Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Pruski sposób myślenia o mieście

- Niemcy, którzy przyjeżdżali do Poznania, stykali się z obcym, dziwnym dla nich żywiołem polskim i żydowskim, który ich drażnił. Poznań nie był dla nich atrakcyjnym miejscem - mówi prof. Przemysław Matusik z Instytutu Historii UAM.

W 2012 roku Wydawnictwo Miejskie Posnania opublikowało w języku polskim książkę Moritza Jaffego "Poznań pod panowaniem pruskim". Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1909 roku. Zdaniem historyków, do dziś trudno się bez tej książki obejść każdemu, kogo interesuje problematyka dziejów Poznania w XIX wieku. Redakcją naukową publikacji oraz przygotowaniem tłumaczenia z języka niemieckiego do druku zajął się prof. Przemysław Matusik.

prof. Przemysław Matusik (fot. Piotr Namiota) - grafika artykułu
prof. Przemysław Matusik (fot. Piotr Namiota)

Karol Szaładziński: Jest rok 1793 - drugi rozbiór Polski. Poznań wraz z Wielkopolską dostaje się pod panowanie pruskie. Następują zmiany w samorządzie miejskim. Jakie były różnice między samorządem I Rzeczypospolitej, a samorządem pruskim w Poznaniu?

Przemysław Matusik: Przejęcie władzy przez Prusy w Poznaniu oznaczało koniec tradycyjnego miejskiego samorządu, którego fundamentem było średniowieczne prawo magdeburskie. Ustrój miejski miał charakter arystokratyczny - rządziła elita, którą tworzyli ludzie posiadający pełne prawa miejskie: bogaci kupcy, właściciele domów, mistrzowie cechowi. To z nich rekrutowali się członkowie trzech głównych instytucji kierujących życiem miasta: najważniejszej rady miejskiej, następnie organu sądowniczego zwanego ławą i mającej w końcu XVIII wieku mniejsze znaczenie tzw. rady dwunastu, będącej pierwotnie reprezentacją cechowego pospólstwa. Wszystkie te instytucje zgłaszały z własnego grona czterech kandydatów, z których starosta generalny Wielkopolski wybierał prezydenta i jego zastępcę.

Prusacy przynieśli ze sobą absolutystyczny sposób myślenia, w którym rola samorządów wszelkiego rodzaju ograniczona została do minimum, przy jednoczesnej rozbudowie kompetencji państwowej biurokracji. Pewne rozwiązania miały charakter modernizacyjny, np. likwidacja stanowego sądownictwa miejskiego (ławy) na rzecz sądownictwa powszechnego. Zarazem jednak dominującym elementem decyzyjnym zaczęło być państwo, tzn. w zarządzie miasta główną rolę zaczął odgrywać przedstawiciel władzy państwowej - radca podatkowy Kamery Wojenno-Ekonomicznej. Urzędnik ten kontrolował i administrował pracami miasta oraz zatwierdzał decyzje prezydenta, którego mianował król. Prezydent wraz z urzędnikami tylko administrował miastem. Istniał też organ doradczy w postaci Rady Reprezentantów, który tworzyli przedstawiciele każdej z dzielnic wybrani przez obywateli posiadających prawa miejskie. Ta struktura - rada miasta oraz zarząd (magistrat), na którego czele stoi prezydent - funkcjonuje do dzisiaj.

Nadchodzi rok 1806 - chęć przyłączenia się do Księstwa Warszawskiego jest w Wielkopolsce powszechna. Jaffe w swojej książce przyznaje, że nawet poznaniacy niemieckiego pochodzenia poparli dążenia Polaków. Mieszczanie nie chcą samorządu opartego na pruskich zasadach i w efekcie zamieniają go na jeszcze bardziej restrykcyjny: francuski.

