Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Uczcie się, malkontenci!

Jeśli komuś wydaje się, że wywieranie presji na czytelnikach, widzach, słuchaczach, czy też ogólnie rzecz ujmując, odbiorcach, jest sprawą nową - jest w błędzie. Jeśli ktoś sądzi, że dysponenci przekazów medialnych, którzy wmuszają swoje programowe pomysły i na siłę próbują kształtować gusta, udowadniając, że jeśli komuś się coś nie podoba, to jest to tylko i wyłącznie dowód jego braku obycia i nieprzystosowania, to znak naszych czasów - mylą się po stokroć. Dowód? A bardzo proszę!

. - grafika artykułu
Maszty radiowe przy ul. Bukowskiej, 1927, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie

"Częste narzekania radjosłuchaczy na programy audycyj, szczególnie stacyj lokalnych, mają swoją przyczynę przedewszystkiem w nieumiejętności korzystania z poszczególnych pozycyj tychże programów. Stacje muszą liczyć się z ogromną skalą poziomu umysłowego i z różnorodnemi zainteresowaniami swoich słuchaczy, to też trudno, aby cały program mógł zadowolić jednego słuchacza"* - czytamy w "Tygodniu Radiowym" (nr 27/1929). Jest to początek artykułu pod niezwykle mobilizującym (przynajmniej w zamierzeniu) tytułem: Uczcie się, malkontenci!, który krzyczy z pierwszej strony. Kto jest autorem tych słów - nie wiadomo. Z jakiego powodu tożsamość twórcy została utajniona - to następna tajemnica. Do rzeczy jednak.

"Radjoabonenci wyobrażają sobie, że wszystko w programie musi być takie, aby zbudziło ich zachwyt. Wobec tego, że typ takiego programu poczytywać należy za utopję, trzeba, aby słuchacz wyrobił sobie metodę takiego słuchania, by przestrzegana była pewna  planowość i ekonomja czasu" - czytamy dalej. Któż by się spodziewał, że nikt nie ponosi tak wielkiej odpowiedzialności za zadowolenie z programu, jak nie sam słuchacz! Coś się nie podoba? Wina słuchacza! A czemu? Bo źle słucha! Ot co! Odpowiedzialność, jak można rozumieć, wcale nie spoczywa tylko na tych, którzy stoją za planowaniem kolejnych audycji! Ani też na tych, którzy tworzą kolejne słuchowiska, wymyślają tematy, dbają o odpowiednią oprawę! To słuchacz - tu użyjmy adekwatnego do tematu określenia - musi się jeszcze odpowiednio nastroić na odbiór tego, co mu właśnie w radiu serwują. Ale lituje się anonimowy autor artykułu nad słuchaczami, by czerpać mogli z dobrodziejstwa, jakim jest radio, ciesząc się każdą płynącą na falach eteru audycją. Oto analiza sytuacji, "aby wreszcie stłumić niesłuszne zarzuty, sypiące się na stacje radjowe, a równocześnie by dopomóc słuchaczom do właściwego ujmowania programów radjowych".

"Pierwszy stopień" stanowią słuchacze, których jest najwięcej, a mianowicie ci, którzy "słuchają programów bezplanowo, przypadkowo". Nie muszę chyba wspominać, że jest to przy tym grupa najbardziej problematyczna, wręcz niepożądana i zdecydowanie potrzebująca przekwalifikowania się, edukacji, przygotowania nawet. Druga kategoria odbiorców to ci słuchacze, którzy przy śniadaniu sięgają po "Tydzień radiowy" i ustalają sobie, czego będą w ciągu tego dnia słuchać. Tu już widać jakiś postęp, jakąś świadomość. Trzeci typ odbiorców podobny jest do drugiego, jednak z tą różnicą, że wybierają oni interesujące ich opcje na cały tydzień. "Czwarty stopień" to już można rzec - wyższy poziom wtajemniczenia: "Słuchacze, którzy kombinują sobie program na tydzień naprzód między kilkoma stacjami przez nakreślenie różnokolorowemi ołówkami, dzieląc audycje na grupy albo według działów albo też według stopnia zainteresowania". A potem wszystko spisuje się na karteczkach.

To już słuchacze najwyższej klasy, niemal doskonali! Tu już nie chodzi tylko o wybór dla siebie najlepszych słuchowisk, ale o wręcz demokratyczne, rodzinne spotkanie, podczas którego zapadają ważne dla wszystkich decyzje. "Wieczorem, gdy rodzina cała zbierze się przy stole, karteczki te przedkłada się do wspólnego wyboru. Wybrane karteczki układa się potem na dni, a w zakresie każdego dnia na godziny. Powstaje w ten sposób codzienna kartoteka audycyj radjowych. Rano przegląda się karteczki i aby nie przeoczyć godziny, nastawia się budzik, który we właściwym czasie oznajmia rodzinie, że należy nastawić aparat" - czytamy dalej. Tak w całej okazałości wygląda "etykieta radjowa", przeciwko której większość rodzin, jak przekonuje i nad czym ubolewa autor artykułu, grzeszy!

Słuchanie radiowych audycji jawi się więc nie tylko już jako możliwość zasmakowania nowoczesnej rozrywki, ale też jako ogromna odpowiedzialność i uczestnictwo w kształtowaniu odpowiednich postaw. Trzeba bowiem wiedzieć, kiedy aparat z muzyką taneczną nastawić "na głośno", a kiedy włączyć go po cichutku jako towarzysza poważnych konwersacji, unikając przy tym nerwowego, ciągłego wstawania od stołu, by pokrętłem tę radiową atmosferę regulować  - tu pomocą może być odpowiedni, wygodny regulator, który należy mieć nieustannie pod ręką, "czy to przy stole, czy przy fotelu albo na biurku".

"Kto przeto potrafi skorzystać z podanych tu wskazówek, przemieni swój radioodbiornik na rozkoszny, subtelny i nieodzowny sprzęt domowy, do którego każdy przywiąże się całą duszą" - brzmi podsumowanie. A ja czytając tę osobliwą instrukcję, zastanawiam się, co by dziś do powiedzenia miał tajemniczy autor odważnego odezwania do słuchaczy z tamtych lat do nas, współczesnych - tak odbiorców, jak i twórców programów, nie tylko tych radiowych.

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalna pisownię.

Justyna Żarczyńska