Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

OKRUCHY POZNANIA. Wybory u Dominikanów

Pierwsze posiedzenia opozycji demokratycznej u dominikanów w kwietniu 1989 roku bywały burzliwe, a dokonywane wybory zaskakujące. Tak wszyscy uczyli się demokracji.

. - grafika artykułu
Janusz Pałubicki w czasie pierwszego posiedzenia Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" w Poznaniu w sali Duszpasterstwa Akademickiego oo. Dominikanów przy ul. Kościuszki, 16.04.1989. Fot. Jan Kołodziejski

Gdy u schyłku PRL pojawiła się nadzieja na zmiany polityczne i wolnościowe, półki w sklepach świeciły pustkami, a po wszystko stało się w kolejkach. Sekretarze PZPR, przystępując do rozmów z opozycją przy Okrągłym Stole i godząc się na pierwsze częściowo wolne wybory do Sejmu i wolne do utworzonego na nowo Senatu, chcieli je wygrać i utrzymać władzę, wciągając do współodpowiedzialności dotychczasową opozycję. Niezależnie jednak od ich intencji zachodzące zmiany wyzwoliły w ludziach nowego ducha.

Leonard Szymański, późniejszy poseł z ramienia KO "S", przypomina, że prezydium regionu Solidarności w Poznaniu spotykało się już jesienią 1988 roku: - Przełomowym momentem była telewizyjna dyskusja Wałęsa-Miodowicz. Wałęsa miał świetne wystąpienie, Miodowicz, wówczas członek KC partii, nie miał żadnych szans - wspomina.

Dla zorganizowania się opozycji demokratycznej w Poznaniu kluczowe okazało się spotkanie w salce Duszpasterstwa Akademickiego przy klasztorze oo. Dominikanów. Poznański Komitet Obywatelski "Solidarność" zebrał się tam 16 kwietnia 1989 roku - klasztor Dominikanów stanowił bowiem w latach stanu wojennego ośrodek wsparcia środowisk opozycyjnych. Na przewodniczącego komitetu wybrano prof. Janusza Ziółkowskiego, byłego rektora UAM (1980-1981). Szefem sztabu wyborczego KO w Poznaniu został Maciej Musiał, wówczas pracownik naukowy w Instytucie Technologii Drewna w Poznaniu. Na rzecznika komitetu wybrano Henryka Krzyżanowskiego, anglistę z UAM.

Panował nastrój optymizmu i nadziei. - Pamiętam, że było nas wtedy niemal siedemdziesięciu - wspomina Szymański, późniejszy poseł KO. - Ukonstytuował się komitet, odbyły się również prawybory do Sejmu i Senatu. To były tajne głosowania, włączył się w to ojciec Tomek Alexiewicz, który miał ksero, więc wszystko było dobrze zorganizowane. Do Senatu zgłosili się profesorowie Janusz Ziółkowski i Ryszard Ganowicz, a także radca prawny Jan Sielicki. W  głosowaniu na naszych kandydatów do Senatu wybrano obu profesorów. Kandydatów na kandydatów do Sejmu zgłosiło się dwunastu, wybieraliśmy ich w pięciu turach. Pamiętam, że już w pierwszej wskazano na Hankę Suchocką, Pawła Łączkowskiego i Michała Wojtczaka (wówczas szefa Wielkopolskiego Towarzystwa Gospodarczego - red.). Mnie wybrano w trzeciej turze, a Ireneusza Piętę w piątej.

- Kandydatów do parlamentu wybieraliśmy podczas drugiego posiedzenia komitetu, bodaj tydzień później - prostuje Maciej Musiał. - Trwało to długo w noc, z dziennikarzy na sali został tylko Włodzimierz Braniecki, który wstrzymał druk "Głosu Wielkopolskiego", byle zdążyć z podaniem nazwisk kandydatów "S".

