Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie jestem ortodoksyjny

O muzycznym ADHD, ścieżce dźwiękowej do filmu "Wściekłość" i tłuczeniu luster - z Tomaszem "Qlheadem" Kuldo, poznańskim producentem muzyki elektronicznej, rozmawia Sebastian Gabryel.

. - grafika artykułu
fot. Damian Christidis

10 marca ukazał się Twój nowy mini-album. "Almighty" nagrałeś jako Qlhead, ale "Borderline" już pod nowym pseudonimem. Skąd pomysł, by po latach działalności pod rozpoznawalną już nazwą debiutować na nowo?

Album "Almighty" jest przełomem i początkiem mnie jako nowego Qlheada. Podczas pracy nad płytą postawiłem sobie poprzeczkę dużo wyżej. To kilka miesięcy wytężonej pracy, szukania nowego brzmienia i nowej jakości IDM-u*. Totalnego poświęcenia się muzyce... Dzięki temu powstało dziesięć utworów, prawie godzina muzyki. Kiedy jednak pojawiła się możliwość premiery albumu w poznańskim Schronie, zadałem sobie pytanie: czy to już koniec tworzenia "Almighty"? Wtedy postanowiłem nagrać jedenasty, tytułowy utwór, który idealnie wpisał się w gatunek muzyki granej w tym klubie, czyli techno. Ale żeby było ciekawiej, ten jedenasty prawie godzinny utwór został podzielony na jedenaście części. I tak powstał pełny, niemalże dwugodzinny album. Po koncercie live w Schronie postanowiłem "rozdzielić się" muzycznie. Jako Qlhead wciąż pozostaję przy klimatach IDM, ambient*, drone* i innego rodzaju eksperymentach. Jako Kuldo zamierzam tworzyć i grać wyłącznie techno, choć w różnych jego odmianach. Dla wyjaśnienia, ten pseudonim to moje nazwisko (śmiech).

Jak oceniasz kondycję techno w czasach wszechobecnego EDM-u* w stylu Martina Garrixa? Z jednej strony mówi się o jego renesansie, o modzie na brzmienia rodem z berlińskiego klubu Berghain, z drugiej często podkreśla się, że ta muzyka najlepsze czasy ma już dawno ze sobą. Techno to rzeczywiście relikt przeszłości?

Techno ma swój specyficzny i niepowtarzalny klimat. Tworzyłem je i grałem już kilkanaście lat temu, choć dziewięćdziesiąt procent mojej twórczości nigdy nie ujrzało światła dziennego. Najczęściej poruszam się po acid techno* i ambient techno, ponieważ zawierają to, co chcę przekazać i są idealne do grania w klubach, pozwalają na całkowitą improwizację. Z kilkusekundowej sekwencji stworzonej na żywo można zagrać pięciominutowy utwór, dodając oczywiście ścieżki rytmiczne, basowe.. A co do EDM-u. To nic innego jak tylko ładnie opakowane disco polo. Przewidywalne, bez wyobraźni i brzmiące zawsze podobnie, schematycznie. Pewnie o techno ktoś inny powie to samo.

17 marca do kin trafi dramat "Wściekłość", do którego skomponowałeś muzykę. Jak doszło do Twojej współpracy z Michałem Węgrzynem? 

Michałowi spodobała się moja płyta "Decay" z 2014 roku, ponieważ okazało się, że jej klimat idealnie współgrał z fabułą filmu. Kiedy dostałem kopię filmu, umieściłem ścieżki zgodnie z sugestią reżysera, choć zmiany, które zaproponowałem oczywiście też zostały uwzględnione. Na potrzeby filmu "Wściekłość" zostały skomponowane również nowe utwory. Mając na uwadze najwyższą jakość dźwięku, całą płytę wyprodukowałem na nowo. Jako "Decay (Rage OST)" właśnie pojawiła się w sieci na mojej stronie Bandcamp.com.

Co na kilka dni przed premierą możesz powiedzieć o tym filmie? Dla kogo będzie?

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem film z moją muzyką, to emocje były wielkie. Wierz mi, to niesamowite uczucie. W ogóle trudno mi o tym filmie mówić, jestem z nim związany emocjonalnie (śmiech). Michał Węgrzyn wraz z całą ekipą wykonał wspaniałą pracę i cieszę się, że mam w tym swój udział. Jakub Świderski grający główną rolę, dziennikarza Adama, wykazał się podczas kręcenia filmu naprawdę niezłą kondycją, biegając przed kamerą po kilkanaście kilometrów dziennie. Filmowemu Adamowi ten bieg pomoże całkowicie odmienić dotychczasowe życie. "Wściekłość" jest moim zdaniem odpowiedzą na pytanie, do czego może doprowadzić "wyścig szczurów".

Film nie tylko zdobył nagrodę dla najlepszego filmu fabularnego na Lisbon International Film Festival 2016, ale znalazł się w tegorocznej selekcji Craft Film Festival Barcelona. Sukces filmu to również Twój sukces. Czy to nie jest najlepszy moment do opuszczenia polskiego, a ściślej poznańskiego podwórka?

Film był już trzykrotnie nagradzany: Kalkuta, Lizbona i Los Angeles. Przed twórcami kolejne cztery duże festiwale, które zakwalifikowały "Wściekłość" do oficjalnej selekcji. To ogromny sukces. Natomiast jeżeli chodzi o promowanie mojej muzyki za granicą, to jest regularnie grana w niemieckich stacjach radiowych. To choćby Radio Hannover i audycja "Grenzwellen", którą prowadzi Ecki Stieg czy też audycja "Klangforschung". Można mnie usłyszeć również w Szwajcarii, Holandii, USA.

