Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Gdzieś, gdzie czas płynie inaczej

- Paradoksalnie, im ma się mniej pieniędzy, tym lepiej - uważa Anna Kautz. - Kiedy podczas pierwszej wyprawy stopem do Maroka w górach zepsuł się nam samochód, miejscowi zaprosili nas na kolację. Poczęstowali nas tadżinem - najlepszym, jaki jadłam w życiu. Podczas kolejnych wyjazdów zjadłam jeszcze sto innych tadżinów, ale żaden nie smakował tak jak ten pierwszy - wspomina. 

. - grafika artykułu
Ubezkistan - klify nad brzegami wysychającego Jeziora Aralskiego - kiedyś to tutaj był brzeg jeziora. Fot. z archiwum Anny Kautz

- Trudno mi sobie wyobrazić, co współcześnie zrobiłby Kazimierz Nowak. Wtedy był pionierem. Pisał list na pergaminowym papierze, naklejał znaczek na poczcie i słał do żony do Poznania. Tygodniami czekał na odpowiedź. Dziś pewnie łączyłby się z serwerem, umieszczał relację na blogu i jeszcze tego samego wieczoru czytał komentarze - zastanawia się Łukasz Wierzbicki, podróżnik i autor książek o Kazimierzu Nowaku. - Dziś trudno sobie taką wyprawę wyobrazić. Żyjemy w innym świecie. My też jesteśmy inni - stwierdza.

Pomimo granic

Jerzy Kostrzewa jeździć po świecie zaczynał jeszcze w PRL-u, co stawia go w gronie najwytrwalszych poznańskich podróżników. Granice były zamknięte, a dla przeciętnego mieszkańca dostęp do paszportu, który łaskawie wydawała władza, był w praktyce niemożliwy. Tamten czas ograniczał legalne podróże głównie do krajów socjalistycznych. Ale głód poznania dalszego świata był większy niż ograniczenia polityczne. - Poruszałem się przez tzw. zielone granice. Przekraczałem je najczęściej pieszo nocą w trudno dostępnych górskich miejscach. Jednego roku dokonałem nawet swoistego rekordu, pokonując "nielegalnie" wszystkie granice od Danii do Grecji. Patrząc na dzisiejszy tzw. szlak uchodźców, mogę powiedzieć, że pokonałem go już w roku 1986, tylko że w drugą stronę - z Europy do Azji - mówi. Obecnie, mieszkając już w Polsce, organizuje wyprawy na Kilimandżaro i trekkingi w Himalajach, Indonezji i Indochinach.

Świat jak otwarta książka

- Czasami trzeba po prostu podjąć decyzję i pójść swoją drogą - mówi Anna Kautz, która miłość do zwiedzania świata połączyła z prowadzeniem własnego hostelu. Swoje Poco Loco przy ul. Taczaka cztery lata temu założyła razem z przyjacielem. Podkreśla, że najważniejsze to zachować równowagę. Na początku życie toczy się od wyjazdu do wyjazdu. W międzyczasie pracuje się, żeby zarobić na swoje podróże. - Teraz to nie pieniądze są problemem, tylko czas - mówi. - Pierwszy raz wyjechałam jedenaście lat temu, na stopa do Maroka - wspomina. Do tej pory wracała tam już osiem razy, między innymi dwudziestoletnim mercedesem, którego sprzedała później z przyjaciółmi w Mali. Odwiedziła już 60 krajów, a w ostatnich latach najczęściej podróżuje do Azji. - Wystarczy nie bać się tej drugiej osoby, nie uciekać od niej, tylko chcieć się porozumieć - mówi. Wcześniej podróżowała po Ameryce Południowej i nigdy nie czuła się zagrożona. Jej zdaniem podróżowanie uczy zaufania do drugiego człowieka, którego często wyzbywamy się  na co dzień. Świat jest dla niej jak otwarta książka, kartka po kartce i do przodu.

