Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Cuda wianki

Jak kto spędza święto powitania lata, pytać nie będziemy. Jest to bowiem sprawa prywatna. Szczególnie, że sposoby mogą być różne, niektóre bardzo swawolne. W końcu w taką noc każdemu wszystko jakoś bardziej wolno i więcej uchodzi na sucho. Choć nie każdy daje się ponieść pogańskim zwyczajom Nocy Kupały. Inni wolą widowiskowe wieczory pod patronatem św. Jana.

. - grafika artykułu
Noc Kupały nad Wartą zorganizowana przez Spółdzielnię Mieszkaniową "Osiedle Młodych", fot. ze zb. Spółdzielni Mieszkaniowej "Osiedle Młodych" / cyryl.poznan.pl

"Wczoraj wieczorem odbyła się na Szelągu tradycyjna uroczystość «wianków». Tłumy nieprzeliczone widzów obserwowały z zachwytem piękne widowisko, bowiem barwny korowód pięknie przystrojonych i iluminowanych łodzi, poprzedzonych parowcem «Warta», ognie sobótek, chóry, wesele krakowskie na jednym ze statków, «uczta nadworna króla Sobieskiego» na innym, były godne ze wszech miar obejrzenia" - recenzował w zachwycie anonimowy autor krótkiego podsumowania wyjątkowego, "wiankowego" wieczoru. Tekst opublikowano w "Gońcu Wielkopolskim" (nr 143/1927). Rozrywek nie brakowało. Co więcej, w uroczystości wzięły udział znakomite osobistości. Jak wspominał recenzent, wśród nich nie zabrakło między innymi radcy Rugego - wówczas przedstawiciela Magistratu, majora Wróblewskiego - reprezentanta wojska, dyrektora Mizgalskiego występującego w imieniu władz, redaktora Leitgebera - wysłannika prasy, a także reprezentanta artystów - Kazimierza Schmidta. Każdy z wyżej wymienionych rzucił do wody wianek. Za ich przykładem poszła i publiczność. Zabawa zaczęła się na dobre, a towarzyszył jej szereg atrakcji. Oprócz wcześniej wspomnianych odbyły się również zawody pływackie, a oczy oniemiałych widzów cieszył żywy obraz Wanda. Rozrywki te "pięknie uzupełniały tę pełną poezji uroczystość".

Świętowano każdego roku, jednak prasa nie zawsze wspominała o tym obszernie, ograniczając się niejednokrotnie do krótkich notatek gdzieś na marginesie innych spraw. Wyjątkowy na tym tle był rok 1930. W lokalnych gazetach rozpisywano się o "wspaniałym przebiegu uroczystości". "Piękna pogoda ściągnęła do Szeląga, gdzie nad Wartą odbywały się uroczystości, związane z Nocą Świętojańską, niezliczone tłumy ludności, które wielką falą płynęły z całego miasta..." - przeczytać można było w "Kurierze Poznańskim" (nr 283/1930). Obchody zaczęły się o godzinie 20.00 koncertem na szkutach. Wystąpiły orkiestry wojskowe i mandoliniści. Pół godziny później zabrzmiały fanfary, następnie wystrzelono siedem armatnich strzałów i wciągnięto chorągiew na maszt. Kolejny punkt programu miał również charakter muzyczny - Szeląg i jego okolice rozbrzmiały głosami członków chóru Koła Śpiewackiego im. Chopina pod dyrekcją prof. Wiechowicza. Potem zrobiło się tanecznie i... akrobatycznie. Widzowie oglądali wirujących tancerzy i tancerki, którzy przygotowali widowiskowy taniec narodowy, a członkowie "Sokoła" prezentowali nie byle jaką tężyznę fizyczną, tworząc karkołomne dla zwykłego człowieka piramidalne układy ze swoich wysportowanych ciał. Wszystkiemu towarzyszyła muzyka wygrywana przez orkiestry wojskowe.

