Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Zapusty i podkoziołki

O ludowym karnawale w Wielkopolsce

rys. Ola Szmida - grafika artykułu
rys. Ola Szmida

W karnawale łamano konwenanse, przebierano się, by przez chwilę poodgrywać rolę odmienną od codziennej, a podczas zabawy zapominano o bieżących problemach.

Pierwsze informacje o polskim karnawale datuje się na XVII w., choć z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że obchodzony był już wcześniej. Karnawał "zaimportowany" z południa rozwinął się w Polsce przede wszystkim w miastach, gdzie odbywały się kostiumowe bale zwane niegdyś "redutami", oraz w szlacheckich dworach. Z wielkim przepychem organizowano uczty, których uczestnicy raczyli się najlepszym jadłem i oczywiście obowiązkowymi pączkami. W trakcie zabaw przygrywała kapela, a goście tańczyli do białego rana. Świąteczny i radosny nastrój panował również we wsiach. Dawne zwyczaje panujące na wsi oprócz wywołania płodności i urodzaju miały za zadanie integrację najbliższego środowiska i umacnianie międzyludzkich więzi. Przy tym wszystkim obowiązywała faktyczna równość - chociażby ze względu na to, iż widowiska ludowe nie znały podziału na aktorów i widzów, a w wydarzeniach brali udział wszyscy zainteresowani.

Kolędnicy idą!

Niekiedy już w niedzielę przed Popielcem na ulicach pojawiały się barwne pochody przebierańców pielgrzymujące od gospodarstwado gospodarstwa. Pośród maszkar najczęściej pojawiały się: koza, niedźwiedź, bocian, postaci dziada, baby i Żyda oraz przedstawiciele konkretnych zawodów, jak policjant czy kominiarz. Nie brakowało również żywego zwierzęcia - konia. Kolędnicy w każdym domostwie odgrywali żartobliwe scenki, śpiewali pieśni i wygłaszali oracje, czyniąc przy tym wiele hałasu i wrzawy. Koza, uznawana za symbol płodności, bodła wszystkich dookoła, co miało zapewnić jej "ofiarom" pomyślność. Jednocześnie głośno becząc i kłapiąc drewnianą szczęką, starała się podkraść coś do jedzenia. Postać odgrywająca niedźwiedzia odziana była w wywrócone na wierzch futro i owinięta była grochowinami, w ludowych wyobrażeniach symbolizującymi bezpłodność. W powiecie żnińskim na zakończenie kolędowania palono grochowiny na niedźwiedziu, symbolicznie unicestwiając martwy okres roku, jakim jest zima. Maszkarom często towarzyszyli muzykanci, zaś najczęściej spotykanymi instrumentami były skrzypce i bęben. Po każdorazowym odegraniu przedstawienia wszyscy jego uczestnicy byli obdarowywani jadłem i pieniędzmi bądź częstowani wódką. Usatysfakcjonowani przyjęciem, które wielu mieszkańców wsi stawiało sobie za punkt honoru, ruszali dalej, smarując napotkanych przechodniów sadzą i blokując drogę przejeżdżającym pojazdom.

Biedna gęś

O ciekawej, choć drastycznej formie karnawałowej zabawy, występującej w południowej części Wielkopolski, pisał Oskar Kolberg. Do miasteczek w określony dzień zapustów przyjeżdżali na koniach przebierańcy ucharakteryzowani na rzeźników. Na miejscu budowali bramę, na którą składały się dwa słupy, których wierzchołki były połączone liną. Na linie zawieszano gęś, której "rzeźnicy", pędząc konno, starali się urwać łeb. Dodatkową trudnością był fakt, że ustawieni w szpalerze wzdłuż słupów widzowie smagali konie, zmuszając je do szybszego biegu. Zwycięzca tych koszmarnych zawodów zatykał łeb gęsi na szablę, po czym był zapraszany na zabawę, gdzie bawiono się do upadłego. Z punktu widzenia obecnych czasów zwyczaj niewyobrażalny, dawniej - powszechnie aprobowany.

Okup dla naguska i żywy kozioł

Najistotniejszą częścią karnawału było jego pożegnanie, czyli ostatki. W Wielkopolsce organizowano wówczas zabawę funkcjonującą pod nazwą "podkoziołka", której termin przypadał na wtorek przed Wielką Środą. Już od rana po wsiach chodziły grupki młodych mężczyzn, zapraszając niezamężne dziewczęta na wieczorne wydarzenie w karczmie. Gdy nadchodziła odpowiednia pora i wszyscy byli wewnątrz, drzwi gościńca zamykano - od tego momentu nikogo nie wpuszczano ani nie wypuszczano. Przez cały wieczór trwały tańce, kapela przygrywała polki, krakowiaki i kujawiaki, zaś uczestnicy wydarzenia intonowali frywolne w swej treści przyśpiewki. O godzinie 23 następował kulminacyjny punkt zabawy, podczas którego opłacano "podkoziołka". Była to figurka wykonana z brukwi, kartofla lub drewna, symbolizująca płodność. Stawiano ją na talerzu bądź beczce, a tańczące pary kolejno podchodziły do niej z pieniężnym datkiem, który składały panny. Był to swoisty okup za pozostawanie w bezżennym stanie. Niekiedy "podkoziołka", zwanego również "naguskiem", w miarę gromadzenia funduszy stopniowo ubierano w uprzednio przygotowane szmatki. Zebrane pieniądze miały rzekomo służyć wykupieniu figurce odzienia, choć w istocie były przeznaczane na opłacenie kapeli i hulankę

W poszczególnych miejscowościach Wielkopolski zarówno forma zabawy, jak i sama postać "podkoziołka" mogły się różnić, jednak treść pozostawała ta sama. W obrębie regionu istniały niegdyś ciekawe wariacje opisywanego zwyczaju. Na terenie dawnego powiatu kępińskiego zabawa występowała pod nazwą "bockfest" - o wyraźnie niemieckiej proweniencji. W tamtejszym obrzędzie występował żywy kozioł przystrojony w kwiaty, wprowadzany na salę przed północą. Co ciekawe, obecnie w Stanach Zjednoczonych organizowany jest czerpiący z niemieckich tradycji festiwal piwa (funkcjonujący również jako "bockfest"), którego jedną z atrakcji jest... wyścig kozłów.

Len, konopie i żeńcowa

Po odprawieniu tańców przed "podkoziołkiem" do młodzieży mogli dołączyć starsi uczestnicy, przy czym charakter zabawy zmieniał się na mniej żartobliwy. Gospodynie i gospodarze rozpoczynali tańce "na len i konopie", względnie "na wytrzymanego", co polegało na wysokich wyskokach do góry. Uprawy obu wspomnianych roślin były istotne dla mieszkańców wsi, w związku z czym próbowano w ten magiczny sposób wywołać proces ich żywiołowego wzrostu.

Istniał również zwyczaj łączący się z ostatkami bądź odbywający się już w Wielką Środę, zwany "wywożeniem żeńcowej". Była to zabawa mężatek, które przyjeżdżały wozem pod dom dziewczyny, która danego roku wzięła ślub. Grono kobiet zawoziło ją do karczmy, gdzie pito i biesiadowano na jej koszt, co było swoistym wkupnym do grupy zamężnych. Z tej okazji również niekiedy się przebierano, co jednak nie było mile widziane przez Kościół, jako że zwyczaj ten kolidował już z Wielkim Postem.

Mateusz Soroka