Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Najważniejsze, by muzyka brzmiała prawdziwie

Rozmowa z Alicją Szelugą, dyrektorem artystycznym i dyrygentką chóru dziewczęcego Skowronki.

Alicja Szeluga, fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
Alicja Szeluga, fot. archiwum prywatne

Katarzyna Kamińska: Rozpoczyna się sezon artystyczny dla większości instytucji kulturalnych w Poznaniu. Także Skowronki koncertem 22 września w CK Zamek otworzą nowy sezon. Kilka dni temu zakończył się nabór nowych chórzystek. Cieszył się dużym zainteresowaniem? Coś Panią zaskoczyło?

Alicja Szeluga: Na przesłuchania przyszło sporo dziewczynek w różnym wieku - od 5 do 13 lat. Zaskoczenie? Na pewno dziewczynka, która zaśpiewała przepięknym, dużym altem piosenkę z repertuaru Renaty Przemyk. Znakomity głos, znakomite brzmienie, a przy tym wielka skromność. Bardzo się z tego spotkania ucieszyłam. Takie perełeczki też się zdarzają podczas przesłuchań.

Nabór to jedyny sposób, by trafić do chóru?

Do chóru zapraszamy dzieci poprzez informacje w mediach i w szkołach. Niektóre z nich trafiają do nas dzięki swoim przyjaciółkom, znajomym, które są już w zespole. Zdarza się także, że mama, która przed laty śpiewała w Skowronkach, teraz z dumą przyprowadza swoją córeczkę. To są bardzo miłe spotkania.

To chyba świadczy o dużej więzi z chórem, która wykracza poza czas występowania w nim.

To prawda. Warto też zaznaczyć, że nabór odbywa się cały rok. Jeśli znajdzie się dziewczynka, która w październiku czy listopadzie zechce dołączyć do chóru, lubi śpiewać, ma na to chęć, może się zgłosić.

A jak zaczęła się Pani przygoda z chórem?

To stało się 20 lat temu - w zeszłym roku uroczyście obchodziłam 20-lecie pracy ze Skowronkami. Tak się złożyło, że wówczas musiała nagle odejść z chóru ówczesna dyrygentka, pani Honorata Cybula. Pani profesor Krystyna Domańska-Maćkowiak - moja pedagog z czasów studiów na Akademii Muzycznej - poprosiła, bym podjęła się tego zadania. To było wielkie wyzwanie i odpowiedzialność. Chór był zespołem z ogromnymi tradycjami, działającym niemal 40 lat. Miałam świadomość tego, jakie ważne zadanie przede mną stoi.

Łączy Pani obowiązki dyrektora i dyrygenta. Jak wygląda Pani dzień pracy?

Funkcja dyrektora artystycznego wiąże się nie tylko z wyszukiwaniem interesującego repertuaru dla zespołu czy ustalaniem celów pracy, czyli kolejnych koncertów, udziału w festiwalach chóralnych. Moim zadaniem jest również organizacja pracy chóru, który jest bardzo liczny. W ramach Skowronków działają 3 grupy chóralne, od najmłodszej w wieku 6-9 lat, przez środkową: 9-12 lat, aż po najstarszą. W związku z tym pracy jest sporo, niemal na każdy dzień.

Próby odbywają się codziennie, ale z różnymi grupami. Do tego dochodzą zajęcia solfeżu, czyli nauka śpiewania z nut, zajęcia ruchu scenicznego, niezbędnego podczas występów scenicznych. Grupa najstarsza, koncertująca, pracuje w sumie około 7 godzin w tygodniu. To sporo.

Ale śpiewanie w chórze nie jest dla nich wyłącznie formą zajęć pozalekcyjnych.

