Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Szorstki, czuły, niezrównany

Wspaniały koncert dał w niedzielny wieczór w Poznaniu Jack White, wykonując nie tylko nowe piosenki, ale i stare hity z czasów zespołu The White Stripes. Półtorej godziny intensywnego muzykowania amerykańskiego artysty wzbudziło euforię słuchaczy.

. - grafika artykułu
fot. David James Swanson

"Tym właśnie jest rockandroll: inwencja twórcza i sztuka. Jeden człowiek przeciwko światu" - mówił w głośnym, rewelacyjnym dokumencie Davisa Gugenheima "Będzie głośno". Dodawał do tego: "Gdy jesteś zaspokojony, to tak, jakbyś umarł". Te trzy, pozornie wyrwane z kontekstu zdania, w bardzo trafny sposób definiują postawę twórczą Jacka White'a. Mogą być też, z całą pewnością, ważną częścią opowieści o jego niedzielnym, poznańskim koncercie.

Wspominam o tym słynnym filmie także dlatego, że White wystąpił w nim jako partner - w dialogu słownym i muzycznym - z legendami: Jimmym Page'em z Led Zeppelin i The Edge'em z U2. Można więc przyjąć, że został niejako uznany za symbol swego pokolenia. A różnił się od swych dwóch starszych kolegów tym, że nie tylko jest wybitnym gitarzystą, ale też świetnym wokalistą i frontmenem. A do tego też producentem i właścicielem kultowej oficyny wydawniczej (Third Man Records). Wszystko to w skrótowy sposób ukazuje jego szczególną pozycję na współczesnej scenie muzycznej.

Szacunek

W naszym kraju White jest bardzo dobrze znany i szalenie lubiany - nie tylko przecież z uwagi na swe polskie pochodzenie. I nie tylko dlatego, że koncertował w Polsce już niejednokrotnie (choć w Poznaniu dopiero po raz pierwszy). O powodzeniu i uznaniu, z jakim się spotyka decydują jego dokonania i postawa twórcza. A więc: pokora i szacunek wobec przeszłości, a zarazem niezwykła pasja, z którą kreuje swą własną, autorską wypowiedź. A czynił to przecież nie tylko na czele jednego z najważniejszych zespołów ostatniego dwudziestolecia: White Stripes, nie tylko dowodząc innymi  ważnymi grupami tego czasu - The Raconteurs i The Dead Weather, ale i nagrywając na własne konto.

W niedzielny wieczór pojawił się w wypełnionej po brzegi Hali nr 2 MTP, by promować swój najnowszy, wydany wiosną tego roku album "Boarding House Reach".

Co charakterystyczne, był to wieczór bez zwyczajowego lasu rąk z telefonami wyciągniętymi w górę. Artysta nie lubi tej formy aktywności słuchaczy, uważa, że odbiera ona istotę koncertowemu spotkaniu wykonawcy z publicznością. Dlatego fani, ze smartfonami w szczelnie zamkniętych futerałach, mogli skupić się wyłącznie na muzyce płynącej ze sceny. A było czego słuchać.

Punktualnie

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami organizatorów po występie supportu, którym w Poznaniu był zespół Nagrobki, gwiazda wieczoru miała rozpocząć swój koncert o godz. 21. I - jak to Jack White - punktualnie o tejże godzinie pojawił się na scenie w towarzystwie czworga instrumentalistów tworzących jego zespół (m.in. ze znakomitą perkusistką Carlą Azar). Inaczej niż podczas dotychczasowych październikowych koncertów, nie zaczęli od dynamicznego "Over and Over and Over", pochodzącego z ostatniej płyty. Ten utwór pojawił się jako drugi. Najpierw zabrzmiał "Sixteen Saltiness" z pierwszego solowego albumu "Blunderbuss".

Portem zaś popłynęła ze sceny, numer na numerem, lista świetnych porywająco, żywiołowo wykonanych utworów - z ostatniej solowej płyty, ale i wcześniejszych krążków, także z dyskografii White Stripes i innych zespołów White'a. Z euforycznie witanymi tematami takimi jak "Connected By Love" (pierwszy singel z najnowszego albumu) czy klasycznymi już hitami artysty w rodzaju "Hotel Yorba" czy "Seven Nation Army", który jak zwykle zabrzmiał na sam koniec, jako ostatni bis.  

Niepokój

Jak wiadomo, na twórczość White'a bezpośredni wpływ miało kilka podstawowych natchnień. Z jednej strony wiec przejmująca surowość tradycyjnych bluesmanów (w rodzaju Sona House'a czy Roberta Johnsona), wynikająca z gorzkich doświadczeń ich losu, z drugiej - jak to kiedyś mówiono w innym kontekście - songwriterskie "życiopisanie" Boba Dylana, z trzeciej wreszcie: szorstka i dynamiczna, zmysłowa i buntownicza estetyka punkowa. To elementy czy inspiracje, które jakoś kreowały styl White Stripes, ale które do dziś są fundamentem, na którym White tworzy swą barwną i bogatą opowieść. Wspominana już przeze mnie najnowsza, znakomita płyta "Boarding House Reach" jest dowodem na to, że twórczy niepokój White'a pozwala mu na poszukiwania w nowych obszarach stylistycznych czy brzmieniowych, a także na nie liczenie się z sentymentami publiczności. Bo przecież niejednorodny odbiór tego krążka udowadniał, że część recenzentów i fanów zareagowała niezbyt entuzjastycznie na muzykę, w której pojawiły się tak wyraźne elementy elektroniki, ale też coś z hip-hopu, funku i psychodelii, a także jakieś echa jazzu czy country. Tymczasem to przecież kolejny rozdział historii White'a, wyraźnie wynikający z tego, czego artysta dokonał wcześniej, zarazem jednak przesuwający granice jego  twórczych zainteresowań.

W inny sposób

Wszystko to potwierdził niedzielny koncert w poznańskiej hali targowej. Tu wspomniane powyżej elementy złączyły się w jedno, zmieszały w transowym, hipnotycznym, pełnym pasji muzykowaniu lidera i towarzyszących mu instrumentalistów. White dozował napięcie, wraz z kolejnymi gitarami zmieniał nastroje i dynamikę poszczególnych sekwencji koncertu, znakomicie panując nad jego dramaturgią. Kiedy jednak  po mniej więcej godzinie zniknął wraz z partnerami ze sceny, wielu widzów było niepocieszonych. Na szczęście, kiedy już powrócili na bis, zagrali znów blisko półgodzinny set. Niebanalny i nieoczywisty, choć uwieńczony wielkim hitem. To był wieczór pełen żywej, żywiołowej, znakomicie granej muzyki, bez kokieterii. Z liderem, który udowodnił, że jest wielkim gitarzystą i równie znakomitym wokalistą.

Jego - powiedzmy - obsesją, jest potrzeba artystycznej uczciwości i wiarygodności. "Technika niszczy emocje i prawdę. Nie ma nic wspólnego z inwencją twórczą, To choroba, z która trzeba walczyć: łatwość użycia" - mówił White we wspomnianym już wcześniej filmie "Będzie głośno". W innym miejscu sentencjonalnie podsumowywał: "Muzyka wciąż się zmienia, ludzie wciąż wymyślają nowe triki, by powiedzieć to samo w inny sposób". Jego sposób na opowieść o tęsknocie, samotności, miłości, jest jednym z najpiękniejszych, najbardziej poruszających, jakie można dziś usłyszeć na muzycznych scenach.

Tomasz Janas

  • Jack White
  • Hala nr 2, MTP
  • 7.10

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018