Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Słuchajcie, robimy!

Rozmowa z Barbarą Glapką, dyrektor DK Stokrotka.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Co można robić w Stokrotce?

Dla dzieci i młodzieży mamy zajęcia sportowe, wokalne, warsztaty teatralne i plastyczne, naukę gry na gitarze i skrzypcach, kółko baletowe... Dla dorosłych m.in. zumbę, tai-chi, wycieczki Klubu Miłośników Miasta Poznania, a raz w miesiącu wyjście do teatru. Zauważyliśmy, że rodzice i dziadkowie też chcieli znaleźć coś dla siebie, więc kupujemy bilety grupowe na wybrany spektakl. Do teatru idą już sami, zwykle grupkami, na przykład umawiając się wcześniej na kawę. Sama nie chodzę co miesiąc, bo wieczorami muszę być w pracy, ale kiedyś wybrałam się z nimi do Teatru Nowego. Siedzę, odwracam się i co widzę? Trzy rzędy z osiedla Kwiatowego!

Rzeczywiście sporo się dzieje.

Staramy się wykorzystywać każdą okazję. Podam przykład. Przemysław Basiński, twórca festiwalu Verba Sacra, mieszka akurat na osiedlu Kwiatowym. Taka mała Stokrotka, a wzięła w nim udział. W poprzednich latach czytaliśmy Chłopów, Nad Niemnem, Noce i dnie, a w tym roku Quo vadis i Trylogię Henryka Sienkiewicza. Myślałam, że nikt nie przyjdzie, że to za bardzo elitarne, takie wspólne czytanie, a stało się już u nas tradycją. I chociaż na początku obawiałam się o frekwencję, to teraz po zakończeniu kolejnej edycji uczestnicy pytają: "Pani Basiu, a co będziemy czytać za rok?". Myślę wtedy: "O, spodobało się!".

Wygląda na to, że ludzie jednak nadal lubią spotykać się ze sobą, rozmawiać, robić coś wspólnie.

Potrzeba nam tego, nie uwierzyłaby pani. Jak co roku 11 listopada zaprosiliśmy mieszkańców na koncert oraz wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych. Byłam mile zaskoczona, przyszło ponad 80 osób. Kiedy nasz amatorski teatr wystawił sztukę Karola Wojtyły Przed sklepem jubilera i Tryptyk rzymski oraz Wyzwolenie Stanisława Wyspiańskiego, była owacja na stojąco, pierwszy spektakl musieliśmy powtórzyć aż osiem razy. Było lato, więc ludzie stali nawet za oknami, żeby go zobaczyć. W ramach współpracy międzynarodowej gościliśmy 30 osób z Francji, z partnerskiego miasta Rennes. Zorganizowaliśmy również Tydzień Tybetański, a w tym roku Dni Kultury Japońskiej. Co roku we wrześniu organizujemy również tradycyjny Bieg Kwiatowy dla dzieci, młodzieży i dorosłych w poszczególnych kategoriach wiekowych. Pewnego razu przyszli rodzice z naprawdę małymi dziećmi. Patrzę, pełno tego drobiazgu. Naprędce zorganizowałam dla nich bieg na 100 m, mówiąc do sędziów: "Słuchajcie, robimy. Przecież nic im się nie stanie, na co dzień biegają znacznie więcej". Było mi przykro, bo nie miałam dla nich nic poza medalami, aż jeden z rodziców powiedział mi potem: "Pani Barbaro, syn chodził w tym medalu cały tydzień, pozwolił go sobie zdjąć tylko do kąpieli".

Jak wyglądały początki?

Zaczynaliśmy trzydzieści lat temu jako Osiedlowy Dom Kultury, jeszcze na osiedlu Plewiska w gminie Komorniki. Wcześniej, w latach 80., była tu kaplica, kiedy na działce obok budował się kościół.  Stokrotka nie zawsze wyglądała tak jak obecnie, włożyliśmy w ten budynek sporo pracy. Rosło, rosło, aż urosło. Teraz mamy kilka małych salek na zajęcia i jedną główną na sto osób, z prawdziwą estradą. Tę "Stokrotkę" wymyśliły dzieci, pasowała do osiedla Kwiatowego. Jestem jej trzecim dyrektorem, od 2005 roku.

Ciężko prowadzić tak mały dom kultury?

Zawsze musi być pasja i lider, który to wszystko poprowadzi. Sama miałam trójkę małych dzieci, więc widziałam potrzebę zorganizowania im czasu wolnego. Do najbliższej instytucji kultury mamy 10 km. Pomyślałam więc, że nie można siedzieć z założonymi rękami, trzeba zmobilizować  sąsiadów. Od początku robiliśmy wszystko wspólnie, zaprzyjaźniliśmy się. Małe dzieci przyprowadzają do nas rodzice, starsze docierają pieszo, rowerem lub na deskorolce. Jest blisko i bezpiecznie. Wydaje mi się, iż stworzyłam przyjazny dom kultury, do którego zawsze warto wpaść, bo jest po co.

