Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie chcemy epatować udziwnieniami

Z Katarzyną Cynką, Bartłomiejem Bajonem i Marcinem Kozierowskim z biura PL.architekci* rozmawia Jakub Głaz

. - grafika artykułu
Od lewej: Bartłomiej Bajon, Katarzyna Cynka i Marcin Kozierowski. Fot. archiwum PL.architekci

Poznań rozlewa się na przedmieścia i trochę przykładacie do tego rękę: projektujecie interesujące domy, ale nieraz w szczerym polu. Jak się działa na chaotycznych suburbiach?

Katarzyna Cynka: Łatwo nie jest. Zły jest chaos, ale i plany zagospodarowania, nastawione wyłącznie na domki z łamanym dachem. W podpoznańskich gminach nie spotkaliśmy się z planem, który pozwalałby na dach płaski. Nawet gdy w sąsiedztwie królują "kostki", trzeba robić strome połacie. I jesteśmy w kropce, bo przychodzą do nas klienci świadomi, którzy nie chcą typówki. Co ciekawe, im bliżej Poznania, tym bardziej wysublimowana architektura. Im dalej, tym bardziej typowo.

Co nazywacie wysublimowaniem?

Bartłomiej Bajon: Dom, który nie jest katalogowym gargamelem. Zamówiony przez kogoś, kto wie, że lepiej postawić na indywidualny koncept, a nie dom z katalogu, którego projekt jest tańszy, choć realizacja kosztuje podobnie. To także prostota i umiar, o które nieraz trzeba walczyć. W Błażejewku zrobiliśmy dwie proste bryły podobne do stodoły, a urząd kręci nosem: "Proszę udowodnić, że dom nawiązuje do zabudowy wiejskiej". Obok stoją już domy z katalogu, fikuśne, prowansalskie. Wychodzi na to, że typowa dla krajobrazu jest zabudowa katalogowa.

Dorobiliśmy się nowej tradycji?

K.C.: Totalny miszmasz. Oprócz domów jednorodzinnych rośnie też zabudowa deweloperska. W polu stoją domki, kawałek dalej jakieś bloki, hale produkcyjne i obok szeregowce, bo deweloper odrolnił i podzielił kawał pola. A w ogródkach pączkują szopy i drewutnie, bo nikt nie zaplanował pomieszczeń gospodarczych. Getta! Wyjątkowe zagłębie takich obozowisk jest pod Kórnikiem. Ludzie to kupują, bo tanie. O wyprowadzce z miasta decydują przede wszystkim pieniądze. B.B.: No i marzenia o domu z ogródkiem zamiast mieszkania.

Marcin Kozierowski: Ale coraz więcej ludzi wraca, bo już odkryli, że wożenie do szkół dwójki czy trójki dzieci jest nierozsądne.

B.B.: Znamy klientów, którzy mają dom za miastem, ale niedawno kupili drugie lokum w centrum, bo ich męczyło to ciągłe jeżdżenie.

Jakie domy zamawiają dziś poznaniacy?

K.C.: Widoczna jest zmiana podejścia. Zaczynają budować domy ludzie urodzeni w latach 80., bardziej bywali w świecie, spragnieni jakości, prostoty i sensu. Zmiany widać też w deweloperce. Pierwszą jaskółką była Linea ze swoim osiedlem w Dąbrówce. Wtedy wszyscy się chwytali za głowy, że takie to proste, biały tynk się pobrudzi. A teraz coraz więcej takich projektów: biel, grafit, drewienko.

Projektujecie tak od dawna. Nie szukacie czegoś nowego?

B.B.: Nasze stodołowate formy to odpowiedź na plany zagospodarowania, ale wynikają też z krajobrazu, wciąż je lubimy, bo nie chcemy epatować udziwnieniami.

M.K.: Trudno naśladować to, co istnieje, bo wtedy byłoby koszmarnie. Dlatego wpisujemy się prostotą, umiarkowaniem. Im więcej takich projektów, tym pozytywniej wpłyną na otoczenie. Sporo zależy od odwagi i jakości urzędników. W jednej z gmin plan pozwala na płaski dach, jeśli projekt ma wysokie walory architektoniczne. Dostaliśmy więc zgodę na odstępstwo, choć rodzi się pytanie, kto ma o tych "wysokich walorach" decydować. Większość urzędników woli się nie wychylać, bo boją się, czy im wyższa instancja nie unieważni decyzji.