Dziewczynki przychodzą do chóru, ponieważ kochają śpiewać. To jest ich pasja i główny powód istnienia i aktywności w zespole. Jednocześnie zawiązują się między nimi przyjaźnie, które z czasem bardzo się zacieśniają. Te kontakty, które zaczynają się w zespole, pięknie rozwijają się w przyszłości. Dziewczęta kończą działalność w chórze, ale nadal trzymają się razem. I potem często w tej samej grupie kontynuują pracę w innych zespołach. Cały czas utrzymują ze sobą kontakt. Przyjaźnie zawarte podczas 6, 8 czy nawet 10 lat śpiewania w chórze ciągle trwają. Ostatnio byłam zaproszona na ślub chórzystki, której świadkiem była inna chórzystka. Takich sytuacji jest mnóstwo.

Rzeczywiście wydaje się, że chór tworzy fantastyczne warunki do nawiązywania przyjaźni.

Kontakty między dziewczętami są bardzo mocne. Bardzo zabiegam o integrację chóru. Zaprzyjaźniony ze sobą zespół zupełnie inaczej muzykuje. Chórzystki łączą wspólne przeżycia muzyczne, emocje związane z utworami, a ponadto radość z dobrego koncertu czy z wygranych konkursów. Integracji zespołu sprzyjają wspólne podróże koncertowe, przygody, które przeżywamy - czasami straszne, czasami śmieszne. Gdy spotykamy się po latach, np. z okazji kolejnych jubileuszy, wspominamy z wielkim sentymentem to wszystko i cieszymy się z tego. 

Wspomniała Pani, że część dziewczynek kontynuuje swoją drogę artystyczną w innych zespołach. W jakich?

Najczęściej są to chóry uczelniane, choć nie tylko. Nie ukrywam, że chcę, by dziewczyny dalej śpiewały i mobilizuję je, by zapisywały się do innych chórów. Sugeruję chór mieszany, bo to ogromna przyjemność śpiewać w chórze o tak szerokiej skali i barwie, które daje obecność męskich głosów. W Poznaniu działa bardzo wiele takich chórów. Są to np. Poznański Chór Kameralny pod dyrekcją Bartosza Michałowskiego, Chór Kameralny UAM po dyrekcją Krzysztofa Szydzisza, Chór Uniwersytecki i inne. Nawiasem mówiąc, absolwentki mojego zespołu to bardzo cenny "nabytek" dla innych chórów. Wiele z dziewcząt trafia do Akademii Muzycznych, kształci się wokalnie i próbuje swych sił w solowej karierze. To ogromna satysfakcja dla mnie jako pedagoga.

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat istnienia chór nagrał kilkanaście płyt. Ostatnia nosi tytuł "Vivaldi jak 300 lat temu". Sięgnęłyście po repertuar poważny, z epoki baroku. A jaki jest ulubiony repertuar chóru?

Mamy bardzo szeroki repertuar. Śpiewamy średniowieczne chorały gregoriańskie, utwory baroku, romantyzmu aż po muzykę współczesną. Tak różnorodny repertuar służy edukacji chórzystek. Staram się, by dziewczęta przez czas śpiewania w zespole poznały utwory komponowane w różnych epokach, różne środki wyrazu, style muzyczne. Do naszego programu włączam także utwory bliższe dziewczętom - aranżacje chóralne muzyki rozrywkowej, utwory zespołów, które znają i które na co dzień słuchają. Cieszy mnie, że z czasem zaczynają sięgać także po klasycznych twórców: Bacha, Mozarta, Vivaldiego i innych.

Słyszałam, że jest pewna trudność z doborem repertuaru, gdyż
w muzyce klasycznej jest niewiele opracowań dla chórów żeńskich.

