Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Urodziny kameralne, ale wykwintne

Piotr Wojtasik ze swym międzynarodowym kwartetem był w miniony piątek gwiazdą jubileuszowego koncertu z okazji 15-lecia działalności klubu Blue Note.

Piotr Wojtasik, fot. mat. organizatorów - grafika artykułu
Piotr Wojtasik, fot. mat. organizatorów

Okoliczności zacne, wykonawcy też, można więc było oczekiwać, że klub szczelnie zapełni się jazzfanami. Tak się niestety, nie stało. Słuchaczy - jak na wykonawców tej klasy - było stosunkowo niewielu. Faktem jest jednak także, że przyjęcie artystów było znakomite, szybko wytworzyło się też swoiste porozumienie między wykonawcami a publicznością.

Koncert rocznicowy przywodził na myśl te wielkie i ważne wydarzenia, które mały miejsce w Blue Note przez te wszystkie lata. Dobrze pamiętam ów pierwszy wieczór, zaczynający działalność klubu, z muzyką zespołu Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Ze względu na okoliczności - upłynął w nieco bankietowym nastoju, ale publiczność szczelnie wypełniła wówczas klub. Potem inne niezliczone koncerty z udziałem wielkich gwiazd, m.in. Kenny'ego Garretta, Jacka De Johnette'a, Johna Scofielda, zespołu Oregon, Kahila El'Zabara, Dave'a Hollanda, Dave'a Douglasa, E.S.T., Jamesa Cartera i mnóstwa innych... Zapewniam, że nie tylko z uwagi na międzynarodowy charakter kwartetu Piotra Wojtasika, ale przede wszystkim za sprawą jakości jego scenicznej oferty - piątkowy koncert w niczym nie ustępował  większości spośród wspomnianych powyżej spotkań z niekwestionowanymi jazzowymi legendami.

Trębacz nr 1

Oczywiście Blue Note był też zawsze miejscem prezentacji czołówki polskiego jazzu, a także debiutantów. Wielokrotnie grywał na tej scenie też sam Wojtasik. W piątkowy wieczór kokieteryjnie, ale i przecież w dużej mierze zgodnie z prawdą  mówił do mikrofonu: - Nie wiem czy bardziej gratulować Państwu tego klubu, czy klubowi takiej publiczności. Trudno bowiem wszak przecenić miejsce Blue Note'u nie tylko na poznańskiej, ale i na krajowej scenie jazzowej.

O dzisiejszej pozycji Piotra Wojtasika na polskiej scenie muzycznej mówi wiele - symboliczny, acz znaczący - fakt, że w opublikowanej niedawno dorocznej ankiecie miesięcznika Jazz Forum na najlepszych muzyków, znalazł się na pierwszym miejscu w kategorii "najlepszy trębacz". Dystansując, podkreślmy, Tomasza Stańkę! O ile Stańko - jak najbardziej zasłużenie - postrzegany jest dziś często przez publicystów i słuchaczy przede wszystkim jako klasyk gatunku, o tyle Wojtasik wciąż jest chyba głodny przygód. Muzykowanie wciąż ma, zdaje się, dla niego i smak eksperymentu, i zabawy, ale też jednocześnie kształtowania własnego (tak charakterystycznego już przecież) stylu. Zapewne również te elementy sprawiają, że jest on dziś na polskiej scenie muzyki jazzowej niewątpliwą osobowością.

Niczego tu nie brakuje

Pomysł na najnowszy zespół Wojtasika to kwartet, pozbawiony instrumentu harmonicznego. Zdarzało się już grywać liderowi w takiej formule, choć zdawać się mogło - również śledząc jego płytowe dokonania - że lubi budować brzmienie swych zespołów, myśląc również o fortepianie. Tu jest inaczej i prawdę mówiąc wydaje się, że wszelkie proporcje brzmienia zespołu są wyważone idealnie - i niczego w nim bynajmniej nie brakuje.

Ów wspomniany kwartet to przede wszystkim soliści grający na instrumentach dętych - Wojtasik ze swą niepowtarzalnie brzmiącą trąbką i węgierski saksofonista Victor Toth, okazjonalnie grający też na fletach drewnianych.  Za nimi - choć bynajmniej nie w charakterze "uzupełniaczy" brzmienia, ale integralnych części zespołu - kontrabasista Michał Barański i wielki perkusista John Betsch.