Po tych atrakcjach przyszedł czas na podziwianie wodnych atrakcji: dekorowanych pechówek, popisów pływaków i defilady "łodzi symbolicznych". Ta ostatnia musiała być szczególnie efektowna. "Widzieliśmy pływającą na falach latarnię morską, oryginalną łódź, poświęconą poecie J. Kochanowskiemu, ładną z ognistemi oczami żabkę i łódź, w której jechał Św. Jan, kropiąc wodą zebranych" - opisuje autor. Niepozorne, defilujące kajaki ożywiono niezwykłą dekoracją, dzięki której przypominały "różne zwierzęta, jak krokodyle, kaczki, łabędzie, koniki itd.".

Punktem kulminacyjnym było rzecz jasna rzucanie wianków, czemu akompaniował chór i orkiestra. I tutaj prym wiedli oficjele, którzy tej nocy w zabawie wtopili się w tłum. Wśród nich gościł między innymi prezydent Poznania Cyryl Ratajski wraz z małżonką. Ognie oświetlały brzeg rzeki. Śpiewano i grano na instrumentach. Migotały światła ogni bengalskich i nieco dalej oddalonych od wody mniejszych ognisk rozpalanych przez publiczność. Dla wzmocnienia efektu tego w swojej istocie prawie teatralnego spektaklu paliły się beczki ze smołą, pochodnie i reflektory. Ponownie odtworzono żywe obrazy - tym razem przy udziale "Sokoła" i Młodych Polek. Ostatnim elementem, wzbudzającym powszechny zachwyt, były sztuczne ognie. Na zakończenie oświetlono jeszcze transparent z Białym Ogniem i odegrano Boże coś Polskę. Uznać więc można, że znaleziono sposób, by pogańskiemu świętu nadać rys bardziej patriotyczny. Tych, którzy ubolewają, że brakuje w tym opowieści o kwiecie paproci, urodziwej czarownicy i tego wszystkiego, co miłośnicy rodzimej mitologii określają jako słowiańskie - uspokoję.

W gazetach opisywano genezę nocy świętojańskiej i Kupalnocki. Pierwsza miała charakter chrześcijański i związana była z osobą św. Jana, a rodowód drugiej jest - rzecz jasna - pogański. Nie byłoby przy tym pierwszej bez drugiej. I nieważne to nawet, że niekiedy mieszano wątki. Ważne, że znalazło się w jakimś sensie miejsce dla obu. W tym kontekście całkiem interesujący wydaje się artykuł z "Kuriera Poznańskiego" (nr 283/1935), którego już sam tytuł powinien podnieść na duchu wszystkich miłośników czarownic i ich domniemanych praktyk, odbywających się między innymi w dniu Św. Jana. Brzmiał on bowiem Czarownice na Łysek Górze w Poznaniu. Dla niezorientowanych była to z pewnością niespodzianka. Łysa Góra? Tutaj? Ano tak! Jednak!

Było to "niewielkie wzniesienie za kościołem św. Wojciecha, niedaleko ul. Północnej, na którem znajduje się kilkanaście drzew i trawniki. Najwięcej godna uwagi jest kolumna, w samym środku Łysej Góry. Kolumna ta stanowi pamiątkę po dawnym cmentarzu kalwińskim, który przed około stu laty przeniesiony został do parku Mycielskich przy ul. Ogrodowej". Łysa Góra miała być własnością "heretyków Ostrorogskich" i "była wręcz wymarzonym miejscem dla zbierania się czarownic". W Poznaniu były jeszcze dwa inne miejsca, naznaczone działalnością domniemanych wiedźm: "na Czartorji w starej, dzisiaj nieistniejącej karczmie, oraz na Berdychowie w niegdyś jedynej tam karczmie".

Sposobów na świętowanie jest wiele. Najważniejsze może w tym wszystkim jest to, by się bawić się tak, by się radość niosła i panowała choćby i chwilowa beztroska. Może też źródło tych zabaw jest jedno i niepotrzebnie mówić o różnicach...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022