- Po pierwsze Prusacy, likwidując stare instytucje samorządowe pozbawili znaczenia ludzi, którzy dotychczas kierowali życiem organizmu miejskiego. Jaffe pisze o kłopotach z wyłonieniem Rady Reprezentantów. Kompetencje tej instytucji w porównaniu do wpływów władzy państwowej były tak mizerne, że nikt nie chciał osobiście firmować tego systemu. Po drugie Prusacy postanowili, że miastem będą rządziły tylko osoby znające język niemiecki - a większość ówczesnego patrycjatu stanowili Polacy lub ludzie silnie zintegrowani z polskim otoczeniem pomimo swych niemieckich korzeni. Trzecia sprawa to ogromny zakres ingerencji władzy państwowej, która rządziła, kontrolowała, decydowała o tym, co ma się dziać w mieście. Szedł za tym co prawda bardzo ważny argument finansowy - to król dawał pieniądze na inwestycje, wyburzanie murów obronnych, realizację projektu rozbudowy miasta. Jednak tradycyjnemu mieszczaninowi poznańskiemu panoszenie się pruskiego urzędnika zdecydowanie się nie podobało.

Po przyłączeniu się Wielkopolski do Księstwa Warszawskiego w Poznaniu zostały ogłoszone wybory do rady miasta jeszcze na starych zasadach opartych na Ustawie o miastach z okresu Sejmu Czteroletniego i na Konstytucji 3 maja. Jednak szybko wchodzi w życie ustawodawstwo oparte na Konstytucji Księstwa Warszawskiego z 1807 roku. Ma ono charakter zdecydowanie centralistyczny. Magistrat jest desygnowany przez władzę państwową. W mieście powołane zostaje zgromadzenie gminne, które składa się z osób posiadających pewien status majątkowy, ale także ludzi wykształconych i zasłużonych żołnierzy. Zgromadzenie wybiera kandydatów do rady miejskiej w podwójnej liczbie - o tym kto zostanie radnym decyduje ostatecznie władza państwowa.

Wydaje się, że po upadku Księstwa Warszawskiego, taka struktura władzy odpowiada Prusakom, którzy znowu zajęli Wielkopolskę.

- Samorząd z okresu Księstwa Warszawskiego w tak ogromnym stopniu zdominowany przez państwo przetrwał aż do początku lat 30. XIX wieku, a więc istniał jeszcze kilkanaście lat po upadku Księstwa. Dopiero wtedy Prusacy zdecydowali się na wprowadzenie własnej tzw. zrewidowanej ordynacji miejskiej z 1831 roku, która była korzystniejsza z punku widzenia miejskiej samorządności.

Co zmieniło się dla Poznaniaków pod panowaniem pruskim po 1820 roku?

- Najważniejszą rzeczą, którą Prusacy wymyślili w latach 20. XIX wieku było przekształcenie Poznania w twierdzę. To było potężne przedsięwzięcie organizacyjne, finansowe i logistyczne. Cała aktywność państwa w mieście szła właśnie w tym kierunku. Tymczasem ludzie tworzący w tych czasach instytucje samorządowe z jednej strony nie mieli zbyt wielkiego wpływu na decyzje władz państwowych, z drugiej - jak podkreśla Jaffe - nie były to wybitne osobowości.

Kim byli pruscy urzędnicy z tamtych czasów?

- Pruski urzędnik pierwszej połowy XIX wieku przyjeżdżał do Poznania z innych prowincji państwa Hohenzollernów. Zwykle nie mówił po polsku, dogadywał się więc głównie z tutejszymi Niemcami i Żydami, to co polskie mogło w nim wzbudzać wrażenie niezrozumiałego chaosu. Wiązało się to z poczuciem cywilizacyjnej wyższości, z chęcią sprawnego zarządzania miastem i modernizacji  miejscowych stosunków, choć bez jakiegoś misjonarskiego zapału. Trudno doszukiwać się u urzędników pruskich tamtych czasów jakiegoś głębokiego osobistego zaangażowania - przyjeżdżali, robili swoje i wyjeżdżali.

