Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nauka wrażliwości

- Pamiętam też przygotowania do Pasji wg św. Mateusza. Próbowaliśmy nocami, czasem od popołudnia do 2-3 w nocy, z małymi przerwami na paskudną kawę z automatu. Było pięknie - absolwenci Akademii Muzycznej opowiadają o swojej uczelni z okazji obchodów 100-lecia jej istnienia.

. - grafika artykułu
Agnieszka Duczmal, fot. Katarzyna Babka

Z jakimi oczekiwaniami wchodzili Państwo do poznańskiej Akademii Muzycznej?

Lech Bałaban: Największe znaczenie miała dla mnie osobowość i sława pani profesor Jadwigi Kaliszewskiej, ówczesnej pedagog poznańskiej Akademii. Znałem z konkursów kilkoro jej wybitnych studentów i każdy z nich zachwycał mnie własnym stylem wykonawczym. Pani profesor miała wtedy opinię bardzo wymagającego pedagoga, i to również przyciągnęło mnie - przyszłego ambitnego studenta, do murów Akademii. Z perspektywy ponad 30 lat od ukończenia studiów skrzypcowych na Akademii czuję ogromną wdzięczność za to, w jaki sposób Pani Profesor nauczyła mnie patrzeć na muzykę i wykonawstwo instrumentalne.

Agnieszka Duczmal: Będąc uczennicą szkoły podstawowej, postanowiłam zostać dyrygentem i konsekwentnie dążyłam do realizacji tego marzenia. Średnią Szkołę Muzyczną ukończyłam z dyplomem w klasie fortepianu, fletu i dyrygowania, które prowadził prof. Stanisław Kulczyński. Do egzaminu wstępnego przygotował mnie prof. Stefan Stuligrosz i z tym bagażem wkroczyłam do klasy dyrygentury symfonicznej prowadzonej przez prof. Witolda Krzemieńskiego wierząc, że podczas studiów przygotuję się dobrze do uprawiania wymarzonego zawodu. Szczęście mi sprzyjało, gdyż u progu trzeciego roku studiów miałam możliwość założenia studenckiej orkiestry kameralnej. Ten eksperyment okazał się moją pasją i tej orkiestrze poświęciłam całe moje artystyczne życie.

Krzysztof Dys: Studia wspominam jako jeden z najlepszych okresów w życiu. Raczej nie miałem oczekiwań w stosunku do uczelni, kiedy rozpoczynałem studia. Cieszyłem się z możliwości dalszego rozwoju, a poznańska uczelnia dała mi tę możliwość. W tej chwili jestem adiunktem w Katedrze Jazzu i Muzyki Estradowej, regularnie koncertuję i generalnie pracuję w zawodzie muzyka. Bardzo cenię sobie pracę na poznańskiej uczelni. Marzenia się spełniły. 

Patryk Piłasiewicz: Trudne pytanie. Pierwszą odpowiedzią jest pragnienie grania na kontrabasie. Opanowania sztuki gry, pojętej nie tylko jako techne, ale jako potwierdzenie sensu własnego życia. Znalezienie jakiegoś jednego powodu, który zmieniłby mój sposób myślenia o sobie jako o wadliwym elemencie rzeczywistości, przypadku z dziwnymi, nieuzasadnionymi ambicjami. Może dlatego wybrałem instrument, który zmuszał mnie do codziennej walki. I niezapomniane lekcje z profesorem, który był powodem mojego przyjazdu do Poznania. Wiele mu zawdzięczam.

Wiesław Prządka: W przypadku uczelni artystycznych, zwłaszcza na wydziale instrumentalnym, muzycy najczęściej kierują się osobą, czyli pedagogiem, u którego będą rozwijać swój talent muzyczny. W poznańskiej Akademii Muzycznej klasę akordeonu prowadził wówczas Henryk Krzemiński, jedna z najważniejszych postaci w rozwoju muzyki akordeonowej w Polsce. Już wstępując do liceum, marzyłem o tym, aby studiować u profesora Krzemińskiego. Marzyłem również o tym, aby grać w Poznańskim Kwintecie Akordeonowym, którego kierownikiem artystycznym był również Henryk Krzemiński. Niespodzianie, na drugim roku studiów, otrzymałem od profesora propozycję grania w tym zespole. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie i szczęście.