Rzeczywiście nie ma zbyt wielu przykładów muzyki dawnej pisanej z myślą o chórach żeńskich. Utwory na taki skład powstawały w klasztorach i były to kompozycje sakralne. Muzykę świecką tworzono głównie z myślą o chórach mieszanych. Gdybym więc chciała taką muzykę wykonywać, musiałabym dysponować aranżami. A ja niechętnie sięgam po aranże. Wolę muzykę oryginalną. W przypadku Vivaldiego jednak sytuacja była inna. Nawiązałam do tradycji pierwszego wykonania, które miało miejsce w czasach, w których żył Rudy Ksiądz - jak go wówczas nazywano. Vivaldi pracował w Wenecji, w Ospedale de la Pieta - sierocińcu dla dziewcząt. Bardziej uzdolnione muzycznie śpiewały w chórze i grały w orkiestrze, prowadzonej przez samego Vivaldiego. Poziom wykonawczy tych zespołów był niebywale wysoki. Prawykonania wielu dzieł twórcy odbywało się więc z udziałem tego znakomitego aparatu wykonawczego. Tak było ze słynną "Glorią". Partie basów i tenorów transponowano o oktawę. "Skowronki" swoim wykonaniem nawiązały więc do tradycji i stąd tytuł płyty. Ta muzyka była dla nas wspaniałą muzyczną przygodą. Potem sięgnęłyśmy po Pergolesiego, na wiosnę przyszłego roku chciałabym zmierzyć się z kompozycją Hassego.

Powiedziała Pani, że występom chóru towarzyszą ogromne emocje. Czy koncerty są dla was najpełniejszą formą realizacji?

Występy są dla nas najważniejsze. Do nich przygotowujemy się przez cały czas. Ale próby też są ważne. Tu uczymy się, tu budujemy utwory. Niektóre z prób są - z punktu widzenia dziewcząt - mniej interesujące, bo musi minąć trochę czasu zanim dojdziemy do zadowalającego efektu, zanim zostaną wyrobione nawyki wykonawcze, dotyczące powstawania dźwięków, budowania frazy i tak dalej. Są jednak takie próby, gdy już umiemy utwór i próbujemy wydobyć z niego coś, co jest poza nutami: emocje, ekspresję. Jeśli się uda, wychodzimy uskrzydlone. Potem chodzi o to, by udało się tak samo zaśpiewać na koncercie, a nawet jeszcze lepiej.

Trudność w pracy z dziećmi polega na tym, że powtarzając, ćwicząc, wchodzą w rutynę. Dążę więc do tego, by podczas koncertu w chórzystkach odżyły emocje występujące w utworze, by nie wykonywać utworów mechanicznie. Muzyka, żeby była piękna i by trafiała do serc słuchaczy, musi być zaśpiewana ze szczerością, prawdziwie.

Chór koncertuje w Poznaniu, ale także poza nim, m.in. w ramach cyklu "Ze Skowronkami po Wielkopolsce" wystąpił niedawno w zabytkowym, drewnianym kościółku w Orchowie. Lubicie te występy?

Te występy są niesamowite. Przychodzi na nie mnóstwo ludzi, którzy często są wzruszeni, czasami nawet płaczą. To dla nas wielka radość, satysfakcja i najlepsza recenzja koncertu. Słuchacze są zaskoczeni wysokim poziomem chóru, zdziwieni młodzieżą, która na scenie jest tak profesjonalna. Odbiór muzyki bywa różny, zależny od repertuaru. Muzyka współczesna jest trudna i trzeba być na nią przygotowanym. Staram się proponować im i kompozycje trudniejsze, i te prostsze.

Jakie są Wasze najbliższe plany? Konkursy, festiwale?

W ciągu roku szkolnego pracujemy nad naszym repertuarem w Poznaniu. Na konkursy i festiwale jeździmy w czasie wakacji, ponieważ wtedy dzieci mają na to czas. A jeśli chodzi o najbliższe plany to 21 grudnia w Auli Nova wykonamy "The Ceremony of Carols" Benjamina Brittena, cykl kolędowy z harfą. Potem chcemy przygotować "Miserere d-moll" Johanna Adolfa Hassego z udziałem kwintetu smyczkowego. Planujemy także koncerty: kolędowe, pasyjne i inne.

Rozmawiała: Katarzyna Kamińska