Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Otwieram drzwi do wyobraźni

Studio Teatralne "Próby" kończy w tym roku 20 lat. O działalności grupy opowiada Bogdan Żyłkowski, jej opiekun artystyczny.  

. - grafika artykułu
Spektakl "Stefan C.", fot. archiwum Studia Teatralnego Próby

Od 20 lat stoi pan na czele Studia Teatralnego "Próby"...

Gdybym tylko stał, wszystko byłoby zbyt łatwe.

Ma pan rację. To ciężka praca. Cofnijmy się jednak do początku tej historii.

Byłem wtedy bardzo młody.

Ale energii miał pan zapewne tyle samo co dziś.

Tak, ale teraz bardziej świadomie ją wykorzystuję. Kiedy zaczynałem tę pracę, miałem silną potrzebę wykreowania czegoś nowego, trwałego. Chciałem zbudować zespół młodych artystów, z którymi mógłbym wędrować po bezkresnych krainach Teatru. Byłem przekonany, że potrafię zdziałać wszystko. Teraz właściwie też tak mi się wydaje, ale pracuję tylko z tematami, które mnie kręcą, są po prostu fajne.

A co jest fajne?

To, w co wierzę. To, co wymaga namysłu i daje się twórczo przetworzyć. To, co ważne dla uzyskania zrozumienia mechanizmów funkcjonowania świata. To, co ułatwia kontakt z drugim człowiekiem. Także to, co przeszkadza, ale daje się oswoić dzięki poznaniu i zrozumieniu.

Jakie cele przyświecają "Próbom" i czy przez lata się one zmieniły? Co udało się zrealizować? I co było najtrudniejsze w tym zadaniu?

Najtrudniejszym jest zbudowanie takiej konstrukcji zespołu, która pozwala funkcjonować jednocześnie kilkudziesięciu osobowościom. Od samego początku zbieram ludzi, którzy zarażeni teatrem chcą ze sobą przebywać i dyskutować, ale też odkrywać siebie, akceptować własne niedostatki, rozwijać zainteresowania, dbać o dobro słabszych i nieprzystosowanych, szanować inność. Zawsze marzyłem o tym, żeby to było miejsce, w którym będzie można oswoić swoje kompleksy i wyprostować psychiczne "garby". Bo najważniejsze jest właśnie to, że w "Próbach" są osoby, które umiały poradzić sobie ze swoimi lękami, nauczyły się pracować w zespole, okiełznać egoizm i nadmierne puszenie się swoją nieskromną aktorską wielkością. Potrafiły zlikwidować przywary, które na co dzień przeszkadzają im normalnie funkcjonować. Bo są to wrażliwi artyści i delikatni ludzie, często zagubieni, zawsze poszukujący, często maskujący słabość bezczelnością, wyniosłością czy wręcz agresją. Wierzę, że każdy z moich nadzwyczajnych aktorów przychodzi, żeby coś w sobie odkryć.

Mówię o aktorach, ale to nie koniec moich artystycznych spotkań z niezwykłymi młodymi twórcami - są też scenografowie, muzycy, tancerze, dramaturdzy, graficy, oświetleniowcy, krytycy i recenzenci. Muszę też wspomnieć o widzach, których przecież od lat zapraszamy na g. 19.05 do sali 218 w poznańskim Zamku.

Trudno jest tak szybko przemknąć przez to 20 lat. Nikt mnie jeszcze o to nie pytał...

Tym bardziej warto wrócić pamięcią do pierwszego spektaklu.

Pierwszego spektaklu nie pamiętam. Przypominam sobie jednak moment z 1996 roku, kiedy pan Henryk Dąbrowski - ówczesny kierownik Działu Teatru CK Zamek - zaprosił mnie do współpracy i zaoferował stworzenie nowej grupy teatralnej na bazie istniejących kiedyś "Prób". Nazwa została, a zawartość uległa zmianie.

