Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Śmialiśmy się z Niemców

Jakub Głaz rozmawia z Pawłem Kobryńskim, Wojciechem Krawczukiem i Marcinem Saksonem - architektami pracowni Front Architects*

. - grafika artykułu
Od lewej: Marcin Sakson, Paweł Kobryński i Wojciech Krawczuk, fot. archiwum prywatne

Czego najbardziej brakuje poznańskiej przestrzeni?

Paweł Kobryński: Dobrych planów zagospodarowania. Od lat.

Na pewno? Na Naramowicach budowano, opierając się na planach, a wyszła chaotyczna dzielnica.

P.K.: Dlatego mówię: dobrych planów. Na Zachodzie tworzenie przestrzeni oparte jest na właściwych planach, które są umową społeczną. Jej zadaniem jest upiększenie i poprawa funkcjonalności miasta. Trzeba też pracować w oparciu o makietę Poznania, której powstanie promuje ostatnio SARP. Tam, gdzie brak planów, buduje się zgodnie z warunkami zabudowy; to są wyrywkowe decyzje, które psują miasto. A trzeba myśleć kompleksowo. Spójrzmy na plac Andersa: gęstość zabudowy wzrosła tam kilkakrotnie przy niezmienionym układzie komunikacyjnym. Gdy w latach 90. przyjeżdżali do nas niemieccy projektanci, to zaczynali od analiz komunikacyjnych. Stali na skrzyżowaniach, liczyli samochody, pieszych i rowery. No, a my... My się z nich śmialiśmy, niestety.

Gdy na studiach chwaliłem niemieckie rozwiązania, wykładowcy krzywili się, że to nuda i brak fantazji.

Wojciech Krawczuk: Uczyli nas ludzie, którzy nie zawsze mieli możliwość zobaczenia zagranicy na żywo, a my oglądaliśmy czarno-białe kserokopie ilustracji z fachowej prasy i na tej podstawie wydawaliśmy dziwne sądy.

Marcin Sakson: Granica między myśleniem "niemieckim" i "słowiańskim" była jaskrawa.

P.K.: I mamy efekty tej fantazji: np. nieplanowaną "wyspę" wieżowców przy Dąbrowskiego. To wina miasta, które na to pozwoliło.

W.K.: Architekci też są winni; zbyt często ulegamy dyktatowi inwestorów. Tymczasem nawet w złych warunkach brzegowych można zrobić świetną architekturę i odwrotnie. By zapanować nad tym chaosem, warto więc stworzyć stanowisko architekta miasta, człowieka z wizją, który czuwa nad sensownym rozwojem Poznania i jest zwornikiem dla wszystkich jednostek urzędowych odpowiedzialnych za kształtowanie przestrzeni. To nie ma być alfa i omega, a ktoś, kto słucha głosów różnych specjalistów i ludzi kreatywnych...

P.K.:...a plany powinny być na tyle elastyczne, by można było dopasować je do szybko zmieniających się realiów.

Uciekacie więc od roli wszechwiedzących twórców, w której dobrze czuły się starsze pokolenia architektów.

M.S.: Bez ciągłego dialogu nie zrobi się dobrego miasta.

W.K.: Z jednej strony trzeba proponować wizję, a z drugiej słuchać potrzeb jego użytkowników.

Waszą wizją była kilka lat temu ulica Święty Marcin przerobiona na plac z ruchem kołowym schowanym w tunelu. Nadal uważacie, że to realne?

P.K.: Czas na kompromis budżetowy: nie wprowadzać samochodów pod ziemię, a zrobić dwukierunkowy ruch po południowej stronie. To funkcjonalne, a przy okazji odzyskamy to, co najcenniejsze po stronie północnej, czyli nasłoneczniony szeroki plac przed punktowcami Alfy. By ta przestrzeń żyła, zarządcy i właściciele wieżowców muszą uczestniczyć w planowaniu i zmianach. Dla istniejących tam teraz banków nikt nie przyjdzie.

W.K.: Święty Marcin trzeba planować razem z ul. 27 Grudnia i ulicami w pobliżu - myśleć o całym śródmieściu, a nie jego wycinkach.

Jakie powinno być to śródmieście?

W.K.: Poza często ostatnio omawianymi pomysłami warto położyć nacisk na komfort osób starszych - to wciąż niedoceniane zagadnienie. Modne kawiarnie i sklepy są drogie, a seniorzy żyjący w centrum to nie krezusi. Dlatego tradycyjne poznańskie rynki powinny być tańsze i lepiej dopasowane do potrzeb mieszkańców. A po godzinach handlu trzeba zgarniać te stragany. Niech po południu lub w weekend odbywają się tam koncerty i spotkania. W centrum powinno być też znacznie więcej wysokiej zieleni. Porządkuje się skwery, ale dużych drzew ubywa. Łysy plac Wolności to katastrofa. Na Alejach Marcinkowskiego te dęby powinny pójść dalej, aż po Solną.

P.K.: Ale królują tam auta. Trzeba więc robić parkingi "park & ride".

W.K.: I likwidować dzikie parkingi w centrum. Są przepisy, które to umożliwiają; jedynie woli brak. Gdyby właścicielom ograniczyć możliwość takiego czerpania zysków z gruntów, to może zaczęliby inwestować w uzupełnianie zabudowy.

Moglibyście ją zaprojektować. Marzycie o realizacji w jakimś konkretnym miejscu?

W.K.: Fajny projekt na przebudowę Arsenału zrobiliśmy w konkursie kilka lat temu...

Coś bardziej realnego i mniej spektakularnego?

M.S.: Kuszą przestrzenie między Cytadelą a Starym Miastem. Wzdłuż ul. Północnej, obok rzeźni, mógłby powstać nasz mini-Potsdammer Platz - mariaż wielu funkcji: kulturalnych, rozrywkowych, mieszkalnych. Niestety, szansę mają tylko te ostatnie. Warto też przedłużyć Północną i połączyć z Ostrowem Tumskim.

W.K.: Ring Stuebbena także nęci. Jak ładnie udało się tam wstawić naszym kolegom bibliotekę na tyłach Collegium Maius! Nasz skromny wkład w tę przestrzeń to pobliska Nastawnia: kawiarnia przerobiona z kolejowego przybytku.

Bardzo zgrabna. Rozsławiła was jednak większa skala, czyli Karolek: akademik Uniwersytetu Medycznego. Nie czas na coś równie dużego?

W.K.: Nie rozmiar jest dla nas ważny. Karolek zresztą też nim nie epatuje: chowa się za Eskulapem. Kręcą nas także mniejsze, ale precyzyjne działania: właśnie rozbudowujemy neogotycki kościół w Rokietnicy, łącząc tradycję z nowoczesnością. To jest wyzwanie!

Projektowaliście też inne "maleństwa": Single Hauz, SportHauz, SocHauz - niezrealizowane obiekty konceptualne dyskutowane w mediach, nie tylko fachowych.

P.K.: Każdy z tych projektów odpowiadał na jakiś współczesny problem: potrzeby izolacji, integracji czy zdrowego trybu życia. Dobre ćwiczenie projektowe, intelektualne - i tyle.

M.S.: Nie trzeba do tego wracać.

Dlaczego? Nie chcecie, by gdzieś w Poznaniu postawiono te "głosy w dyskusji"?

W.K.: Marcin jest na "nie", a ja mówię "tak". Można by stworzyć teren wystawienniczy służący prezentacji takich konceptów; miejsce na architektoniczny ferment w mieście przywykłym do zachowawczego budownictwa.

Ferment mamy za to na szczytach władzy. Na co liczycie po zmianie prezydenta?

W.K.: Chcę, by miasto było dobrym partnerem, zaczęło równo traktować wszystkich inwestorów.

P.K.: Liczę na kilka zmian kadrowych w urzędzie; tak by nie było słychać o kolejnych nieudanych projektach lub przedsięwzięciach.

W.K.: Niech Poznań weźmie głęboki oddech, wróci na innowacyjne pozycje sprzed lat. Inne miasta zaczęły nam uciekać.

Komu możemy zazdrościć?

M.S.: Wrocławiowi, który wyprzedził nas, jeśli chodzi o kontakt z rzeką. Tu mamy jeszcze wiele do zrobienia.

W.K.: Katowicom, gdzie na zdegradowanym terenie powstały rewelacyjna filharmonia, Muzeum Śląskie, rośnie wyjątkowe centrum konferencyjne.

P.K.: By powstawały równie dobre projekty, trzeba urządzać konkursy. Poznań musi na nie stawiać, by wyglądać nowocześnie i europejsko.

W.K.: Pytanie tylko, czy Poznań nadal chce być właśnie taki. Ale to temat na inną rozmowę.

Rozmawiał Jakub Głaz

*Poznańska pracownia architektoniczna Front Architects powstała w 2003 r. Założyli ją: Paweł Kobryński (ur. 1970), Wojciech Krawczuk (ur. 1973) i Marcin Sakson (ur. 1975) - absolwenci architektury na Politechnice Poznańskiej. W 2008 r. grupa uznana została za jedną z najbardziej pożądanych pracowni młodego pokolenia na świecie - znalazła się na liście 50 najbardziej elektryzujących pracowni młodego pokolenia czasopisma Wallpaper.