Moje poprzednie pytanie bierze się z dłuższej obserwacji lokalnych artystów rozczarowanych sytuacją na krajowym rynku. Zapewne domyślasz się, że tu już nie tyle chodzi o mniejszy zasięg czy kiepską promocję, ale swego rodzaju "szklany sufit", który w kraju nad Wisłą wyjątkowo trudno przebić. Nie masz takiego wrażenia, że przysłowiowy Jan Kowalski grający IDM musi zwrócić się w stronę Niemiec czy Holandii, by odnieść sukces?

Zgadzam się z Tobą. W Polsce królują łatwe, lekkie i przyjemne utwory. Reszta praktycznie skazana jest na podziemie. Wszyscy mówią o nienawiści do wspomnianego disco polo, jednocześnie się przy nim bawiąc. Wytwórnie raczej nie są zainteresowane bardziej ambitną muzyką, przynajmniej do momentu, kiedy nie zaczynasz stawać się znany na Zachodzie. Stąd właśnie pęd muzyków w tamtym kierunku, myślenie w stylu: "muszę wydać w Berlinie". Ale to jest iluzja. Moim zdaniem naprawdę dobra muzyka, wydana nawet w małej wytworni, kiedyś również będzie miała swoje pięć minut. Chyba, że założeniem jest granie utworów komercyjnych, tylko dla korzyści finansowych, nie dla sztuki. Wtedy sugeruję zbicie wszystkich luster i pod żadnym pozorem nie robienie selfie, bo może być ciężko ze spojrzeniem sobie w twarz. Wiesz, to tak jakbyś zdradził samego siebie.

Porozmawiajmy trochę o live actach. Sądząc choćby po koncercie na MadeInPoznań z Wojciechem Luchowskim czy na Spring Break, występy na żywo w Twoim przypadku nigdy nie ograniczają się do wciśnięcia "play". Skąd takie podejście w kwestii instrumentarium?

Po prostu lubię kręcić gałkami (śmiech). Nie wyobrażam sobie tylko odtwarzania muzyki. To jak śpiewanie z playbacku, to nie dla mnie. W instrumentarium są samplery, syntezatory, ale czasem wystarczy parę kontrolerów MIDI i kilka cyfrowych instrumentów, na których można wykrzesać rewelacyjne brzmienia. Albo sam sampler z załadowanymi własnymi próbkami i laptop. Nie jestem ortodoksyjny i nie musi to być "tylko analog". Nie ograniczam się do konkretnego instrumentu. Jak nie mam pod ręką laptopa, to komponuję na telefonie komórkowym. Też można.

Zauważyłem, że w muzyce elektronicznej największą inspiracją często jest sam dźwięk - jego istota, charakter, synteza. Czy tak jest również w Twoim przypadku?

W swojej twórczości największy nacisk kładę na emocje, przez co tworzenie utworu jest kompletne - od pierwszego dźwięku do ostatecznego masteringu. Często sam tworzę zdjęcia i wideo, obrazy będące potem okładkami moich płyt. Współpracuję też z moim przyjacielem, artystą wizualnym, Damianem Christidisem. To właśnie on jest autorem genialnego obrazu, który stał się okładką płyty "Decay (Rage OST)". Damian ma niesamowicie wysmakowaną wyobraźnię, jest perfekcyjny, robi doskonałe zdjęcia, maluje rewelacyjne obrazy i myślę, że razem stworzymy coś, co będzie dostrzeżone na całym świecie. Sztukę audiowizualną. Właściwie to jestem tego pewien.

Czy możemy liczyć na kolejny album jeszcze w tym roku? Mając na uwadze liczbę ostatnich projektów, mógłbyś spokojnie zrobić sobie małą przerwę...

Przerwa... To raczej niemożliwe. Równie dobrze mógłbyś namawiać mnie na odcięcie sobie ręki (śmiech). A tak poważnie, to w zasobach mam przygotowaną płytę Qlhead "True Self". Jest najbardziej wyrafinowana, a przez kilka osób, którym podesłałem album oceniona jako najlepsza ze wszystkich, jakie zrobiłem do tej pory. Teraz skupiam się na promocji ścieżki muzycznej do "Wściekłości" i graniu koncertów. I to mój główny cel.

Ogromnie ważne jest dla mnie wsparcie przyjaciół, takich prawdziwych, których czasami, mam nieodparte wrażenie, katuję swoimi dźwiękami. Ale oni dzielą się ze mną swoją wrażliwością na te dźwięki, a informacja zwrotna, którą od nich otrzymuję, jest dla mnie bardzo pomocna. Kiedyś kupię taki specjalny, podrasowany autobus i wszyscy razem będziemy nim jeździć na koncerty.

rozmawiał Sebastian Gabryel

  • Pokaz filmu "Wściekłość" i spotkanie z reżyserem Michałem Węgrzynem, operatorem Wojciechem Węgrzynem oraz Tomaszem "Qlheadem" Kuldo
  • kino Pałacowe
  • 18.03, g. 17
  • bilety: 14 zł (ulgowe), 17 zł (normalne)

* IDM (ang. Intelligent Dance Music) - improwizacyjny i abstrakcyjny styl muzyki elektronicznej.

* Ambient - gatunek eksperymentalnej, statycznej muzyki elektronicznej, kompozycyjnie opierający się na plamach dźwiękowych.

* Drone - podgatunek muzyki ambient, bardziej minimalistyczny i opierający się na długich, powtarzalnych dźwiękach.

* EDM (ang. Electronic Dance Music) - pojemne określenie komercyjnej muzyki elektronicznej dedykowanej do klubów, charakteryzującej się melodyjnością i rozrywkowym charakterem.

* Acid techno - podgatunek muzyki techno, popularny zwłaszcza na przełomie lat 80. i 90., najczęściej kojarzony z "kwaśnym" brzmieniem kultowego syntezatora Rolanda TB-303.