Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Ty możesz rysować

- Dla człowieka jest najlepiej, kiedy czuje się zrozumiany. Może się dzięki temu poczuć normalnie. Nie jest wtedy dziwakiem, który tworzy rzeczy dla innych osób niezrozumiałe - mówi artystka Colet Trojanowska*. - Często prezentuję twórczość Colet, jej prace mają bardzo wiele znaczeń i dotyczą różnych kwestii - dodaje Natalia Saja**, kuratorka wystawy Ach, jak czas wolno płynie..., która zostanie otwarta w piątek 13 listopada w Galerii Jak.

. - grafika artykułu
Colet Trojanowska, Bez tytułu, 2020, długopis, papier, 29 x 21 cm, fot. materiały prasowe

Jak się panie poznały?

Colet Trojanowska: Na korytarzu mieszkania, które wspólnie wynajmowałyśmy doszło do naturalnej w takich sytuacjach pogawędki. Okazało się wtedy, że obie studiujemy na Uniwersytecie Artystycznym. Połączyło nas więc wspólne mieszkanie - jedna patelnia, mycie naczyń w tym samym zlewie i spanie przez ścianę. Byłam mile zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że Natalia studiuje na Uniwersytecie Artystycznym. Tuż na wyciągnięcie ręki miałam odtąd bratnią duszę, z którą mogłam rozmawiać na bardziej konkretne tematy. Liczyłam, że nie będziemy pływać po powierzchni wody i będzie można czasem ponurkować, zagłębić się w rozmowie...

Kiedy ta znajomość przerodziła się w zawodową współpracę?

Natalia Saja: Zaprosiłam Colet do uczestnictwa w dwóch zbiorowych wystawach, które zrobiłam w kolektywie. Pierwszą była Niemoc, zorganizowana w uczelnianej galerii Scena Otwarta przy ul. Ratajczaka 20. Była to zarazem pierwsza kuratorowana przeze mnie wystawa. Poruszała zagadnienie niemocy - tego, z czym teraz wszyscy się poniekąd mierzymy. Wybrałam trzy zdjęcia Colet, a w jednym z pomieszczeń zrealizowałyśmy jej instalację.

C.T.: Ta instalacja to była bardziej jakby scenka, w której elementy znajdujące się na suficie i podłodze zostały ze sobą zamienione. Z podłogi odstawał stary, świecący żyrandol - a przy suficie były przymocowane cztery krzesła. Tak - świat stanął na głowie. Nie pierwszy raz i myślę, że nie ostatni. Usłyszeć też było można zapętlony dźwięk spadającej kropli wody.

Czego dotyczyła druga wystawa zbiorowa?

N.S.: Drugą wystawę *** nie wyszło też stworzyłam kolektywnie i zaprezentowałam w Scenie Otwartej. Dotyczyła niezadowolenia z pewnych aspektów studiowania i funkcjonowania uczelni. Została otwarta w marcu, jeszcze przed lockdownem.

Jakie wrażenia wyniosły panie ze studiowania na Uniwersytecie Artystycznym?

N.S.: Z wielu rzeczy na kierunku kuratorstwo i teorie sztuki jestem zadowolona i doceniam większość zajęć prowadzonych podczas pierwszego i drugiego roku studiów licencjackich.

C.T.: Gdy studiowałam geologię czy geografię, zajęcia z geografii fizycznej odbywały się na wielkiej auli wraz ze studentami z dwóch innych kierunków - z geoinformacji i gospodarki przestrzennej, a na sali było około trzysta osób. Choć wiele rzeczy mnie ciekawiło, to nie miałam odwagi do siadania w pierwszej ławce, by zadawać pytania. Miałam też poczucie, że ten profesor pod koniec zajęć w ogóle nie będzie kojarzył, że miał taką studentkę jak ja.

Różnicę w sposobie nauczania na UAP odczułam dość mocno. Dla mnie studiowanie fotografii na Uniwersytecie Artystycznym było jak gwiazdka z nieba. Mogłam obcować ze swoimi "mistrzami" - osobami, które mnie uczyły. Nie czułam się już anonimowo w grupie. Jako studenci mogliśmy zadawać różnego rodzaju pytania. Bardzo mi się to podobało.

Na wystawie zobaczymy jednak pani rysunki...

C.T.: Specjalizuję się w fotografii i najlepiej czuję się w tym medium. Bardzo lubię robić zdjęcia i przedstawiać w ten sposób świat widziany własnymi oczami albo świat, który siedzi mi w głowie. Pokazanie moich rysunków będzie eksperymentem - wejściem w nowe pole, zanurkowaniem do nowego jeziora.