Na inauguracyjne spotkanie przyszła licealistka. A, że miałem wtedy silnie zakodowane jeszcze ze szkoły teatralnej myślenie o przedmiocie (że ma on ukrytą prawdę o sobie i naturalnie duszę, że może odkryć własną tajemnicę), to zaproponowałem dla niej taką abstrakcyjną etiudę aktorską z kluczami. Dziś wiem, że wybór tematu nie był przypadkiem. Bo to jest właśnie to, co robię przez całe swoje teatralne życie. Otwieram młodych ludzi na siebie i sztukę.

Może to też klucz do sukcesu?

Ja nie wiem, co to jest sukces. Wiem jednak, że wpuszczam do młodych głów świeże powietrze, nowe idee, pobudzam do szukania własnej drogi, poza utartymi schematami i niezdrowymi przyzwyczajeniami. Ciągle coś w nich rozmontowuję, doprowadzam do tego, że zaczynają inaczej myśleć o sobie, wierzyć w siłę kreacji, być odpowiedzialnymi za każde słowo i kolejny krok. Otwieram drzwi do wyobraźni.

Zabrzmiało to tak, jakby "Próby" były pewną terapią.

Bo tak chyba trochę jest. Ważne jednak jest to, że to poznawanie rzeczywistości dokonuje się poprzez zabawę. Zmieniamy siebie i może nawet poprawiamy trochę ten świat.

Kim są w takim razie "Próbowicze"? Kto trafia pod pana skrzydła?

To są ludzie, którzy potrzebują zmiany - bardzo fajni, ciekawi, energetyczni ludzie. To osoby, które szukają sposobu na siebie, noszą w sobie jakiś niepokój i próbują go rozwiązać. To osobowości wrażliwe, inne, niezwykłe.

Czyli jednak nie do końca do zespołu może dołączyć każdy... Nie wystarczy miłość do teatru?

Każdy interesujący się sztuką osobnik może zostać "Próbowiczem". Niełatwe jest jednak wejście w tę strukturę, bo "Próby" są pewną całością, w którą trudno wniknąć. Budują ją ludzie, którzy nie tylko się lubią, ale przede wszystkim tworzą trudny teatr. Pozwalam im w tej kwestii na wszystko. "Próby" nie wyznaczają granic, a raczej je łamią. Przyjęcie do tej społeczności odbywa się poprzez akceptację wszystkich uczestników Studia. Ten sposób włączania do grupy nowych członków jest wyrazem ich odpowiedzialności za jakość i wyraz artystyczny naszej wspólnoty i naszych produkcji. Wśród przyjmujących są obecni i byli aktorzy zespołu - także profesjonaliści związani czasami z teatrem zawodowym: reżyserzy, aktorzy, scenografowie. Bywają też świetni ekonomiści, prawnicy, psycholodzy, kulturoznawcy.

Czyli śledzi pan losy swoich podopiecznych?

Oczywiście. Przyjaźnimy się, więc to nie jest trudne.

Czy "Próby" zostały zdominowane przez jakieś prądy, nurty?

Analizę tej przestrzeni zostawiam recenzentom. Jestem praktykiem i wykonuję teatralną robotę najciekawiej jak potrafię, nie poddając się modom, gustom, trendom i społecznym zapotrzebowaniom. Studio prezentuje spektakle kameralne i wieloobsadowe, monodramy i śpiewodramy, musicale i recitale, widowiska plenerowe, happeningi i zdarzenia parateatralne. Niewiele jest miejsc w Zamku, które nie znają naszych prezentacji.

Aktor lalkarz, reżyser, pedagog. Kim dziś czuje się pan najbardziej?

Przede wszystkim czuję się ojcem tej zbiorowości - czasami żartuję, że samcem alfa. Ale wiem, że jestem także wymagającym nauczycielem, myślącym reżyserem, cierpliwym słuchaczem i zupełnie szczęśliwym człowiekiem, który otoczony jest zadowolonymi ludźmi - tolerancyjnymi, życzliwymi i odpowiedzialnymi nie tylko za siebie, ale też za innych oraz ten świat.