Najważniejsze, a może najzabawniejsze wspomnienie z Akademii Muzycznej?

L.B.: Na jednym z koncertów odbywających się w ramach "Arcydzieł Kameralistyki" zaplanowane było wykonanie utworu Serenata Notturna KV329 W.A. Mozarta. Pani prof. Kaliszewska zaproponowała, aby każdy z solistów przygotował własną kadencję, z pewną dawką poczucia humoru. Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, kiedy Pani Profesor w trakcie wykonywania utworu wyciągnęła okarynę i to na niej zagrała własną kadencję. Świadczyło to z pewnością o bardzo współczesnym podejściu do wykonawstwa muzycznego, a w pewnym sensie był to nawet muzyczny performance.

A.D.: Siłą rzeczy moimi najpiękniejszymi wspomnieniami z lat studenckich są koncerty z moją Orkiestrą Kameralną i związane z nimi przygody. Wspominam też z sympatią moich wykładowców, dyskusje wokół Warszawskiej Jesieni i Poznańskiej Wiosny Muzycznej, ciekawe rozmowy z fenomenalnym prof. Flatauem - fizykiem prowadzącym klasę klawesynu i lektorat z języka francuskiego. Podczas zajęć teoretycznych zetknęłam się z bardzo interesującymi osobowościami: prof. Florianem Dąbrowskim, Andrzejem Koszewskim czy Stefanem B. Poradowskim.

K.D.: Odpalenie gaśnicy w akademiku i konsekwencje tego wydarzenia (dyscyplinarna dożywotnia ewakuacja z domu studenckiego) są tym wspomnieniem, ale też merytoryczno-mistyczne doznania muzyczne.

P.P.: Wspomnienie. Było ich wiele, trudno wybrać mi jedno najważniejsze. Pamiętam bardzo dobrze przygotowania do koncertów orkiestry, próby z Marcinem Sompolińskim, spotkania z Jerzym Maksymiukiem i Jackiem Kaspszykiem. Pierwszy full contact orkiestrowy z Jose Maria Florenció. Pamiętam też przygotowania do Pasji wg św. Mateusza. Marcin z niewiadomych dla mnie przyczyn zaproponował, żebym zagrał w pierwszym basso continuo. Próbowaliśmy nocami, czasem od popołudnia do 2-3 w nocy, z małymi przerwami na paskudną kawę z automatu. Było pięknie.

W.P.: Moim najzabawniejszym wspomnieniem jest to z przedmiotu, który nazywa się kształcenie słuchu. Pisząc ze słuchu, zawsze dostawałem bardzo dobre oceny. Niestety kiedy musiałem śpiewać, wychodziło tragicznie. Pani Profesor pewnego dnia postanowiła się upewnić, czy aby na pewno dobrze słyszę. Posadziła mnie na teście tak, abym nie widział klawiatury fortepianu i w odosobnieniu od całej grupy, abym nie miał od kogo ściągać. Otrzymałem ponownie ocenę bardzo dobrą. Zaproponowałem wówczas, że zamiast śpiewania będę gwizdał, ponieważ będzie wtedy czyściej. Pani Profesor przystała na to i od tego momentu zacząłem otrzymywać znacznie lepsze oceny z ćwiczeń głosowych - w moim przypadku gwizdania.

Jak studia artystyczne z zakresu muzyki klasycznej pomagają odnaleźć się artyście w różnorodnych gatunkach muzyki współczesnej?

L.B.: Nauka wrażliwości na piękno, rzetelne podejście do odczytania zamysłu kompozytora, który pozostawił go w materiale muzycznym, dążenie do doskonałości w opanowaniu instrumentu i włączenie własnych emocji w interpretację utworów muzycznych to zagadnienia, które są terenem pracy podczas klasycznych studiów akademickich i jako takie mają swoje zastosowanie we wszelkich rodzajach szeroko pojętej muzyki współczesnej i najnowszej.

A.D.: Można powiedzieć, że urodziliśmy się z muzyką klasyczną. W niej się wychowywaliśmy, z nią żyliśmy i rozwijaliśmy naszą wrażliwość. Ona też otwiera nam drzwi do nowych doznań i poszukiwań. Ale stale jest punktem wyjścia i twardym gruntem dla rozwoju różnych języków artystycznych wypowiedzi.

W.P.: Studiowałem na poznańskiej uczelni na wydziale instrumentalnym z zakresu muzyki klasycznej. Nie było jeszcze wówczas możliwości wybrania kierunku muzyki rozrywkowej i jazzu. Dzisiaj prowadzę działalność koncertową jako solista i kameralista, grając bardzo różne gatunki muzyczne, takie jak: styl musette, new musette, tango, swing, muzyka latynoska. Improwizacji i nowych kierunków w muzyce uczyłem się sam, ale technikę gry i kulturę gry na instrumencie zdobyłem podczas wielu lat nauki z zakresu muzyki klasycznej. Jestem przekonany, że w rozwoju kariery muzycznej jako instrumentalista w różnych stylach muzyki rozrywkowej, jazzowej i współczesnej na pewno pomaga gruntowne przygotowanie klasyczne.

Jaki jest ten "akademicki jazz"? W jaki sposób pedagodzy i studenci Katedry Jazzu otwierają się na to, co w sztuce i muzyce zupełnie nowe, a przez to i może najbardziej pożądane?

K.D.: Jazz nie tylko w Poznaniu, ale w całej Polsce powoli wychodzi z niszy. Młodych, wspaniałych muzyków jest coraz więcej, miejsc do prezentowania jazzu również przybywa. Uczelnia coraz bardziej wychodzi naprzeciw oczekiwaniom studentów, staje się dla nich coraz bardziej przyjaznym środowiskiem. Ja jako nauczyciel staram się być dla studentów wsparciem i partnerem w dyskusji muzycznej. Nie wiem, dlaczego akademizm i rewolucyjny stosunek pozornie się nie godzą. Ja staram się je łączyć. Na pewno jest łatwiej, gdy jest się muzykiem koncertującym, który spotyka wspaniałych artystów i ma cały czas możliwość rozwoju.

P.P.: Akademicki jazz. Gości oficjalnie w murach Akademii już 10 lat. Ale zaczął się znacznie wcześniej, istniał szereg lat poza strukturami, żywiąc się prawdziwą pasją, niewymuszoną i pozbawioną ram zaliczeń, sesji i egzaminów. Jest akademicki, siłą rzeczy. Jest szansą i możliwością, której nie miało moje pokolenie. Kserowaliśmy Aebersolda i Real Books zdobyte na warsztatach i uczyliśmy się od siebie nawzajem, często poza wiedzą wrogo do jazzu nastawionych nauczycieli. Teraz dostęp do wiedzy jest szerszy i dozwolony, co nie oznacza, że stereotypy i utrudnienia zniknęły. Otwarcie na sztukę przebiega różnie. Tendencje zachowawcze i klasycyzujące zderzają się z eksperymentem i duchem free. Obrazem tego romantycznego pola bitwy są głosy ludzi, którzy opuszczają Akademię jako absolwenci Katedry Jazzu. Każdy z nich odkrywa swój "dźwięk podstawowy", opowiada swoją historię.

Rozmawiała Katarzyna Nowicka

  • Jubileusz 100-lecia Akademii Muzycznej - koncert na inaugurację obchodów Krzesimir Dębski i jego muzyka
  • 16.10, g. 19
  • Aula Nova
  • więcej na www.amuz.edu.pl

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019