Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Sezon na niezależność

Scena Robocza postanowiła nas przekonać, że "teatr to nie rurki z kremem". A czego my - widzowie - chcemy zamiast tych rurek?

Adam Ziajski podczas otwarcia Sceny Roboczej (wrzesień 2012). Fot. archiwum SR - grafika artykułu
Adam Ziajski podczas otwarcia Sceny Roboczej (wrzesień 2012). Fot. archiwum SR

Większość teatrów repertuarowych ogłasza swoje sezonowe plany jesienią. Ze Sceną Roboczą jest inaczej, bo nie jest to zwykły teatr repertuarowy: nie działa od sezonu do sezonu z przerwą na wakacje, zwane też sezonem ogórkowym, ale od projektu do projektu i od dotacji do dotacji - podobnie jak większość pozarządowych instytucji kultury. Mimo mało stabilnych okoliczności ekonomicznych stara się jednak budować "sezonowy" program: nie tylko przetrwać, ale też twórczo pracować i wprowadzać w życie nowe pomysły oraz prezentować je regularnie.

Bastion chudy, bastion tłusty

Idea Sceny Roboczej zrodziła się kilka lat temu i wiązała z konkretną przestrzenią przy ul. Roboczej na Wildzie. Miała się ona stać miejscem pracy dla poznańskich teatrów niezależnych, które mogłyby tam prowadzić próby, przechowywać scenografie i rekwizyty, a wreszcie prezentować spektakle: nie tylko od święta czyli z okazji premiery albo festiwalu (a tak się to zwykle dzieje), ale z większą regularnością. Połączenie ich repertuarów w jeden wspólny program dawałoby bowiem szansę na stworzenie stałej, systematycznie funkcjonującej sceny niezależnej. Pomysł wydawał się znakomity, bo nasze miasto rzeczywiście słynie z tych niezależnych (zwanych też "alternatywnymi") zespołów i stało się ich ostatnim, bardzo przy tym prężnie działającym bastionem w Polsce. Gdzie indziej funkcjonują jeszcze pojedyncze grupy, ale u nas to wciąż prawdziwe zagłębie.

Mimo tego na Roboczej Scena Robocza nie powstała. Determinacja głównego inicjatora tego projektu - Adama Ziajskiego z Teatru Strefa Ciszy - była jednak tak duża, że idę postanowił wcielić w życie w siedzibie własnego teatru, czyli w legendarnym baraku przy ul. Grunwaldzkiej 55. I stało się. We wrześniu zeszłego roku Scena Robocza została tam z pompą i wdziękiem otwarta. Jest "ciasna, ale własna", będzie "biednie, ale godnie" - pocieszano się pozytywistycznie i po poznańsku.

Warto było. Rok 2013 jest bowiem dla Sceny Roboczej "rokiem tłustym": jej projekty zostały docenione oraz dofinansowane i w konkursach ministerialnych i samorządowych: miejskim i marszałkowskim. Artyści mają w sumie do dyspozycji 240 tys. zł. Dzięki temu ich liczne pomysły można będzie realizować znacznie spokojniej niż dotąd.

Cztery pory sceny

Czym Scena Robocza przekonała członków konkursowych komisji? Najpewniej determinacją, konsekwencją, pracowitością i programem zeszłorocznym - zrealizowanym za znacznie mniejsze pieniądze, a mimo to bogatym i ciekawym. Rezydowali w niej artyści (Elsner_Kapral_Pawełska, Teatr Rodzinny Nomadów Kultury i Komuna Warszawa). Ich pobyt wieńczyły premierowe spektakle. Zagrały tam także teatry Strefa Ciszy (gospodarz tego miejsca), Usta Usta i A3. Odbywały się warsztaty i dyskusje. Wszystko to w zaledwie cztery miesiące, wszystko w spartańskich warunkach. Scenę odwiedziło w tym czasie około tysiąca widzów.

A co nas czeka w tym roku? Animatorzy ze Sceny Roboczej proponują cztery kolejne rezydencje artystyczne, owocujące premierami, które wejdą do stałego repertuaru.

Wiosną (kwiecień) zobaczymy tam nowy monodram Katarzyny Pawłowskiej z Teatru Porywacze Ciał, świętującego właśnie swoje dwudzieste urodziny. Porywacze zawsze do ostatniej chwili trzymają w tajemnicy szczegóły swoich projektów. Lubią zaskakiwać widzów, a że są już sprawdzoną marką i mają liczne grono entuzjastów, ta strategia sprawdza się znakomicie. Kim okaże się "Mistrzyni świata", przekonamy się zatem niebawem na własnej skórze. - Sama niewiele jeszcze wiem na ten temat. Dopóki trwa praca nad spektaklem, wszystko może się wydarzyć - mówi naczelna "Porywaczka". Współreżyserem przedstawienia będzie tradycyjnie Maciej Adamczyk.

Latem (w czerwcu) czeka nas prapremiera "Stopklatki" Maliny Prześlugi, poznańskiej autorki, której sztuki coraz częściej wystawiają teatry w całej Polsce. Jej tekst zainteresował Łukasza Chrzuszcza - aktora związanego na co dzień z Teatrem Polskim. Łukasz prowadzi także studio aktorskie STA. Ono również zaistnieje w czerwcu na Scenie Roboczej. Zostaną tam pokazane dwa przedstawienia dyplomowe, które powstają na zajęciach ze scen współczesnych i elementarnych zadań aktorskich pod okiem Waldemara Szczepaniaka z Teatru Nowego i Piotra Kaźmierczaka z Teatru Polskiego.