B.B.: Urzędowe podchody to nieodłączny element naszej pracy, kto wie, czy nie główny. Wolałbym ten czas poświęcić na projektowanie.

Czy w ostatnich latach powstała w Poznaniu jakakolwiek pełnoprawna enklawa domów jednorodzinnych?

B.B.: Jedynie Strzeszyn. Bez szału, ale nie ma bałaganu: czytelny układ, zieleń, przestrzeń.

M.K.: Z dawnych osiedli broni się stary Grunwald. Cichy, spokojny zanurzony w starodrzewie, a przy tym doskonale skomunikowany. K.C.: No i Sołacz, wzorzec niedościgniony, choć taki malutki: ledwo kilka uliczek.

A co zrobić z morzami "polskich kostek" z czasów PRL? Przeprojektowywaliście kiedyś taki dom. Macie jakiś patent na Antoninek, Świerczewo, Ławicę?

B.B.: Usunąć naleciałości: fikuśne daszki, dobudówki. Doprowadzić do wyjściowej prostoty i umiaru, a wewnątrz poprawić funkcjonalność pomieszczeń, połączyć płynnie ogrody z wysokimi parterami.

K.C.: Zlikwidować płoty od frontu, optycznie poszerzyć przestrzeń ulic. O brak płotów walczymy zresztą często. Było tak też w Wolsztynie, gdzie budowaliśmy ośrodek sportowy "Fala Park". Udało się namówić inwestora, by nie grodził terenu, otworzył się na otoczenie. Dzięki temu z "Fali" może korzystać każdy. Są ogólnodostępne place zabaw, ogródki. W Poznaniu za takie atrakcje w prywatnych obiektach trzeba płacić.

B.B.: "Fala" to zresztą fenomen: miał być ośrodkiem sportowym, a stał się czymś w rodzaju domu kultury.

K.C.: Przydałyby się w Poznaniu takie centra dzielnicowe: otwarte programowo i architektonicznie na ludzi w każdym wieku. Brak jest oferty dla rodzin, rozbudowanych placów zabaw, parkowych atrakcji. Także dlatego ludzie wynoszą się do domów z ogródkiem.

Nie ma u nas tak dobrego obiektu jak "Fala". Mamy za to mało udane Termy Maltańskie. Jak byście je zaprojektowali?

M.K.: Byłyby całkowicie wtopione w otoczenie, wykorzystały atuty pagórkowatego krajobrazu. Bo zrealizowany obiekt może być czymkolwiek, przypomina magazynową halę.

B.B.: Pięknie można by Termy schować w tym wzgórzu, zespolić z okolicą.

K.C.: I sprawić, by były przyjazne. Dziś trudno ustalić, komu mają służyć przede wszystkim. Dla sportowców jest majestatyczne wejście ze schodami, a codziennym użytkownikom ma wystarczyć wepchnięta pod nie zagracona przestrzeń.

M.K.: Męczy nas jakość miejskich inwestycji, choć brak już nam sił na irytację. Wiemy jedno: termy, dworzec, stadion powstały teraz, będą stały kupę lat i nikt tego nie zmieni. Jak to będzie świadczyć o naszym pokoleniu! Potomni będą nas oskarżać o bezmyślność, choć wielu z nas nie przyłożyło do tego ręki!

Możecie to naprawiać. Co chcecie zaprojektować w Poznaniu?

B.B.: Rynek Łazarski i jego okolice, bo mieszkamy obok. Dobrze byłoby podziałać w parku Kasprowicza, uzupełnić Arenę o obiekt podobny do "Fali", reaktywować tę przestrzeń.

M.K.: Ja chciałbym plombować wszystkie wyrwy w zabudowie.

K.C.: I żeby to były trudne tematy, wtedy jest ciekawiej.

B.B.: O tak. Lepiej projektować, gdy obok już jest zabudowa; my się do niej dopasujemy. Bo jak stawiamy coś w szczerym polu, to potem i tak nikt do nas nie nawiązuje.

Rozmawiał Jakub Głaz

*Pracownia PL.architekci - działają od 2004 r. w Poznaniu, mają na swoim koncie wiele interesujących projektów domów jednorodzinnych oraz ośrodek sportowy "Fala Park" w Wolsztynie, finalistę konkursu "Życie w Architekturze" na najlepszy budynek w Polsce w latach 2000-2012.