Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Ślady znikania

Nie wiadomo dlaczego niektóre z pingwinów oddalają się od swojej kolonii, by ruszyć w samotną wędrówkę ku lodowcowym szczytom. Tam dokąd zmierzają, nic je nie czeka prócz śmierci, a jednak, nawet jeśli je zawrócić, ponawiają swój samobójczy bieg w stronę gór...

. - grafika artykułu
fot. Kaśka Jankiewicz

To scena z filmu Wernera Herzoga "Spotkania na krańcach świata". W najnowszym spektaklu Teatru Nowego "Chciałbym nie być" w reżyserii Adama Ziajskiego ten krótki i wymowny fragment na temat niezrozumiałego pędu ku zgubnej izolacji, rozpoczyna przedstawienie, w którym do głosu dopuszczone zostały osoby doświadczone traumą czyjegoś lub własnego zniknięcia.

Prace nad spektaklem trwały rok. Ziajski poszukiwał kontaktu z rodzinami osób zaginionych za pośrednictwem Itaki oraz na własną rękę. Okazało się, że osoby te chcą mówić o swoim doświadczeniu. Nikt wcześniej nie chciał ich wysłuchać, bo systemowej pomocy dla osób w podobnej sytuacji w Polsce brak. Osoby te zostają same. Czasem swoją traumę pielęgnują latami. Decydując się na opowiedzenie o swoim doświadczeniu, dają świadectwo swojego istnienia. W efekcie spotkań zainicjowanych przez Ziajskiego powstał tekst, który stał się scenariuszem spektaklu. Mówiąc o osobach zaginionych często zapominamy, że nie są oni jedynymi bohaterami historii o zniknięciu. Rodziny i bliscy tych osób są w cieniu medialnego szumu, choć ich przeżycia często naznaczone są ogromnym cierpieniem.

Co roku w Polsce znika ok. 20 tys. osób. Powodów jest wiele, podobnie jak skutków. Spektakl "Chciałbym nie być" przypomina tom opowiadań, w którym zawarto spójne kompozycyjnie historie różniące się postaciami, czasem i miejscem akcji oraz nastrojem. Łączą się jednak w jednym punkcie - poczuciu przymusu tkwienia w niekomfortowym położeniu. Każdej z postaci towarzyszy ta sama myśl - "chciałbym nie być". Jak pojemne znaczeniowo okazuje się to zdanie, widzowie dowiadują się, poznając relacje poszczególnych bohaterów. Choć brzmi to dramatycznie, okazuje się, że chwilowa bądź długotrwała potrzeba nagłego "zniknięcia", jest powszechniejsza niż można w pierwszym odruchu przypuszczać.

Skoro spektakl jest świadectwem czyjegoś istnienia, dominują w nim słowa. Każde z nich musiało zostać dobrane właściwie. W przeciwieństwie do poprzednich przedstawień Ziajskiego ("Spójrz na mnie" i "Nie mów nikomu") na scenie nie pojawili się właściciele inscenizowanych historii, a aktorzy i aktorki Teatru Nowego (Gabriela Frycz, Maria Rybarczyk, Martyna Zaremba-Maćkowska, Bartosz Buława, Paweł Hadyński, Dariusz Pieróg, Mariusz Puchalski). Reżyser, będący także scenarzystą, starał się zachować w tekście zarówno język swoich rozmówców, jak i swoistą lekkość słowa mówionego. Gdzieniegdzie, pomiędzy relacje bohaterów, Ziajski wplótł dane statystyczne oraz cytaty z różnych dzieł kultury. Przerwy te dobrze działały na dramaturgię przedstawienia - naprzemiennie uspokajały, to znów wzmacniały przekaz. Każda z postaci posługiwała się własnym językiem. Różnice w stosowanym przez nie słownictwie, tempie mówienia, natężeniu szczegółów w opisach, wzniecały wrażenie niepowtarzalności opowiadanych doświadczeń. Niekiedy tekst wypełniony był licznymi środkami stylistycznymi w celu wywołania odpowiedniego wrażenia. Przykładem może być scena emocjonalnego, chaotycznego opisu zniknięcia dziecka w sklepie. Bohaterki stały nieruchomo na scenie, a dramatyzm sytuacji został zbudowany za pomocą słowa.

