Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie chodzi o to, żeby wszyscy kochali Szekspira

W grudniu mija pięć lat od Poznańskiego Kongresu Kultury. Czy jest nam w Poznaniu potrzebny nowy kongres, czy można zaszczepić na nasz grunt kilka pomysłów z innych województw i o czym właściwie rozmawiano na październikowym Kongresie Kultury w Warszawie? O tym wszystkim mówi poznański socjolog i badacz kultury Marek Krajewski.

. - grafika artykułu
il. A. Musiał

Dlaczego warto porozmawiać o warszawskim Kongresie Kultury tu, w Poznaniu?

Myślę że po pierwsze dlatego, że było to bardzo ważne zjawisko również dla poznańskiego świata kultury, dla kultury w ogóle. Jeżeli jest taka możliwość, to trzeba opowiedzieć o tym, co w trakcie Kongresu istotnego się wydarzyło.

To co się takiego wydarzyło?

Doszło do spotkania bardzo wielu osób - ok. 2 tys. z całego kraju - wśród nich byli także ci, których dotąd nie zapraszano do tego rodzaju przedsięwzięć albo którzy nie pojawiali się w ogóle w myśleniu o kulturze. Sama konstrukcja Kongresu bardzo mi się podobała, bo tym razem duża jego część, poza generalnymi panelami, była oparta na demokratycznej zasadzie: każdy mógł zgłosić swój temat, następnie w sieci odbyło się głosowanie nad tzw. "stolikami" - było ich ponad 300 - ostatecznie wybrano 42. Sam Kongres stał się więc modelem procesu demokratyzowania przestrzeni kultury. To jest warte podkreślenia.

Kto dał pierwszy impuls do spotkania?

Wydaje mi się, że pomysł zrodził się w gronie Obywateli Kultury. A sam Kongres wziął się przede wszystkim z poczucia trudności komunikowania tego, że kultura jest istotna - to po pierwsze. Po drugie - z zaniepokojenia językiem, jakiego używa się w przestrzeni publicznej w ostatnich latach, ale też z zaniepokojenia faktem, że kultura w pewnym momencie zaczęła się przesuwać w kierunku monokulturowym, akcentującym tylko i wyłącznie jeden system wartości i jedną funkcję - próbę integracji zbiorowości narodowej, koncentracji na tradycji. Zaniepokojenie wynikało też z faktu, że dorobek potransformacyjnych zmian, czyli ogromna różnorodność kultury, nagle okazał się zagrożony.

Jakie były główne obszary zainteresowań uczestników 42 "stolików"?

Przede wszystkim dostrzeżono, że kultury wcale nie określa polityka czy gospodarka, ale system edukacyjny. To być może banalne stwierdzenie, ale zapominamy, że ze względu na "silosowość" świata społecznego, w którym funkcjonujemy, każdy sektor działa w Polsce osobno i nie współpracuje z innymi. One się nie łączą, a przecież to od systemu edukacyjnego zależy, jacy będą odbiorcy, twórcy kultury, jakie będą dominujące systemy myślenia. Dlatego mniej więcej jedna trzecia "stolików" była poświęcona kwestiom edukacyjnym w bardzo różnych wymiarach.

Druga duża grupa "stolików" podejmowała temat sytuacji materialnej, egzystencjalnej twórców kultury. Były również panele dotyczące sytuacji prowincji, niezauważania jej przez centrum. Ale też tego, że prowincja bardzo często patrzy na samą siebie przez okulary, które zostały skonstruowane przez centrum, a więc widzi siebie tylko w roli magnesu, który ma przyciągać różnego rodzaju kapitały z centrum. Zazwyczaj kończy się to tak, że prowincja myśli o sobie jako o miejscu, które powinno być atrakcyjne turystycznie dla ludzi mieszkających w centrach, a zaniedbuje inne formy rozwoju, specyficzne, lokalne potencjały.

Były również panele poświęcone odbiorcom, różnym formom ich wykluczania z przestrzeni kultury. Sporo mówiono o tzw. "przemocy symbolicznej", czyli narzucaniu pewnych hierarchii wartości, języka, sposobów rozumienia rzeczywistości przez dominujące kategorie społeczne. Były również "stoliki" poświęcone upolitycznieniu kultury, związkom między kulturą a biznesem. Był "stolik" poświęcony kolekcjom, kupowaniu sztuki.

Jak widać, Kongres miał dosyć zróżnicowaną strukturę, ale z przewagą wątku edukacyjnego. Chyba po raz pierwszy, odkąd pamiętam, ten wątek tak silnie zafunkcjonował.

Współtworzył Pan zespół, który opracował dla uczestników Kongresu nową Mapę Kultury...

Naszym zadaniem była odpowiedź na pytanie "jak jest?". Bardzo proste pytanie, a jednocześnie niezwykle złożone. Ta mapa, która przypomina mapę myśli, nie wzięła się z naszej głowy. Na potrzeby jej konstruowania wzięliśmy pod uwagę ok. 40-50 raportów diagnostycznych, które powstały w ostatniej dekadzie. W trakcie tworzenia mapy okazało się, że problemem jest to, że z pola naszego widzenia znika zazwyczaj bardzo wielu aktorów tworzących kulturę. Myśląc o kulturze, najczęściej koncentrujemy się bowiem na dużych miastach, potężnych instytucjach kultury, natomiast zapominamy, że kultura to jest naprawdę bardzo zróżnicowane pole, nieustannie się poszerzające, zwłaszcza jego wymiar pozainstytucjonalny, który pojawia się za sprawą digitalizacji i usieciowienia, ale też rozwoju inicjatyw miejskich, oddolnych, zupełnie niesformalizowanych form działania. Z tej mapy widać, że pole instytucjonalne, które nazywamy "sektorem kultury", to tak naprawdę odrębny, dosyć wąski fragment samej kultury, błędnie traktowany jako jej cały obszar.