To przykazania "Próbowicza"?

Tak, choć nie spisane na tablicach.

Nie czuwa pan jednak nad wszystkim sam.

Z reguły nie robię rzeczy, na których się nie znam. Nie poradziłbym sobie bez Tomasza Mazura, który sam jest muzyką, bez Agnieszki Gierach, która stroi mój sceniczny świat, bez Joanny Waluszko, która komponuje z dźwięków tego świata, bez Małgosi Michałowskiej, która porządkuje rytm zamkowego trwania i bez wielu innych wspaniałych "próbnych" przyjaciół.

Co dziś widzom proponują "Próby"? Co widnieje w ich repertuarze?

W repertuarze mamy kilkanaście spektakli dla młodzieży, studentów i dorosłych widzów. Prezentujemy je kilka razy w miesiącu w CK Zamek. Podczas Wiosny Młodych pojawią się dwie premiery: "Gyubal Wahazar" Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz "Intryga" na podstawie Erica-Emmanuela Schmitta.

Z tego co wiem, aktualnie pracuje pan też nad spektaklem, jaki zaprezentowany zostanie w Teatrze Polskim w ramach cyklu "Mała premiera"?

To "Serdeczny stary człowiek" Krystyny Miłobędzkiej. Niezwykła sztuka, niezwykłej autorki.

O czym opowiada ten tekst?

Przez to, że od 20 lat opowiadam na scenie o człowieku, tak też będzie tym razem. Zawsze zwracałem uwagę na osoby słabsze, z defektami, nie pasujące do otoczenia - byli to bohaterowie Witkacego, Mrożka, Gombrowicza, Ionesco. "Serdeczny stary człowiek" to gra w skojarzenia, nazwijmy to "w pojęcia z człowieka". Wspólnie z moimi aktorami, idąc za poetyckim słowem pani Krystyny Miłobędzkiej, zastanawiam się, co to właściwie jest ten człowiek? Z ilu i jakich części się składa? Czego i po co szuka? Co znaczy, że jest mną, tobą, nami, nimi? Dlaczego człowiek upada, ale ma siłę ciągle się podnosić?

Punktem wyjścia do jego realizacji była zabawna sytuacja podczas jednej z prób czytanych "Komedii" Becketta. Dwójka aktorów, dyskretnie spoglądając na ekran komórki, dialogowała ze sobą, jednocześnie rozwiązując jakąś komputerową szaradę. I to było niezwykłe, bo w tej samej chwili, coś kombinując w wirtualnym świecie, bez żadnego problemu wchodzili w teatralną rzeczywistość i mówili ze zrozumieniem tekst Becketta! To niesamowite, jak młodzi ludzie potrafią tak skakać pomiędzy światami! Gry komputerowe są bezpośrednią inspiracją naszego nowego spektaklu. Premiera już 8 kwietnia.

Dlaczego więc na widowni - a wiem, że tak jest - cały czas brakuje młodzieży?

W Próbach jest z reguły komplet widzów. Są to nasi stali bywalcy, zespołowi przyjaciele, facebookowi "lubiciele", znajomi królika i całkiem nieznani teatromani. Coś ich do nas ciągnie, jakaś potrzeba odkrywania prawdy - może wiara, że spektakl oczyszcza, uszlachetnia, odkrywa? Teatr jest sztuką słuchania i wyciągania wniosków. W teatrze trzeba się skupić i trochę pomyśleć. Umiemy właściwie tylko oglądać. Zwracamy uwagę na to, jak wygląda świat, a nie po co żyjemy. Jesteśmy poddani presji formy, a nie umiemy skupić się na treści. Refleksja dziś to dla niektórych prawdziwe wyzwanie. Ale my mamy swoich wiernych wyznawców. Zapraszam.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik