Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Żeby widz się sam ze sobą kłócił

O swoim najnowszym filmie "Deer Boy" opowiada reżyserka Katarzyna Gondek.

. - grafika artykułu
Katarzyna Gondek. Fot. J. Piekarski

Od jakiegoś czasu pracuje Pani nad historią syna myśliwego - tytułowego Deer Boya, który przychodzi na świat z jelenim porożem... Do tej pory Pani nazwisko kojarzyło się raczej z dokumentem, nie fabułą. Wspólny mianownik to surrealizm.

Chętnie się z tym zgodzę. Rzeczywiście, to specyficzny film. Nie padnie w nim ani jedno słowo, nie będzie też muzyki. Mimo to nie będzie to film niemy, dźwięk będzie tu bardzo istotny. Zdjęcia skończymy wiosną, potem nastąpi długa, żmudna postprodukcja. Nie jestem w stanie jednoznacznie powiedzieć, kiedy będzie miał premierę, bo to akurat zależy od festiwali. Ten projekt to eksperyment, mimo że opowiada w zasadzie prostą historię. Nie jest to kompletna abstrakcja, da się wejść w tę historię, ale trzeba przygotować się na to, że postrzeganie świata będzie mocno zmienione. Chcemy, żeby widz spojrzał inaczej na obraz, dźwięk i na samą historię. Jeśli to się uda, będzie super.

Co dalej?

To znaczy, co możemy powiedzieć? (śmiech) Myśliwego gra Janusz Chabior, jego żonę Katarzyna Sobiszewska, a postać Deer Boya - Eryk Maj, który na szczęście nie jest aktorem. To odkrycie reżyserki obsady, Marty Wojciechowicz. Wyjątkowy, mądry chłopak, który przed kamerą ujawnia w sobie pomieszanie smutku, tajemnicy, bezbronności, radości... i to wszystko jest u niego spójne. Dość szybko znaleźliśmy upragnionych aktorów, którzy łączą w sobie pozorne sprzeczności. Rozmowa z Januszem Chabiorem, na stacji benzynowej, pięć minut przed podjęciem przez niego decyzji, brzmiała w ten sposób, że Janusz powiedział do mnie: "Aha, po twoim głosie słyszę, że damy radę". I trochę tak to działa. Jesteśmy w środku wielkiego ryzyka. Kto wie, może film okaże się słaby, głupi i banalny. Póki co, na tym etapie wszystkie mity są piękne.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zaangażowanie społeczne. Fabuła z miejsca kojarzy mi się z dyskusją, jaka w tej chwili przetacza się przez polskie media - głosy obrońców zwierząt, kwestia zmian w prawie łowieckim itd.

Kultywowanie rytuałów prowadzących do zabijania nie jest dla mnie zrozumiałe. Nie rozumiem przyjemności, jaką ludzie czerpią z zabicia szwendającego się po lesie zwierzęcia. Stąd ten film. Myślę, że powinniśmy kulturowo, cywilizacyjnie, pożegnać się z zabijaniem, i naiwnie sądzę, że to się chyba bardzo powoli dzieje.

Skąd pomysł na chłopca-jelenia?

Pomysł wyszedł z niby-komedii Romanse, którą nakręciłam trzy lata temu, a która nie ukazała się jako film. To rodzaj dokumentacji. Czasami puszczam ją ludziom, bo jest niesamowicie śmieszna. Opowiada o myśliwych, którzy uczą się języka jeleni, ryczą jak one i chodzą do lasu, żeby je wywoływać. Film opierał się na konkursie, w którym młodzi chłopcy stali na scenie i wykonywali te ryki, a starsi myśliwi siedzący w drewnianych budkach wystawiali im oceny - zaryczał dobrze czy źle? To niesamowicie komiczne i tragiczne zarazem, bo gdzieś tam pod spodem chodziło przecież o to, żeby to "imitowane" zwierzę zastrzelić. Nie było to przecież jelenie językoznawstwo.

Hermetyczny świat.

Niesamowicie. W dodatku to dziwna tradycja, której patronem jest św. Hubert, który przecież stwierdził kiedyś, że nie powinno się zabijać zwierząt. W tym temacie jest trochę władzy, duże pieniądze, jest też polityka. Nie mówiąc już o tym, co się wiąże z płcią, czyli co może facet, a co kobieta. Tragikomiczne jest to, że u samych jeleni stadem rządzi... baba. To łania daje znać, co robi stado i dokąd zmierza. W tym temacie siedzą niesamowicie ciekawe rzeczy. Kwestia relacji i ambicji, która jest chyba najbardziej zwyrodniałą istniejącą formą instynktu. Te wszystkie elementy muszą gdzieś w filmie zagrać, ale nie w formie mówienia "to jest dobre, to złe", tylko myślenia. Chcę, żeby to film myślał, żeby widz się sam ze sobą po nim kłócił.

Z tego wynika, że spora odpowiedzialność spoczywa na samych aktorach.

Nie do końca. Ten typ fabuły wymaga wspólnej formalnej myśli. Tu wszyscy - autor zdjęć, autor dźwięku, reżyser obsady i aktorzy, muszą bardzo dobrze rozumieć i czuć, o co w niej chodzi.

Sam Poznań też ma w tym swój udział, bo koproducentem jest m.in. Estrada Poznańska i Poznan Film Commission.

Estrada i PFC wspierają nas finansowo. Poza tym duża część ekipy związana jest z Poznaniem, na przykład nasza scenografka Ola Barlik i Marysia Ciernioch - charakteryzatorka. Prócz tego jest Kasia Szczerba, która zajmuje się dźwiękiem, a wcześniej studiowała tu filmoznawstwo, montażysta i specjalista od postprodukcji Jarek Piekarski, od lat związany z Poznaniem, i inni. W filmie wystąpi też samo miasto, a sceny leśne kręcimy w Wielkopolsce. Jedno jest pewne - będzie to przestrzeń odrealniona, nie pokażemy w niej poznańskiego ratusza.

rozmawiała Anna Solak

Katarzyna Gondek reżyserka i pisarka, absolwentka filmoznawstwa na UAM w Poznaniu oraz kursu dokumentalnego w Szkole Wajdy. Poszukiwaczka surrealności. Jej filmy były pokazywane i nagradzane na festiwalach w różnych miejscach świata. W 2014 roku została wyróżniona nagrodą Warto wrocławskiej Gazety Wyborczej. W 2015 r. nominowana do poznańskiej Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka. Na tegorocznym Sundance Film Festival prezentowała swój film dokumentalny Figura