Z pierwszych posiedzeń KO "S" Musiał zapamiętał kontrowersje wokół reprezentacji "S" rolników Indywidualnych: - Posiedzenie było burzliwe, rolnicy wychodzili i wracali na salę. Część członków popierała grupę Ireneusza Pięty, część rolnika z Miłosławia Józefa Wleklińskiego. Z  relacji uczestników tamtego posiedzenia wynika, że wynik wyborów solidarnościowych kandydatów do Sejmu był dla wielu sporym zaskoczeniem. - Okazało się nagle, że spotkanie zdominowały środowiska, które wcześniej nie były tak aktywne w podziemiu, związane za to były z Kościołem - opowiada jeden z nich.

Janusz Pałubicki, który nie otrzymał wtedy nominacji, zaznacza, że słabo to już pamięta, odsyła do Macieja Musiała. - Stało się tak, bo Solidarność była wtedy słaba - przyznaje Musiał. - Jedyną głośną osobą w "S" był wtedy Janusz Pałubicki, a część osób, które wyszły z podziemia, powszechnie znana nie była. Parytety zostały złamane przez działaczy późniejszej Partii Chrześcijańskich Demokratów. Po prostu okazali się lepiej zorganizowani i dlatego zdominowali te wybory, zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie ster przejęła lewica solidarnościowa. Dlatego kandydatem KO na posła nie został Janusz Pałubicki, zawsze brakowało mu kilku głosów do bezwzględnej większości.

Nieco inaczej tłumaczy tę sytuację Leonard Szymański: - Chodziło o  to, by w Sejmie były reprezentowane różne środowiska. O przyszłym Sejmie myślano w kategoriach grupowych. Hanka Suchocka i Paweł Łączkowski mieli reprezentować środowiska uniwersyteckie. Miał tam być również przedstawiciel rolników - stąd wybór Pięty. Miał być przedstawiciel odradzającego się biznesu - wskazano na Michała Wojtczaka. A ja zostałem wybrany jako człowiek dobrze zorientowany w problemach przemysłu. Wystawiono do wyborów ludzi, którzy nie tylko zrobili dużo w podziemiu, nie tylko byli dobrzy do walki, ale również do budowania - podsumowuje Szymański.

- Nikt poza Michałem Wojtczakiem nie znał się wtedy na ekonomii. W dodatku zaprezentowano go jako krewnego księdza Piotra Wawrzyniaka, który dopiero co wygrał przed sądem apelacyjnym proces z ministrem Kiszczakiem o rejestrację swojego towarzystwa gospodarczego - dodaje Musiał.

Jeszcze w kwietniu 1989 roku Komitet Obywatelski "S" dostał siedzibę w zamku, przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej, w dodatku tuż obok Komitetu Wojewódzkiego PZPr. To stamtąd kampanią wyborczą kandydatów solidarnościowych kierował Maciej Musiał. Wyniki pierwszej tury wyborów z 4 czerwca przeszły najśmielsze oczekiwania ówczesnej opozycji demokratycznej: Solidarność zdobyła pełną pulę 35 proc. w Sejmie i 99 mandatów senatorskich. Posłami z ówczesnego województwa poznańskiego zostali: Paweł Łączkowski, Ireneusz Pięta, Michał Wojtczak, Hanna Suchocka i Leonard Szymański (wszyscy z "S") oraz Dominik Ludwiczak (ZSL). Do Senatu również weszli kandydaci "S": Ziółkowski i Ganowicz. Dopiero w dogrywce - w drugiej turze - posłami zostali kandydaci PZPR: m.in. Wiesława Ziółkowska, Marek Pol i Andrzej Aumiller, a także kandydat SD Tadeusz Dziuba (z poparciem "S"). - Fala okazała się tak wysoka, że ktokolwiek byłby wybrany przez Komitet Obywatelski, ten zdobyłby mandat. Bo wybory z 4 czerwca 1989 roku były plebiscytem - komentuje Musiał.

Piotr Bojarski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020