Jesienią (listopad) spotkamy się z Januszem Stolarskim. Ten aktor wiązał się z różnymi teatrami, ale od lat swoje najważniejsze twórcze wypowiedzi formułuje w kolejnych monodramach. "Ecce Homo", "Zemsta czerwonych bucików", "Grabarz królów", "KOD" to słupy milowe i na jego teatralnej drodze, i na mapie polskiego teatru ostatnich 20 lat. - Od jakiegoś czasu mierzę się z Hiobem. Ta postać nie daje mi spokoju. Widziałem kilku Hiobów zagranych po aktorsku, ale to mnie nie interesuje. Będę szukał swojego sposobu na spotkanie z nim. Mam nadzieję, że w przestrzeni Sceny Roboczej jakoś się odnajdę i cieszę się na to, że znowu będę próbował zrobić teatr z niczego, choćby z jednego kija, bo taką sytuację wyjściową lubię najbardziej - mówi Stolarski.

Zimą (grudzień) zawitają do Sceny Roboczej Ludomir Franczak z Lublina i Rob Curgenven z Wielkiej Brytanii, żeby pracować nad wspólnym przedsięwzięciem.

Wisienki na teatralnym torcie

Poza tym wciąż będziemy mogli tam oglądać spektakle "Zegar bije" Teatru Rodzinnego Nomadów Kultury, "Tragedię w lumpeksie czyli opowieść o przeciętnym Polaku (i Polce)" tercetu Elsner_Kapral_Pawełska oraz "Smacznego!" i "Autobus re//mix" Teatru Strefa Ciszy.

W kwietniu czeka nas jeszcze atrakcja dodatkowa: spektakl "White rabbit, red rabbit" będący efektem współpracy Sceny Roboczej i berlińskiej Aurora Nova Productions. To rodzaj teatralnego eksperymentu zainicjowanego przez irańskiego autora Nassima Soleimanpour, który nie może opuścić swojego kraju. W jego imieniu po świecie podróżuje zatem tekst, który dopiero w dniu prezentacji dostaje do czytania wybrany aktor, otrzymawszy wcześniej klika niezbędnych instrukcji. Na Scenie Roboczej przeczyta go dla nas Ewa Kaczmarek z Teatru Usta Usta.

W Scenie Roboczej trwają równolegle także prace nad wrześniowym jubileuszem 20-lecia Teatru Strefa Ciszy, czyli gospodarzy tego miejsca. Planowany jest wielki "strefowy" piknik artystyczny i wydanie książki o mieście w teatrze. Tymczasem zaś najbliższy spektakl "Smacznego!" (sobota, godzina 19) będzie dedykowany mieszkańcom "czyszczonych" kamienic w ramach akcji "Solidarni z lokatorami".

Co dziś znaczy "niezależny"?

Scena Robocza używa w swoich promocyjnych komunikatach hasła "teatr to nie rurki z kremem". Jak je należy interpretować? Co przeciwstawić słodyczy tych łakoci? Zgodzić się z tym czy zbuntować? Prowokacyjny charakter stwierdzenia ma zapewne skłonić widzów do tego, żeby sobie spróbowali odpowiedzieć na te pytania. Po co? Żeby dokonać świadomego wyboru. Żeby się określić wobec świata, kultury, sztuki, a w końcu i siebie samego.

Próba zdefiniowania "teatru niezależnego" jest dziś znacznie trudniejsza niż 10, 20, 30 lat temu. Zatarły się granice między tak zwanymi profesjonalistami i tak zwanymi amatorami. Zupełnie inaczej niż kiedyś przebiegają podziały polityczne i społeczne. Kultura studencka, która była ważnym źródłem tej dawnej niezależności dziś praktycznie nie istnieje. Świat realny coraz częściej wypierany jest przez świat wirtualny.

Czy wciąż jeszcze jesteśmy od czegoś zależni czy może już tylko uzależnieni? Od czego (a może: do czego) chcemy się uwolnić? Co nam w tym przeszkadza? Polityka? Nacja? Ekonomia? Religia? Zalew informacji, w którym coraz trudniej się rozeznać? Inni ludzie? Społeczne role? Płeć (tak bardzo dziś obarczana odpowiedzialnością za wszystko)? A może my sami - wciąż bezradni wobec naszego tu i teraz, wciąż niepewni przyszłości: i tej najbliższej, i tej najodleglejszej?

Wygląda na to, że Scena Robocza proponuje nam w tym roku coś w rodzaju wyciszenia. Będą tam powstawać w spokoju i skupieniu kameralne spektakle. Ich twórcy dostaną czas i warunki do tego, żeby oddać się im w całości. To dziś rzadkość. Warto się dowiedzieć, do jakich wniosków dojdą po tych "rekolekcjach". Jedno jest pewne: po kolejnych premierach możemy się spodziewać wszystkiego z wyjątkiem... rurek z kremem.

Ewa Obrębowska-Piasecka