Jaffe zwraca uwagę również na to, że istniała duża fluktuacja ludności niemieckiej Poznania, szczególnie wśród warstw wyższych. Podkreśla brak społecznej ciągłości - potomków Niemców, którzy rządzili Poznaniem w latach 30. i 40. w drugiej połowie XIX wieku już w Poznaniu nie było. Jego zdaniem jedyną grupą, która zachowywała tę ciągłość byli Żydzi, traktowani przez niego konsekwentnie jako część zbiorowości niemieckiej. Znamienne jest bowiem, że ci z Niemców, którzy robili tu interesy i piastowali różne funkcje miejskie, po dorobieniu się, szukali większych zysków gdzie indziej. A jeśli już oni sami zostali w mieście, to ich synowie wyjeżdżali stąd studiować czy pomnażać majątek, a córki wychodziły za mąż za bogatych kupców z innych miast. Tak czy inaczej opuszczali Poznań, który nie był dla nich miejscem specjalnie atrakcyjnym. Przede wszystkim dla Niemców problemem był obcy, niezrozumiały i drażniący ich z różnych względów żywioł polski i w jakiejś mierze także żydowski. Tego dyskomfortu nie rekompensowały w wystarczającym stopniu perspektywy robienia interesów, które tu nie przekraczały pewnego poziomu: w poszukiwaniu naprawdę dużych pieniędzy, trzeba było Poznań opuścić. Istotnym negatywnym argumentem były też niedogodności życia w zamkniętym mieście - twierdzy.

 W drugiej połowie XIX wieku ta sytuacja zaczęła się zmieniać.

- Nową erę w historii Poznania wyznaczyła decyzja o rozebraniu umocnień twierdzy. Zaczął się budowlany boom, który trwał kilkanaście lat. Miasto poszerzyło swój obszar, powstały nowe dzielnice. Poznań zaczął zyskiwać wielkomiejski szlif. Już zresztą w latach 90. XIX wieku przypominał wielki plac budowy: kładziono sieć kanalizacyjną i bruki, następnie przystąpiono do wznoszenia  wielkich gmachów państwowych i miejskich. Miasto zafundowało sobie wtedy nowy - skąd inąd koszmarny - ratusz, powstało forum cesarskie z zamkiem. Prusacy starali się, żeby Poznań stał się miastem atrakcyjnym, w którym żyje się wygodnie.

Jednak przedsięwzięcia te nie przekonały Polaków do pruskiej władzy.

- Polak w państwie pruskim drugiej połowy XIX i początków XX wieku był obywatelem drugiej kategorii. Był traktowany pogardliwie. Język polski został wypchnięty z przestrzeni publicznej. Polacy mieli trudności z nabywaniem ziemi, zdobywaniem pozwoleń na budowę domów, urzędnik przyznający się do polskich korzeni nie mógł zrobić kariery. Jeśli Polak zdobył wykształcenie, wysyłano go do pracy w głąb Niemiec - tu z reguły nie mógł np. zostać profesorem gimnazjalnym. Do tego dochodził agresywnie antypolski ton obecny na co dzień w życiu publicznym, m.in. dzięki aktywności Niemieckiego Związku Kresów Wschodnich - Hakaty, którego głównym celem było zwalczanie Polaków. Ludność polska, należąca przede wszystkim do uboższej części mieszkańców miasta, nie mogła też wykorzystać swej liczebnej przewagi w wyborach, gdyż dyskryminowało ją trójklasowe prawo wyborcze. Chociaż zawsze w radzie miasta było kilku Polaków, to jednak w zarządzie od lat 60. XIX wieku nie zasiadł żaden poznaniak polskiego pochodzenia.

Państwo pruskie było przez Polaków znienawidzone. Każdy, kto był choć trochę świadomy, wiedział, że cały ten boom inwestycyjny - związany choćby z wzniesieniem dzielnicy cesarskiej - jest w sensie symbolicznym zwrócony przeciwko Polakom. Nowe gmachy, pomniki miały podkreślić niemiecki charakter miasta. Trudno więc się dziwić, że powstanie wielkopolskie w grudniu 1918 roku było powszechnym - i jak się okazało - niezwykle skutecznym zrywem polskiej ludności.

Rozmawiał Karol Szaładziński