Wideo prosto z dżungli

Dominik Szmajda na co dzień wspólnie z bratem prowadzi w Poznaniu wydawnictwo, które wydaje książki innych podróżników. Ich najbardziej znany tytuł to Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd wspomnianego wcześniej Kazimierza Nowaka. Pierwszą podróż odbył już w wieku lat ośmiu, kiedy razem z rodzicami na kilka lat zamieszkał w Algierii, ale jak mówi, prawdziwe podróżowanie zaczęło się dopiero po studiach. To wtedy razem z kumplem na własną rękę pojechali do Indii przez Bałkany, Turcję i Pakistan. Był 1998 rok, granice nie były jeszcze wtedy tak otwarte jak teraz. Mieli jednak patronat "Głosu Wielkopolskiego" - wtedy jeszcze wychodzącego z dodatkiem "Dziewczyna i chłopak", w którym redaktorzy drukowali ich przesyłane faksem relacje z wyprawy. Trzymiesięczna podróż była olśnieniem.

Później przez wiele lat pracował na etacie w korporacji, do momentu aż przyłączył się do rodzinnego biznesu i na cztery miesiące wyjechał na rowerze do Afryki Zachodniej. Krótko po powrocie narodził się pomysł powtórzenia trasy, jaką w latach 30. XX wieku odbył Nowak. Inicjatorzy zaprosili go do udziału - nie wahał się długo. W ten sposób odwiedził Libię i Czad. Na swoim koncie ma jeszcze m.in. Ural Polarny w Rosji, Kamerun i Kongo. Jedną z jego najbardziej fascynujących wypraw była 10-dniowa samotna wędrówka przez kongijską dżunglę, którą sfinansował dzięki crowdfundingowej platformie Polakpotrafi.pl. W zamian za wpłaty najbardziej szczodrym darczyńcom nagrał imienne pozdrowienia wideo prosto z dżungli.

Ludzie zawsze sobie poradzą

Kinga Madro regularne podróżowanie zaczęła po powrocie z Bawarii, do której wyjechała na Erasmusa. Na liście dotąd zdobytych krajów ma m.in. Gruzję, Kosowo, Islandię, Macedonię, Rumunię, Anglię, Szkocję, Czarnogórę, Ukrainę czy Portugalię. W tej chwili swój "osobisty radar" nastawia na Bośnię, Jordanię, Kolumbię i ponownie Islandię, idealną na trekking, który uwielbia. Pierwszy solowy wyjazd? Do Albanii, która przez wielu uznawana jest za niebezpieczny kierunek. - To nieprawda. Kiedy ludzie widzą, że jesteś sama, reagują w bardzo opiekuńczy sposób. Paradoksalnie jest wtedy znacznie łatwiej - uważa. - Inna rzecz, że kiedy jedziesz z kimś, skupiasz się na tej drugiej osobie, nie na poznawaniu ludzi. Wolę samotne wędrówki, bo chcę poznawać ludzi mieszkających w kraju, do którego jadę - dodaje.

W Kosowie, kiedy chciała się dostać do małej górskiej wioski, spotkała policjanta, który złapał jej autostop, w Albanii czy Macedonii początkowo obawiała się, że wsiądzie do złego autobusu. - Jeśli jest taka potrzeba, ludzie zawsze sobie poradzą. Najwyżej coś zajmie im trochę więcej czasu - uważa. Za granicą nie czuje się zagrożona, bo nigdy nie spotkało jej tam nic złego: - Nie trzeba wyjeżdżać, żeby znaleźć się w ekstremalnej sytuacji. Napadnięto mnie kiedyś w centrum Gniezna, w biały dzień. Na wyjeździe - nigdy.

Ze swoich wyjazdów uczyniła swoistą "misję". Na blogu Floating My Boat przekonuje kobiety, że nie warto bać się podejmowania wyzwań i samodzielnych wyjazdów.