W tekście promującym wystawę można się dowiedzieć, że cykl Ach, jak czas wolno płynie to rozwinięcie "prac powstałych w 2017 roku wykonywanych podczas godzin dodatkowej, tymczasowej pracy". Co to było za zajęcie?

C.T.: W tej pracy przydzielono mi tylko jedno zadanie: siedzieć i rozmawiać przez telefon. Korzystałam ze słuchawek, więc miałam wolne ręce. Dużo osób obok mnie kolorowało czy bawiło się telefonem. Ja stwierdziłam, że nie chcę robić żadnych kolorowanek.

Przez pierwsze dwa dni ta praca była dla mnie prawdziwym utrapieniem. Miałam wrażenie, że nie robię niczego, co wymagałoby większego wkładu umysłowego. A że leżała obok mnie pustka kartka - więc zaczęłam na niej szkicować. Odtąd chodziłam do pracy, żeby sobie porysować. Poczułam się jak małe dziecko, które dostało wymarzony zestaw klocków Lego.

Jak się pani rysowało?

C.T.: Pierwsze dwa-trzy dni robiłam totalne bazgroły, które wyrzuciłam do śmietnika. Dość szybko przestałam jednak kreślić na kartkach krzyżyki. W mojej głowie mocno siedziały figury, bryłki, czy siatki krystalograficzne różnych minerałów...

I nikt nie zwrócił na to uwagi?

C.T.: Codziennie chodziłam do pani kierownik i prosiłam ją o nowe kartki. Na początku chciała mi dawać po dwie. Ja mówiłam "nie, proszę dawać mi więcej", więc dostawałam z 8-13 arkuszy. Gdy jednego dnia zdarzyło mi się przyjść dwukrotnie, zaczęła trochę dziwnie na mnie patrzeć. Po kilkunastu dniach miałam już problem z otrzymaniem tych kartek, choć był to zwykły papier do ksero.

Pewnego razu odbyło się w pracy zebranie. Wszyscy musieli odejść od swoich komputerów, a pani kierownik powiedziała nam, że niestety mamy kiepskie wyniki, więc od teraz obowiązuje oficjalny zakaz kolorowania. Wiedziałam, że podejdę do niej później i powiem, że chcę dalej rysować, a jeżeli mi ona nie pozwoli, to zwolnię się od razu, ale pani kierownik powiedziała "tak, ty możesz rysować". To było super. Z czasem zaczęłam przynosić papier o różnym kolorze, a także inne długopisy. Rysowałam na przykład białym długopisem na czarnym papierze dużo bryłek i linii... To było to!

Mówi pani, że nie chce czuć się dziwakiem. Ale czy liczy się z tym, że powierzchowny charakter prac na wystawie podpowiada obraz kogoś, kto siedzi przy biurku i skrobie sobie długopisem?

C.T.: Myślałam o zaprezentowaniu wielu prac, aby osoby oglądające miały wrażenie, że głębiej weszłam w ten temat. Rysunki na wystawie dotyczą odczuwania czasu i współpracowania z nim. Chciałam pokazać, że tego czasu upłynęło dość sporo przy ich tworzeniu. To nie były raptem trzy rysunki stworzone z chwilowego kaprysu. Czas naprawdę płynął i płynął, a długopisy zostały wypisane.

Jednak na pierwszy rzut oka prace sprawiają wrażenia zabijania czasu bazgroleniem przy biurku.

Rysunki, które powstały trzy lata temu podczas mojej pracy wakacyjnej rzeczywiście były efektem działania zabijającego czas, symultanicznym dodatkiem pozwalającym przetrwać. Robiłam je po to, aby czas szybciej mi leciał. Prace zaprezentowane na wystawie powstały w przeciągu ostatnich pięciu miesięcy. Odwróciłam w nich tamtą sytuację, bo robiąc je nie znajdowałam się w niekomfortowej pozycji, lecz w pomieszczeniu, które dobrze znam i do którego przyszłam z własnej woli. Siadałam w nim bez żadnych rozpraszaczy i dodatkowych bodźców - zarysowując po kolei kolejne kartki.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

* Colet Trojanowska - ukończyła Fotografię na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Zajmuje się również rysowaniem, malowaniem, tworzeniem małych instalacji z przedmiotów codziennego użytku oraz pisaniem.

** Natalia Saja - kuratorka i koordynatorka projektów artystycznych. W 2020 roku ukończyła studia licencjackie dyplomem z Kuratorstwa i Teorii Sztuki na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Obecnie kontynuuje studia na poziomie magisterskim na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

  • wystawa prac Colet Trojanowskiej Ach, jak czas wolno płynie...
  • kuratorka: Natalia Saja
  • wernisaż online: 13.11, g. 18
  • Galeria Jak
  • czynna do 30.11
  • wystawa online

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020