Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. A może wywiadzik?

Trudno powiedzieć, czy w tej odsłonie Zapisków z lamusa chodzi przede wszystkim o kolejne gwiazdy międzywojnia, które odwiedziły Poznań, czy o (nie)dolę jednego z dziennikarzy pracujących dla lokalnej gazety, czy też może o dziennikarski los w ogóle.

. - grafika artykułu
Maria Malicka w swoim mieszkaniu, fot. Jan Ryś, 1930, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Być może należałoby uznać, że niniejszy tekst złożony jest ze wszystkich tych elementów i zawiera w sobie przy okazji ważne przesłanie dla każdego, bez względu na to, czy zajmuje się dziennikarstwem, czy też czymś zupełnie innym: nie zawsze się udaje, nawet jeśli się bardzo chce. Trzeba się z tym pogodzić, nie załamywać rąk i nie rwać włosów z głowy. Koniec i kropka. Zapewne najwięcej zrozumienia wobec opisanej tu sytuacji wykażą "wywiadowcy", czyli dziennikarze zajmujący się przeprowadzaniem rozmów z osobami ze świecznika lub tymi, które usilnie starają się przekonać, że na świecznik zasłużyły. Ale do rzeczy.

Zaczyna się pozornie niewinnie, ale uważne, wręcz empatyczne oko wychwyci, że już gdzieś tu, w tym początku, pobrzmiewa jednak groźba. Oto w "Kurierze Poznańskim" (nr 158/1931) w relacji zatytułowanej Malicka i Sawan w Poznaniu czytamy: "Naciąganie ludzi na wywiady wchodzi w krew, jak każdy inny nałóg. Niech tylko człowiek zasłyszy o jakiejś sposobności, już po głowie zaczyna kołatać myśl uporczywa: - A możeby tak wywiadzik..."*. W tym wypadku myśl ta zaświtała reporterowi przy okazji przyjazdu do Poznania Zbigniewa Sawana, który pojawił się w mieście, by promować nowy film ze swoim udziałem - Serce na ulicy. "Szalona sposobność wyciągnięcia Sawana na zwierzenia nie dawała mi spokoju. Choć wizyta ta wypadła akurat w pierwsze święto Wielkanocy, jednak dla nałogu... człowiek poświęca dużo" - zwierza się dalej autor podpisany inicjałami "t. kr.". W "oddziale wywiadowczym" znalazło się też miejsce dla przedstawiciela "Ilustracji Polskiej" i fotografa. W tej trzyosobowej ekipie nastawionej na interesującą rozmowę, którą w gazecie zilustrować będzie można atrakcyjnymi zdjęciami, "wywiadowcy" zjawili się przed gmachem kina Apollo. Panowie w swoim towarzystwie musieli spędzić trochę czasu, racząc się - jak wspomina dziennikarz - dowcipami. Pogawędkę przerwało pojawienie się oczekiwanego gościa. I tu pierwsze zaskoczenie: Sawan nie przyjechał sam. Towarzyszyła mu małżonka - Maria Malicka, również aktorka. "Jesteśmy speszeni, a jednocześnie uradowani. Podwójna okazja!" - czytamy o dziennikarskiej euforii. Mówiąc wprost: oto pojawiła się nadzieja na upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu.

Zanim jednak doszło do rozmowy, trzeba było wysilić się na jeszcze trochę cierpliwości. Zmęczone podróżą gwiazdy musiały przecież odpocząć. Kiedy jednak wywiad stawać się zaczął faktem, niedawna euforia zamienić się musiała w niepewność, która w trakcie rozmowy przeszła dalsze jeszcze transformacje. "Zrobić formalny wywiad - była to niemożliwość. Rozmowa toczy się fragmentami. Drzwi do kancelarji nie zamykają się. Panienki zarumienione, wzruszone - proszą o fotografje, o podpis, czasami poprostu na kartce papieru" - relacjonuje dziennikarz i wydaje się, że ma mimo wszystko dużo zrozumienia dla miłośniczek aktorskiego talentu Sawana. Naprawdę źle robi się później. I to wcale nie ze względu na tłum przeszkadzających podczas wywiadu fanek.

Zapytana o plany na przyszłość Malicka odpowiedziała, że nigdzie się przez jakiś czas nie zamierza angażować, bo potrzebuje wakacji. Jest oczywiste, że zamknęło to niejako szansę na rozwinięcie tego interesującego czytelników tematu. Sawan z kolei deklarował powrót do teatru, jednak zanim rozwinął skrzydła i opowiedział więcej, poproszony został o pojawienie się na estradzie, by przywitać zgromadzoną publiczność. Kiedy aktor z "ciężkim westchnieniem" opuścił pokój, stery nad rozmową przejęła jego przejęta sytuacją żona, wykazująca jednocześnie pełne zrozumienie dla umęczonego sławą męża. A co na to reporter? "Próbuję zająć zdenerwowaną małżonkę innemi myślami - przypominamy jej filmy, recytujemy sztuki, w których podziwialiśmy jej pełną wdzięku grę. Nic nie pomaga" - tłumaczy swoje próby wyjścia z tej sytuacji.

Dalej rozwija się dyskusja dość nieoczekiwana o podłożu wyraźnie pesymistycznym i niepozostawiającym złudzeń. Padło bowiem pytanie o film pt. Zhańbiona (obecna nazwa filmu to Uwiedziona). O pracy nad tym obrazem opowiedział jednak zamiast Malickiej Sawan, który akurat powrócił do pokoju po wykonaniu obowiązku przywitania widzów: "- Okropny film, proszę panów! Kręciliśmy go i płakaliśmy jednocześnie, wiedząc z góry, że będzie okropny. Publiczność oczywiście myśli, że to wina aktorów. My się kompromitujemy, ale czy to nasza wina"? Dalej Sawan przypomnieć miał o plamie na swoim aktorskim honorze, czyli Człowieku z błękitną duszą. I tak od słowa do słowa powstała pesymistyczna rozmowa. O ciężkich warunkach pracy w polskim filmie, o braku organizacji...

Jak inaczej całą sytuację mógł podsumować dziennikarz, jak nie w ten oto sposób: "Nigdy jeszcze nie robiłem tak długiego wywiadu. Trwał on kilka godzin, a dowiedziałem się niewielu rzeczy, które zainteresowałyby czytelników. Na konkretne pytania poprostu nie było czasu. Zadawało się je urywkami. (...) Nie dowiedzieliśmy się nawet, co porabia Czaruś, uroczy synek przemiłej pary artystów, co bezwątpienia zainteresowałoby czytelniczki. Widać pierwsze święto nie nadaje się na wywiady"?

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć dziennikarzom udanych wywiadów, fach to bowiem niełatwy. Przestrzegam też przed pokusami, a nawet nałogami i postuluję, by w razie porażki się nie przejmować. Ot co!

Justyna Żarczyńska

*We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021