Pooddychać innym powietrzem

Na pytanie, czy jest podróżnikiem, odpowiada, że tak jest przedstawiany na spotkaniach autorskich, więc chyba tak, choć sam niezbyt chętnie się za takiego uważa. Łukasz Wierzbicki szczególnie upodobał sobie pisanie książek. Afryka Kazika, Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana, Dziadek i niedźwiadek to tylko niektóre z nich. - Na pewno nie pisałbym książek podróżniczych, gdybym nie miał w sobie duszy podróżnika. Bywa, że w swoich książkach wplatam moje refleksje lub przygody. Uważam, że autor książek przygodowych ma do tego prawo. W książce Afryka Kazika na przykład bohater mówi na końcu: zawsze gdy ruszysz przed siebie, spotka cię coś ciekawego. To słowa, które usłyszałem od jednego z przyjaciół w górach w Mozambiku, podczas mojej pierwszej wyprawy do Afryki - wyjaśnia.

Dziś podróżuje z rodziną: żoną i dwójką synków. Jak było kiedyś? - Pewnego razu udało mi się załatwić trzy tygodnie urlopu. Poszedłem do biura operatora lotniczego i poprosiłem o bilet dla jednej osoby w jakimkolwiek kierunku, byle daleko. Agentka była mocno zaskoczona. A ja po prostu potrzebowałem zmiany. Pooddychać innym powietrzem, usłyszeć inny język, spróbować innych potraw. Zobaczyć ludzi, gdzieś, gdzie czas płynie inaczej.

Nieuleczalne uzależnienie

- Zdecydowanie podróżnictwo to mój zawód i jeżdżąc po świecie, zarabiam na tym pieniądze - oświadcza Andrzej Wnęk. Zaraz jednak dodaje, że kwestie biznesowe zostawia innym, on jest od aspektu przygodowego i właśnie to najbardziej go kręci. - Myślę, że nie zostałbym podróżnikiem, gdyby nie ludzie. To moja misja, żeby turysta wracał z wyjazdu trochę mądrzejszy - mówi. Jest też inny, zaskakujący efekt częstego podróżowania: - Im bardziej podróżuję, tym mniej chcę gdzieś osiąść. Podróżowanie to jest nieuleczalne uzależnienie.

W konsekwencji co rusz zakochuje się w innych miejscach. - Co chwilę zachwycamy się czymś nowym, więc trudno wskazać miejsce, które uznajemy za najpiękniejsze. Moja babcia miała takie powiedzenie, że nie porównuje się banana do mercedesa, bo każde jest dobre, tylko w różnych kategoriach - tłumaczy.

Ciekawość czy moda?

Poznańscy podróżnicy są zgodni, że polskie festiwale podróżnicze i moda na podróżowanie to szczególne zjawisko. W Poznaniu mamy festiwal Na Szage i Śladami marzeń, które cieszą się olbrzymim zainteresowaniem, w Gdańsku Spotkania Podróżujących Kobiet "Trampki", a Gdyńskie Kolosy co roku przyciągają kilka tysięcy osób, to największy festiwal podróżniczy w Europie.  - To fenomen, że aż tylu ludzi przychodzi posłuchać o podróżach innych ludzi - uważa Anna Kautz.

Łukasz Wierzbicki: - To bardzo fajne, że tak wielu ludzi krąży po świecie, wraca i opowiada o swoich podróżach. Wielu z nas nigdy nie poleci do Azji czy Ameryki, a tu, na spotkaniu z osobą pełną pasji, można poczuć się trochę, jakbyśmy sami tam byli - mówi. I zaraz dodaje: Jest i druga strona medalu. To, że dziś tak łatwo gdzieś pojechać, a potem podzielić się swoimi wrażeniami, ba!, napisać i wydać książkę spowodowało, że bardzo zdewaluowała się w naszych czasach literatura podróżnicza. Pamiętam, jak przed dziesięciu laty Ryszard Kapuściński opowiadał o tym podczas wizyty w Poznaniu. Mówił, jak bardzo boli go to, że książki mające być reportażami ze świata są tak naprawdę książkami jednego sezonu.

Anna Solak, Jan Gładysiak