Najmłodsze nie płaczą za rodzicami?

A skądże! Tutaj jak dzieci mają iść do domu, to płaczą. Mówi się, że teraz dzieci są takie multimedialne, że trudno je czymkolwiek zainteresować. Nie zgadzam się z tym. Przyjeżdżają do nas teatry, które wystawiają prawdziwe bajki, na przykład Jasia i Małgosię. Na tych spektaklach robię zdjęcia nie aktorom, a dzieciom, tak żywo reagują. Potrafią nawet krzyknąć: "Uważaj, tam idzie wilk!".  Nie można ich brać do muzeum, po którym chodzi się w kapciach. Za to znakomicie wypadają nam wizyty w Bramie Poznania albo w średniowiecznym grodzie w Grzybowie, gdzie animator przebrany za woja mówi: "Zapalcie światło", dzieci szukają kontaktu, a on na to: "Nie ma tak łatwo, musicie rozpalić ogień!". Dzieciaki są wtedy zachwycone.

No dobrze, mamy więc ofertę dla dzieci i młodzieży, i dla dorosłych. A co dla osób najstarszych?

Klub Seniora, który dziesięć lat temu, kiedy jeszcze nikt specjalnie o seniorach nie mówił, zorganizowali nam studenci z Wydziału Psychologii UAM. Mieli przygotowany projekt "Życie nie kończy się po 50-tce", który leżał martwy w szufladzie. Przyszli zapytać, czy pozwolę im go u siebie zrealizować. Od razu się zgodziłam, bo sama nie miałam pomysłu, jak ich zaktywizować. Na pierwsze spotkanie przyszło około 15 osób. Jeden ze studentów sam upiekł placek, żeby ich ugościć, ale coś mu nie wyszło, placek opadł. Przedstawia się i z zakłopotaniem mówi: "Chciałem Państwa tak serdecznie przyjąć... Wiem, że sami Państwo jesteście fachowcami od wypieków... Piekłem to ciasto całą noc i wyszedł zakalec...". Tym ich kupił. Wzruszyli się, zjedli wszystko i tak to się zaczęło. Rozkręcili nam Klub Seniora w ciągu roku, a sami obronili pracę magisterską z wyróżnieniem.

Wygląda na to, że wszyscy na tym skorzystali.

Dokładnie tak. W każdy czwartek przychodzi około 30 osób, a w piątki rozgrywają turnieje brydżowe. Obecnie dzięki klubowi seniorzy uczestniczą w życiu społecznym, mają przyjazne miejsce, gdzie spotykają się z artystami, podróżnikami, spędzają czas w gronie znajomych i przyjaciół. Są też wykłady i prelekcje. Na przykład przychodzi policjant, który przestrzega przed nabieraniem się na sztuczki naciągaczy. Wie pani, że na naszym osiedlu nie ma tego rodzaju kłopotów? Prewencja działa, sama sprawdzałam. To Klub Seniora, do którego sama będę kiedyś należeć.

Skoro już mowa o przyszłości, musi paść sakramentalne pytanie: co dalej?

Chciałabym stworzyć projekt multimedialny "Stokrotka w obiektywie", napisałam już w tej sprawie projekt do Ministerstwa Kultury. Chodzi o stworzenie miejsca dla warsztatów sztuk wizualnych. Potrzebna nam jest do tego baza ze sprzętem fotograficznym, kamerami i komputerami. Mam też pomysł na stworzenie tu sali kinowej. Często mówi się, że domy kultury to relikt z poprzedniego systemu. W takich sytuacjach pytam zawsze: "No dobrze, więc co w zamian?". Wtedy zwykle zapada cisza.

rozmawiała Anna Solak

Barbara Glapka - urodzona poznanianka, menedżer kultury, pedagog. Zodiakalny strzelec. W latach 90. rozpoczęła pracę w Domu Kultury Stokrotka jako instruktor origami. W 1993 r. wraz z grupą młodzieży i przyjaciół złożyli najdłuższego papierowego węża na świecie i trafili do Księgi rekordów Guinnessa. Znany samorządowiec i społecznik na Grunwaldzie. Od 1998 r. przewodnicząca Zarządu os. Kwiatowego, od 2005 r. dyrektor Stokrotki. Uwielbia polskie Tatry i turystykę górską.

  • Jubileuszu 30-lecia DK Stokrotka
  • 5.12, g. 18 
  • wstęp tylko z zaproszeniami