O tym jak poznał Totha opowiadał Wojtasik w  jednym z wywiadów radiowych. Oto będąc na jednym z międzynarodowych festiwali jazzowych usłyszał węgierskiego saksofonistę i zachwycił się jego grą. Ponieważ jednak ich występy następowały bezpośrednio po sobie zostawił Tothowi tylko swoją wizytówkę z prośbą o kontakt. Jak widać, młody węgierski muzyk z zaproszenia skorzystał - i znakomicie się stało, bo rozumieją się z Wojtasikiem doskonale. Polski trębacz zapraszał przecież w ostatnich kilkunastu latach do swych zespołów wielu wybitnych saksofonistów, niekwestionowane gwiazdy, jak Dave Liebman, Gary Bartz czy Billy Harper. Efekty były zawsze świetne. Wydaje się jednak, że to właśnie we wspólnym graniu z Tothem osiąga jakąś autentyczną symbiozę.

Młodość gra z doświadczeniem

Jak wspomniałem, kwartet Wojtasika to swego rodzaju artystyczny organizm. Każdy z muzyków - i nie jest to czcza retoryka - ma tu istotne zadanie. Również kontrabasista i perkusista znajdują miejsce na krótkie partie solowe, choć przecież nie to jest najważniejsze. Istotne, że aranże są tak pomyślane, by w brzmieniu grupy znalazło się miejsce dla każdego. Bo kołyszący pochód kontrabasu i trafne kontrapunkty perkusji, istotnie współtworzą konstrukcję całości. Owa sekcja rytmiczna zespołu jest również mieszanką młodości z doświadczeniem. Z jednej strony stawiający wciąż pierwsze ważne kroki na jazzowych scenach Barański ze swym kontrabasem, z drugiej Betsch - opromieniony sławą współpracy ze Steve'em Lacy czy Archie Sheppem - niekwestionowany mistrz swego instrumentu. Rozumieją się doskonale i świetnie współpracują, ale też trudno oprzeć się wrażeniu, że Betsch często jakby "wypuszcza do przodu" swojego młodszego partnera, by samemu czujnie korygować jego ewentualne niedoskonałości, bądź trafnie uzupełniać jego grę. Perkusista jest tu zresztą w ogóle gwarantem czy potwierdzeniem najwyższej klasy zespołu. Bo też niezależnie od wieku czy miejsca urodzenia poszczególnych muzyków, kwartet Wojtasika gra muzykę prawdziwie ekscytującą, fantastycznie brzmiącą, doskonale wyważoną - między tradycją a współczesnością, między kompozycją a improwizacją, z naturalną ekspresją  i wielką dyscypliną.

Radość z bycia na scenie

Muzyka kwartetu odwołuje się do kanonu jazzu, chyba najbardziej tego z lat 60., także oczywiście najważniejszych twórców estetyki tamtej epoki - Milesa Davisa czy Johna Coltrane'a.  Przepiękne są u Wojtasika tematy, grane unisono przez  trębacza i saksofonistę, z tonem zazwyczaj nieco melancholijnym, choć nie stroniącym od pewnej chropowatości. Lider, jak zawsze, potrafi zagrać olśniewające i poruszające ballady, ale też tematy podszyte bluesem, z łatwością potrafi przejść do temp zgoła hard-bopowych. Całość ubarwiona jest partiami, które czasem skręcają lekko w stronę free, a z kolei gdy Toth bierze do ręki wspomniane drewniane flety, podąża w kierunku kontemplacyjnego etno jazzu. Tę wielką różnorodność spaja artystyczna wizja Wojtasika, brzmienie w stu procentach akustyczne, wspomniana już dbałość aranżacyjna. Do tego coś, co dzieje się między samymi muzykami: ewidentny wzajemny szacunek, ale też ciekawość siebie i radość ze wspólnego bycia na scenie. To wszystko przekłada się na w pełni przekonujący efekt artystyczny.

Jeśli dobrze zrozumiałem, kwartet Piotra Wojtasika ma w najbliższym czasie wejść do studia, by nagrać pierwszą wspólną płytę. Jeśli uda im się przenieść tę atmosferę, którą potrafili wykreować w poznańskim klubie, czeka nas wielkie wydawnictwo.

Piątkowy koncert nie był jedynym elementem obchodów piętnastolecia klubu Blue Note. Ale z artystycznego punktu widzenia ten jeden wieczór wystarczy, by powiedzieć, że jubileusz został godnie uczczony.

Tomasz Janas

  • Piotr Wojtasik International Quartet - koncert z okazji 15-lecia klubu
  • Blue Note
  • 8.02