam wcześniej - śpiewaczka ciesząca się tak wielkim uznaniem miała niezwykły wpływ na cały zespół, "powoduje współzawodnictwo tak i na ostatniem przedstawieniu wszyscy więc p. Fontanówna, pp. Karpacki, Urbanowicz, Gorski, Czarnecki szli wprost w szranki o lepsze". Orkiestra ponownie brzmiała wspaniale, a zainteresowanie publiczności było tak ogromne, że konieczne było dostawienie na widowni aż siedemdziesięciu krzeseł!

Można śmiało powiedzieć, że stare, dobre przysłowie się sprawdziło. To mianowicie, które mówi, że kto z kim przystaje, takim się staje... W tym wypadku - na szczęście! Tak też rozpoznaje się wielkie osobowości - w blasku ich wspaniałości zaczynają migotać nieśmiało i inne gwiazdeczki.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023