Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Moim przeznaczeniem była fotografia

Z fotografem Jackiem Kulmem, laureatem tegorocznej Nagrody Artystycznej Miasta Poznania, rozmawia Grażyna Wrońska.

. - grafika artykułu
fot. K. Kulm

Wciąż mam przed oczami zdjęcie, na którym Pan - jako kilkunastoletni chłopak - 28 czerwca 1956 roku stoi przed budynkiem Komitetu Wojewódzkiego Partii...

To niezwykła historia. Byłem kolegą Romka Strzałkowskiego. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy, chodziliśmy do tej samej szkoły na Garbarach i tego pamiętnego dnia Romek przyszedł do mnie, bo chciał, żebyśmy razem zobaczyli, co dzieje się w mieście. Ostatni raz go wtedy widziałem. Nie poszedłem z nim, ale sam pobiegłem na Armii Czerwonej i wtedy ktoś przypadkowo mnie sfotografował.

To zdjęcie otwierało Pana wystawę o Czerwcu '56, ale tym wyreżyserowanym przez Izabellę Cywińską w Teatrze Nowym w 1981 roku.

Wtedy już od ponad dziesięciu lat zajmowałem się fotografią teatralną. Dokumentowałem premiery w Poznaniu, jeździłem też do Wrocławia, do Henryka Tomaszewskiego i jego Pantomimy, zafascynowany byłem Conradem Drzewieckim. Postanowiłem utrwalać ruch, który trwał sekundę, ułamek sekundy! To było wielkie wyzwanie, bo zdawałem sobie sprawę, jak trudno przenieść na kliszę zjawisko tak krótkotrwałe, ale może właśnie dlatego tak mi na tym zależało.

Efekty tych zmagań znajdziemy na setkach Pana zdjęć, w albumach i na plakatach. Podziwiali je zwiedzający na dziesiątkach wystaw nie tylko w Polsce. To wszystko świadczy o świetnej technice i znajomości warsztatu. A kiedy zaczęła się Pana życiowa przygoda z fotografią?

Właściwie od urodzenia byłem "skazany" na sztukę. Ojciec, Ryszard Kulm, razem z moją mamą Marią prowadził od 1957 roku znaną i pionierską galerię-pracownię na Starym Rynku. Pierwszą tego typu w Polsce.

Poznaniacy pamiętają przede wszystkim unikatową biżuterię Kulmów.

Ale najpierw była to pracownia architektoniczno-projektowa, gdzie odbywały się dyskusje, pokazy prac, przewijali się artyści o znanych nazwiskach - Skupin, Rybarczyk, Mrowiński, prof. Węcławski. Ojciec był również malarzem i amatorsko zajmował się fotografią. I to on wprowadzał mnie w jej tajemnice. Śmieję się nieraz, że pracowałem jako wyrobnik przy wytwarzaniu biżuterii, ale też nasiąkałem tym wszystkim, co tam się działo. Zresztą w domu na Kościuszki, w którym mieszkaliśmy, było to samo. To był dom artystów. Zdarzało mi się z chłopakami przez okna w dachu podglądać modelki w pracowniach malarzy, ale bez przykrych konsekwencji - ani nas nie ukarano, ani nie spadliśmy z dachu. A na parterze miała swoje lokum Wielkopolska Orkiestra Objazdowa. W późniejszych latach jeździłem z ojcem, z jego wystawami, a już wtedy towarzyszyła im moja fotografia, która stanowiła tło dla eksponatów.

Ale była też przecież i oficjalna edukacja.

Chciałem być malarzem, lecz mimo ponawianych trzykrotnie prób nie dostałem się na studia. Spróbowałem szczęścia na historii sztuki - znalazłem się w gronie m.in. Jana Skuratowicza, Adama Labudy, Janosza Brendela, ale moim przeznaczeniem była jednak fotografia. Zafascynowała mnie jeszcze na studiach dokumentacja dzieł sztuki, potem sięgnąłem do teorii fotografii wyłożonej świetnie przez Tadeusza Cypriana, od połowy lat 60. działałem w Studenckiej Agencji Fotograficznej. No i udało mi się wygrać kilka konkursów, nawiązałem różne istotne kontakty.

Ale do Związku Fotografików nie mógł się Pan dostać.

To dziwne, ale prawdziwe. Mam jednak tę satysfakcję, że wprowadził mnie tam sam prof. Cyprian!

W Pana życiu sukcesy przenikają się z trudnymi sytuacjami. Mam na myśli przede wszystkim starania o utrzymanie galerii na Starym Rynku.

To była prawdziwa i wyczerpująca walka, którą podjąłem po śmierci rodziców. Początek transformacji, rok 1992 i wielkie zamieszanie. Przez dziesięć lat walczyłem o utrzymanie tego miejsca ze sprawdzoną już artystyczną renomą i niestety przegrałem. Jakoś nie było wtedy w mieście zrozumienia dla tego typu przedsięwzięć, które przecież w bardzo szlachetny sposób promowały Poznań. Galerię odwiedzało wielu obcokrajowców, którzy chętnie kupowali albo tylko podziwiali oryginalną biżuterię... Odchorowałem to, straciłem wiele sił i nerwów, zabiegając o kontynuację działalności galerii...