Spektakle Ziajskiego są formalnie i treściowo syntetyczne. Na scenie pojawiają się elementy dramaturgicznie użyteczne, pomagające wydobyć z omawianych treści istotę problemu. Kompozycje z krzeseł ustawionych w przestrzeni przypominającej poczekalnię, mieniły się w chłodnym, migotliwym świetle jarzeniówek i sennych błękitach. Widz mógł brać udział w poszukiwaniu śladów obecności bohaterów scenicznych, obserwując ruch kamery umieszczonej na scenie. Umiała ona zobaczyć więcej niż oko ludzkie, bowiem rejestrowała plamy cieplne postaci oraz scenografii. Czerwono-niebieskie kształty ukazane zostały na ekranie powyżej sceny obok abstrakcyjnych obrazów, które zmieniały się w toku akcji dramaturgicznej. Kamera śledziła zanik ciepłych obszarów oraz badała chłodne miejsca. Mapowanie przestrzeni w poszukiwaniu znaków obecności znakomicie wpasowało się w konwencję snucia historii o newralgicznym momencie pomiędzy byciem a niebyciem.

Za symbolami skryte zostało to, co trudne do przekazania słowem. Dobrze widać to było w scenie, kiedy Martyna Zaręba-Maćkowska oswajała chłód lodowego bloku bosymi stopami. Widać było, że stąpanie po śliskiej powierzchni jest nieprzyjemne, lecz mimo to aktorka kontynuowała opowiadanie historii, depcząc po niej. Początkowo próbowała utrzymać równowagę, a gdy osiągnęła już w tym wprawę, coraz śmielej poruszała się na lodzie. Odczytuję tę scenę jako próbę przeciwstawiania się niewygodnej sytuacji, z której wyjście wymaga zmierzenia się z materią problemu.

Ziajski także pojawił się na scenie. Odgrywał na scenie podwójną rolę - podobnie jak reszta bohaterów relacjonował swoją historię, ale różnił się od innych postaci. Poruszał się po scenie z kamerą, która rejestrowała bohaterów oraz pozostawanie przez nich ślady. Czasem dokonywał drobnych zmian w scenografii, poprawiał jej elementy. Gestem tym wprowadzał widzów w najważniejszy etap powstawania spektaklu - rozmowy z osobami, których doświadczenia przedstawiono na scenie. Ni to bohater spektaklu, ni to reżyser w procesie - Ziajski ingerował w przestrzeń w taki sposób, aby była wygodna i użyteczna dla wypowiadających się osób. Jego działania okazywały się jednak krótkotrwałe lub nieskuteczne - ruchome ściany scenografii gwałtownym ruchem burzyły kompozycje z krzeseł i zmniejszały pole ruchu bohaterów. Bardzo wymownie ukazano w ten sposób ludzką bezradność wobec nagłych, nieprzewidzianych komplikacji życiowych, które rujnują porządek.

Reżyser zadbał o różnorodność historii - inaczej się kończą, mają różny przebieg, ich właściciele mierzą się z odmiennymi uczuciami. Ukazano szerokie spektrum emocji, punktów widzenia i sposobów radzenia sobie z traumą. Publiczność usłyszała zarówno historie zakończone szczęśliwie, tragicznie, jak i pozbawione finału. Niektóre z doświadczeń trwały niedługo - szybko znajdowały rozwiązanie, podczas gdy inne trwały lub trwają latami. 

Julia Niedziejko

  • "Chciałbym nie być"
  • reż. Adam Ziajski
  • Teatr Nowy, Scena Nowa
  • premiera: 9.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019