Jedną z ważniejszych obserwacji Kongresu było dostrzeżenie, że za chwilę instytucje kultury staną przed problemem tego, że nie będą potrzebne odbiorcom. Bo oni potrafią być bardzo aktywni, jeżeli chodzi o uczestnictwo w kulturze, nie korzystając z oferty instytucjonalnej. Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że instytucje są bardzo potrzebne dla trwania i rozwoju kultury. Dzięki nim na przykład są w stanie przetrwać takie działania kulturalne, które nie mają charakteru komercyjnego, nie mają szerokiej publiczności, które wymagają dla swojego rozwoju długiego trwania, a nie tylko działań w logice jednorocznego projektu. Dlatego też konieczne jest silniejsze otwarcie instytucji na działania niesformalizowane, ich większa responsywność na zmieniające się wokół nich otoczenie. Bo jeżeli instytucje tego nie zauważą, to będą się marginalizować, a co za tym idzie - coraz trudniej będzie przekonać ludzi, żeby uczestniczyli w ich działaniach i żeby dostrzegli istotność działania artystów, którzy są z nimi związani. W rezultacie - trudniej nam będzie uzasadniać niezbędność świadczeń socjalnych dla twórców, podnoszenia płac w sferze kultury, a także dowodzić, iż jest ona ważna i istotna, itd.

Mapa Kultury jest otwarta, zostawiliście miejsce na dołożenie kolejnych elementów.

Przy tworzeniu takich złożonych przedsięwzięć edukacyjnych zawsze pozostaje poczucie, że coś nam umknęło. Myślę, że sama mapa jest najmniej sfinalizowana w odniesieniu do obszaru dotyczącego bardzo rozwiniętego, ale słabo opisanego przez badaczy, sektora prywatnego. Produkcja gier, filmów to też jest element pola kultury. Mam jednak nadzieję, że mapa będzie się rozwijać. Krokiem w tym kierunku jest tworzenie jej interaktywnej wersji, dzięki której będzie można komentować wpisy, dodawać swoje. Mam nadzieję, że mapa stanie się przez to nie tylko bogatsza, ale też zdemokratyzuje się.

W grudnia mija 5 lat od Poznańskiego Kongresu Kultury. Może przydałby nam się w Poznaniu nowy Kongres Kultury?

Odpowiadając na to pytanie, trzeba by się zastanowić, co się stało z poprzednim Kongresem. Mam wrażenie - wbrew głosom malkontentów - że doprowadził przede wszystkim do tego, że środowisko się zintegrowało. Bardzo gwałtowne zmiany, które przeżywaliśmy jeszcze za poprzedniej kadencji władz miasta, wzmocniły to zjawisko. Pojawiła się też chyba wśród decydentów większa świadomość tego, że kultura jest ważna. Natomiast na pewno można by się zastanowić nad przeniesieniem na nasz lokalny grunt takich inicjatyw, które pojawiają się w innych województwach. W zachodniopomorskim od kilku lat działa Zachodniopomorskie Forum Kultury. Jego zadaniem jest przeciwdziałanie rywalizowaniu o ograniczone środki publiczne. Występują jako partner w negocjowaniu z władzą budżetu i nakładów na kulturę. W lubuskim istnieje z kolei stowarzyszenie dyrektorów instytucji kultury. Natomiast Forum Kultury w Małopolsce duży nacisk kładzie na kwestie animacyjne, edukacyjne. Taka forma samoorganizowania się sprawia, że środowisko staje się mocniejsze, zaczyna mówić jednym głosem, dużo trudniej jest je zignorować.

Jest Pan optymistą czy pesymistą, jeśli chodzi o efekt warszawskiego Kongresu?

Jestem realistą. Nie wierzę, bo wielokrotnie się na tym zawiodłem, w obietnice radykalnych i jednorazowych zmian o charakterze systemowym, bo one jednak bardzo często rozpływają się albo we wspomnianej "silosowości" kultury, albo bezwładności aparatu urzędniczego. Natomiast wierzę w niewielkie zmiany, które w pewnym momencie się kumulują. Tak jak w wypadku Poznańskiego Kongresu Kultury. To, co często traktowaliśmy jako bezskuteczne starania, jednak przyniosło efekt, kiedy trafiło na podatny grunt. Być może to jest rozwiązanie - "kropla drąży skałę".

rozmawiały Natalia Grudzień i Sylwia Klimek

Marek Krajewski - socjolog, pracuje w Instytucie Socjologii UAM. Autor licznych artykułów dotyczących kultury popularnej, sztuki, edukacji kulturowej, współczesnego życia społecznego. Autor książek, m.in.: Kultury kultury popularnej (2003), POPamiętanie (2006), Deindywiduacja. Socjologia zachowań zbiorowych (2014, redaktor tomu). Kurator Zewnętrznej Galerii AMS (1998-2004) oraz pomysłodawca projektu Niewidzialne miasto. Uczestnik Kongresu Kultury 2016, członek zespołu przygotowującego Mapę Kultury.

Kongres Kultury odbył się w Warszawie w między 7-9 października. Ta oddolna inicjatywa środowiska ludzi kultury przyciągnęła około 2 tys. uczestników z całego kraju. Rozmawiano m.in. o edukacji, migracji i wielokulturowości, odbiorcach kultury, funkcjonowaniu instytucji i sytuacji twórców na rynku pracy. Z Poznania przyjechali m.in. Anna Brzezińska, Przemysław Czapliński, Izabela Kowalczyk, Marek Krajewski, Waldemar Kuligowski, Anna Hryniewiecka, Jerzy Moszkowicz.