Ale przecież nie zniknął Pan z kręgu poznańskiej kultury, nazwisko Jacka Kulma regularnie się pojawiało. Przetrwał Pan trudne lata, odzyskał energię, a miasto w pełni doceniło Pana kunszt i wieloletnią pracę na polu fotografii.

Nagroda Artystyczna była dla mnie wielkim zaskoczeniem i jeszcze większą radością.

To widać na zdjęciach, które zrobił na uroczystości w ratuszu Pana przyjaciel Zbigniew Kowal.

Znamy się od lat, jeszcze z AZS-u, kiedy ostro grałem w tenisa, i to z niezłymi rezultatami. Ale porwała mnie - jak wiadomo - fotografia, miłość, ślub, córka...

Jednak gdyby nie konkretne zamówienie, nie poznałby Pan żony.

Szukałem modelki, która na plakacie miała emanować kobiecością. Koleżanka poleciła mi swoją znajomą pracującą w szpitalu przy rentgenie. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia! Plakat wypadł świetnie, wciągnąłem potem żonę do pracy - znała się przecież na wywoływaniu klisz, a że była jeszcze bardzo zdolna, nauczyła się fachu. Pracowała samodzielnie, a także asystowała mi przy zdjęciach w teatrze. Kiedy wędrowałem z wystawami i akurat przypadała premiera, z sukcesem mnie zastępowała. Fotografia teatralna wymaga niezwykłej cierpliwości, także od aktorów. Żeby uchwycić najistotniejsze momenty spektaklu, kunszt aktora, nie wystarczy dokumentowanie przedstawienia. Nieraz podziwiałem, z jaką cierpliwością artyści, już po próbach, zmęczeni, poddają się moim poleceniom. Ale sztuka - każda! - wymaga poświęceń.

Gdyby ktoś obudził Pana w środku nocy i poprosił o wymienienie nazwisk artystów, których utrwalał Pan na zdjęciach, to...

Byłoby tych nazwisk bardzo dużo. Conrad Drzewiecki, Tadeusz Łomnicki, Krystyna Feldman, Izabella Cywińska, Sławomir Pietras, Wiesław Komasa, Roman Wilhelmi, Grażyna Barszczewska, Adam Hanuszkiewicz... A ponieważ zawsze chodzę z aparatem, to pięknej Oldze Sawickiej zupełnie niespodziewanie zrobiłem zdjęcie na Rynku Jeżyckim. Zaintrygowała mnie uroda pani kupującej warzywa i była to właśnie nasza znakomita primabalerina! A do tego dodałbym jeszcze nazwiska ludzi, którzy mnie kształtowali i którym wiele zawdzięczam - Tadeusz Cyprian, Bronisław Schlabs, Edward Hartwig, Jerzy Czarnecki... Dalej recenzentów, którzy dodawali mi ducha - Eugeniusz Cofta, Tadeusz Pasikowski, Włodek Braniecki, prof. Jacek Juszczyk. No i nie mógłbym pominąć pana Andrzeja Wituskiego, który jako prezydent Poznania m.in. ułatwił nam - ojcu i mnie - owocne bardzo kontakty z Hanowerem.

Wierny jest Pan tradycyjnej, analogowej fotografii.

I tak będzie zawsze. Nie tylko dlatego, że byłem z nią obznajomiony od dziecka. Ma ugruntowaną pozycję wśród artystów i wymagającej publiczności. Technika cyfrowa nie tylko mnie nie pociąga, ale uważam ją za namiastkę prawdziwej sztuki. Jednak dostępność, łatwość i szybkość zapewniają jej ogromną popularność i chyba przyszłość... Ale wierzę, że fotografia analogowa przetrwa. Że wciąż będzie obecna na aukcjach, na wystawach, w liczących się kolekcjach.

Rozmawiała Grażyna Wrońska

  • Jacek Kulm laureat tegorocznej Nagrody Artystycznej Miasta Poznania, urodził się w 1943 r. w Lublinie, ale od 1950 r. mieszka w Poznaniu. Fotografią interesował się od najwcześniejszych lat, w czym miał znaczny udział jego ojciec, Ryszard Kulm, znany polski artysta plastyk. Debiutował Impresjami włoskimi prezentowanymi w 1969 r. w Galerii odNOWA. Od 1972 r. współpracował z teatrami w kraju i za granicą. Ma na koncie kilkaset wystaw i instalacji fotograficznych w całej Europie, m.in. w Sofii, Hanowerze, Hamburgu, Berlinie i Paryżu. W ostatnich latach wydał albumy: Polski Teatr Tańca. Balet Conrada Drzewieckiego i Teatr Nowy w latach 1973- 1987 pod dyrekcją Izabelli Cywińskiej.